Królowa Kryminału pokazuje, jak bardzo mylnie możemy oceniać nawet tych ludzi, których w naszym mniemaniu najlepiej znamy, czyli nawet i członków własnej rodziny. Pozornie oczywiste wydaje się, że skoro mieszka się z kimś przez wiele lat, to wszystko jest już o tej osobie wiadome. Sama autorka wspominała, że to właśnie ta powieść jest jedną z jej ulubionych i że przez lata "chodziła za nią". A. Christie, będąca wyśmienitym psychologiem, aczkolwiek bez formalnego wykształcenia w tym kierunku, niewątpliwie miała świadomość, jak bardzo powierzchownie patrzymy na swoich bliskich i jak bardzo mylimy się, uważając, że wiemy, do czego są oni zdolni.
W "Domu zbrodni" nie ma ani panny Marple ani Herkulesa Poirot`a. Śledztwo prowadzi policja przy wydatnym udziale dorosłego syna jednego z policjantów, zakochanego we wnuczce ofiary. A zamordowany został we własnym domu milioner Arystydes Leonides, będący w zaawansowanym już wieku i mieszkający z całą, niemałą rodziną w jednym domu. Pierwsze podejrzenie padło na młodą wdowę, a cała rodzina jak jeden mąż stanęła przeciwko niej. Przypisanie morderstwa właśnie wdowie byłoby dla wszystkich idealnym rozwiązaniem, uniknęłoby się dzięki temu wnikania pod powierzchnię tej rzekomo idealnej rodziny.
Autorka pod tą powierzchnię jednak wnika, ale robi to tak, jakby otwierało się rosyjskie matrioszki, czyli drewniane lalki, włożone jedna do drugiej tak, że nigdy nie jest wiadomo, ile ich jest jeszcze w środku. Opisując postać najpierw przytacza opinię o niej innych osób i pierwsze, powierzchowne wrażenie, jakie ten ktoś robi na obcym. Przy drugim spotkaniu patrzy już wnikliwiej, dostrzega to, co dla innych dostrzegalne nie jest. Przykładowo wspomniana wdowa uchodziła za antypatyczną, sprytną cwaniarę, która zakręciła się przy bogatym dziadku w wiadomym celu. Po rozmowie z nią okazało się, że jest autentycznie załamana, bezradna i samotna w domu, w którym wszyscy jej nienawidzili, a do tego narażona na pomówienia i inne akty wrogości. Gdy autorka ponownie się nią zajmuje na jaw wychodzi romans, prawdodobieństwo, iż jednak to ona jest zabójczynią, wzrasta więc. Ale jeszcze kolejne spojrzenia na kobietę pzowalają dostrzec, że raczej dobrze czuła się w roli i żony i kochanki innego mężczyzny, było to romantyczne, dramatyczne, a do zabójstwa nie byłaby zdolna. Jak było naprawdę, nie zdradzę.
Oczywiście ten sam manewr wnikania w czyjś charakter zastosowany został w odniesieniu do wszystkich bohaterów książki. Co więcej, Christie wzięła też pod uwagę, że do czasu zabójstwa poszczególni członkowie rodziny byli zależni od nestora rodu, nie mieli tak naprawdę kiedy sie usamodzielnić. Zabójca zabijając, mógł więc wykazać się cechami, których do tej pory nie ujawniał, do czasu zabójstwa wszytsko przecież toczyło się standardowo.
Christie pochylając się nad poszczególnymi postaciami do tego stopnia łamie schematy, że typując prawdopodobnego zabójcę, bierze pod uwagę, ze matka mogłaby zabić swoje dziecko. Tym razem nie dotyczy to milionera, tylko jego wnuczki, która prowadziła swoje własne śledztwo. Dziewczynka została potężnie uderzona w głowę. Autorka pisze, że "co rusz jakaś matka czuje nagłą niechęć do któregoś ze swoich dzieci. Tylko do jednego, resztę może bardzo kochać. W każdym wypadku jest powód: jakieś skojarzenie, związek, ale trudno go wykryć. Kiedy jednak coś takiego istnieje, nichęć jest bardzo silna i nie podlega kontroli rozumu." Przypomniało mi się, że istniały podejrzenia, że dorosła córka Agaty Christie miała romans ze swoim ojczymem, drugim mężem autroki. Wspominał o prawdopodobieństwie czegoś takiego Jared Cade w bardzo solidnej biografii pt. "Agatha Christie i jedenaście zaginionych dni", o której pisałam tutaj.
Nie uważam "Domu zbrodni" za najlepszą książkę Christie, mimo masy zalet w innych powieściach narracja jest wnikliwsza, a tutaj jednak widać, że "Dom" pisany był w szalonym tempie. Brakuje tych detektywów, którzy są już znakami firmowymi autorki. Ale z cała pewnością warto.
4/6