niedziela, 17 listopada 2013

„Obsługiwałem angielskiego króla” Bohumil Hrabal – audiobook, czyta Kazimierz Kaczor

 Obsługiwałem angielskiego króla (audiobook CD) - Hrabal Bohumil - duży obrazek

        Po serii kilku nieudanych  książek  w końcu natrafiłam na coś ciekawego.  Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się jeszcze bardziej przyjemna  .  Była to dość dziwna przyjemność.  Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego Hrabala,  miałam wrażenie , jakbym zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,  a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić.  Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał  po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem leśnymi samotnikiem, zaczyna  wreszcie myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.

               Nie czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w  kelnerze w hotelu i  ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później jako  kelnera do lepszego  hotelu. Jan jego zdaniem to     człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć . Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich na taki ślub.  Urodził mu się upośledzony psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został znacjonalizowany , a on sam  stał się robotnikiem leśnym. 

    Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena, dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.  Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie , opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać  jego zachowanie. Tyle tylko, że część czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych   , może  wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym.  Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla” nie porwało, mimo, że słuchałam z zaciekawieniem.

       Na marginesie tych refleksji dorzucę jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat.  Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to Nagroda im. Wisławy Szymborskiej.  Dość sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość, czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M. Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale nie doczytałam jej do końca.  Z reguły daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę,  czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła, to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie przeczytać.      Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.  Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem  i nie może przez niego przebrnąć .  
     
bsługiwałem angielskiego króla (audiobook CD) - Hrabal Bohumil - duży obrazek
 
       Po serii kilku nieudanych  książek  w końcu natrafiłam na coś ciekawego.  Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się jeszcze bardziej przyjemna  .  Była to dość dziwna przyjemność.  Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego Hrabala,  miałam wrażenie , jakbym zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,  a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić.  Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał  po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem leśnymi samotnikiem, zaczyna  wreszcie myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.
                Nie czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w  kelnerze w hotelu i  ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później jako  kelnera do lepszego  hotelu. Jan jego zdaniem to     człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć . Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich na taki ślub.  Urodził mu się upośledzony psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został znacjonalizowany , a on sam  stał się robotnikiem leśnym. 
    Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena, dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.  Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie , opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać  jego zachowanie. Tyle tylko, że część czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych   , może  wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym.  Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla” nie porwało.
 
       Na marginesie tych refleksji dorzucę jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat.  Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to Nagroda im. Wisławy Szymborskiej.  Dość sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość, czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M. Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale nie doczytałam jej do końca.  Z reguły daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę,  czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła, to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie przeczytać.      Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.  Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem  i nie może przez niego przebrnąć .  

Po

Po serii kilku nieudanych  książek  w końcu natrafiłam na coś ciekawego.  Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się jeszcze bardziej przyjemna  .  Była to dość dziwna przyjemność.  Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego Hrabala,  miałam wrażenie , jakbym zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,  a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić.  Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał  po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem leśnymi samotnikiem, zaczyna  wreszcie myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.
                Nie czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w  kelnerze w hotelu i  ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później jako  kelnera do lepszego  hotelu. Jan jego zdaniem to     człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć . Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich na taki ślub.  Urodził mu się upośledzony psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został znacjonalizowany , a on sam  stał się robotnikiem leśnym. 
    Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena, dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.  Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie , opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać  jego zachowanie. Tyle tylko, że część czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych   , może  wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym.  Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla” nie porwało.
 
       Na marginesie tych refleksji dorzucę jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat.  Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to Nagroda im. Wisławy Szymborskiej.  Dość sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość, czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M. Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale nie doczytałam jej do końca.  Z reguły daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę,  czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła, to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie przeczytać.      Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.  Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem  i nie może przez niego przebrnąć .  
serii kilku nieudanych  książek  w końcu natrafiłam na coś ciekawego.  Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się jeszcze bardziej przyjemna  .  Była to dość dziwna przyjemność.  Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego Hrabala,  miałam wrażenie , jakbym zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,  a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić.  Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał  po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem leśnymi samotnikiem, zaczyna  wreszcie myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.


                Nie czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w  kelnerze w hotelu i  ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później jako  kelnera do lepszego  hotelu. Jan jego zdaniem to     człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć . Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich na taki ślub.  Urodził mu się upośledzony psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został znacjonalizowany , a on sam  stał się robotnikiem leśnym. 
    Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena, dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.  Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie , opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać  jego zachowanie. Tyle tylko, że część czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych   , może  wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym.  Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla” nie porwało.
 
       Na marginesie tych refleksji dorzucę jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat.  Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to Nagroda im. Wisławy Szymborskiej.  Dość sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość, czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M. Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale nie doczytałam jej do końca.  Z reguły daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę,  czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła, to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie przeczytać.      Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.  Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem  i nie może przez niego przebrnąć .  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz