środa, 27 listopada 2013

Isabelle Smadja „Władca pierścieni albo kuszenie zła”


Tolkien in the 1940s
         Jako fanka „Władcy pierścieni” kupiłam kiedyś  „Władcę  pierścieni albo kuszenie zła”, swoim zwyczajem położyłam książkę na półce. No i nadszedł właśnie na nią czas.  Kupując ja spodziewałam się ciekawego spojrzenia na „Władcę pierścieni” i liczyłam na to, że może dowiem się o czymś, na co do tej pory nie zwróciłam uwagi . Niestety, książka jest kolejnym rozczarowaniem i to totalnym.  Miałam wrażenie, że autorka, mimo bogatej bibliografii i licznych przypisów,  nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. 
    Smadja sporo pisze o symbolach, mitach, odwołuje się do różnych innych dzieł literackich i do różnych prądów filozoficznych. Ale konkluzje, do jakich dochodzi w wyniku tych analiz, są porażająco idiotyczne.  Nie będę ich porządkować, napiszę w kolejności takiej, jaka zapamiętałam, czyli od najbardziej  idiotycznych pomysłów. „Tolkien zafascynowany jest destrukcją  , śmiercią i podbojem”, a jego dzieło „uprawomacnia to zafascynowanie” . „Władca” jest pochwałą nierówności społecznych, rasizmu i homoseksualizmu. Autor zaś występuje przeciwko równouprawnieniu płci i przeciwko postępowi.    Golum to nie morderca, który zabił z chciwości, tylko symbol człowieka ludu, który jest ciemiężony przez inne warstwy społeczne itd. itp.  Autorka porównuje przy tym „Władcę” z innymi wielkimi dziełami  , np. „Odyseją”, z mitami in. Wszystkie porównania wypadają oczywiście na niekorzyść „Władcy” .  Autorka nie ma pojęcia o podstawach chrześcijaństwa, nie widzi żadnych analogii.

      Nie podobało mi się w tej książce nic i nawet szkoda mi czasu na to, aby polemizować z jej tezami. Usiłowałam znaleźć autorkę w googlach i zorientować się, kto to jest. W wydaniu Bellony z 2004r. nie ma o niej zbyt wiele , tyle tylko, że to "francuska autorka młodego pokolenia" , "doktor estetyki i filozofii".  Znalazłam w goglach co nieco , ale trudno było ustalić, czy informacje dotyczą właśnie tej autorki.  Z pewnością książka po raz pierwszy została wydana w j. francuskim. Może to zazdrość Francuzów , że Tolkien był Anglikiem?

      Ostatnimi czasy modne zrobiły się różne idiotyczne interpretacje różnych dzieł. Są one pisane w podobny deseń. Czytałam jakiś czas temu o interpretacji „Kamieni na szaniec” w wykonaniu nieznanej mi kobiety.  Z tego co zapamiętałam, to chyba miała jakiś tytuł naukowy. Doszła do wniosku , że „Kamienie na szaniec” to książka o homoseksualistach .  Coś takiego jak przyjaźń pomiędzy osobami tej samej płci nie istnieje, a jeżeli ktoś robi wobec innej osoby coś szlachetnego, to może wynikać wyłącznie z faktu, że chce się z tym kimś przespać.  To są już opary absurdu.

   Gdy odnalazłam tą książkę na półce, nie byłam pewna, dlaczego nie zaczęłam jej czytać od razu. Teraz zaś w trakcie lektury zauważyłam oznaki, że te parę lat temu, zaczęłam jednak ją czytać, na początkowych stronach postawiałam pytajniki i podkreślałam różne dziwne rzeczy. I najwyraźniej nie miałam ochoty na  czytanie do końca. Teraz się zawzięłam i dotrwałam do końca, książka gruba nie jest, tyle tylko, że czytać jej nie było warto.

   Zabiorę się w najbliższym czasie za „Listy Tolkiena”, które czekają na swoją kolejkę. Chciałam być bliżej bohaterów „Władcy” , ale się nie udało. Dzięki „Listom” na pewno się uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz