wtorek, 20 lutego 2018

John Krakauer „Wszystko za Everest”


   

       
  „Wszystko za Everest” czyta się rewelacyjnie. Im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej robiła się wciągająca. Autor w 1996r. był członkiem komercyjnej wyprawy, która jako jedna z kilku innych podjęła w tym samym czasie próbę zdobycia Everestu. Początkowo szokujące są opisy takiej wyprawy, zupełnie odmiennej od tych, jakie zna się z innych książek, potem zaś nie można się oderwać od opisu wydarzeń, które  skończyły się tragedią, w trakcie ataku szczytowego zginęło bowiem 8 osób.


     Wyprawa komercyjna to po prostu wyjazd ze zorganizowana grupą. Organizator bierze na siebie wszystkie kwestie , związane z zaopatrzeniem wyprawy w żywność i sprzęt, typu butle tlenowe,  obecność   szerpów i przewodników. Klient płaci i powinien być wprowadzony na wierzchołek. W praktyce podczas opisywanej wyprawy wyglądało to wszystko mocno szokująco. Członkowie grupy się wcześniej nie znali. Ich kondycja i doświadczenie wysokogórskie było mocno zróżnicowane, jedni mieli mocną kondycję i byli obyci z warunkami himalajskimi, inni wręcz odwrotnie. Przykładowo jeden z uczestników musiał dopiero uczyć się chodzić w rakach, inny wziął ze sobą nowe buty, bo nie wpadł na to, że mogą go obetrzeć. Część osób miała też dolegliwości zdrowotne, które powinny ich wykluczyć z zakwalifikowania do udziału w wyprawie, przykładowo jeden mężczyzna przebył krótko wcześniej operację okulistyczną. Skoro ludzie wcześniej w ogóle się nie znali, nie mogli na sobie polegać. Zaufanie do partnera, które jest postawą każdej wyprawy wysokogórskiej innego typu, w tym przypadku było tylko czczym frazesem. Wskutek różnicy w kondycji, ten uczestnik który szedł jako pierwszy po przebyciu określonego odcinka, musiał w mrozie siedzieć i czekać na resztę, nawet i 1,5 godziny. Kierownictwo poszczególnych wypraw nie było w stanie niczego skutecznie wspólni uzgodnić. Co najgorsze, z uwagi na sporą liczbę osób, na poszczególnych odcinkach góry tworzyły się korki. Gdy przykładowo autor schodził już ze szczytu i widząc pogarszające się warunki pogodowe, chciał to zrobić w najszybszym możliwie tempie, musiał poczekać, aż pewien odcinek przejdzie, idąca w górę grupa, co trwało około godziny.

     W tym czasie gdy pojedyncze osoby zdobyły już szczyt i zaczęły schodzenie, gwałtownie pogorszyły się warunki i rozpoczęła się burza śnieżna. Wszyscy byli wówczas w tzw. strefie śmierci z bardzo ograniczonym zapasem butli tlenowych czy pożywienia. Kilka zaledwie osób dotarło do namiotów w najwyżej położonym obozie. Reszta została na grani, a odczuwalna temperatura wynosiła wówczas minus około 70 stopni. Krakauer starał się, jak twierdzi, dokładnie opisać, co się wówczas stało. Pisze to zarówno z perspektywy swojej ówczesnej wiedzy w danym momencie, kiedy nie miał pojęcia, co dzieje się z resztą osób, jak i z pozycji osoby, która już post factum starała się zrekonstruować przebieg wydarzeń. Ta rekonstrukcja wzbudziła spore kontrowersje, gdyż inny wspinacz, Anatolij Bukriejew do tego stopnia nie zgadzał się z opisami Krakauera, że napisał własną powieść. Karkauer lojalnie poinformował o tym czytelnika. W tej części książki można obserwować ludzkie postawy w tak ekstremalnych warunkach, i odwagę i brawurę i nawet bohaterstwo, ale i bierność czy egoizm. Aczkolwiek mam wątpliwość, czy od  osób skrajnie wycieńczonych, ledwie żywych można wiele wymagać.  

    Książka wytrzymuje porównanie z innymi pozycjami o wysokich górach, aczkolwiek dla mnie w dalszym ciągu ideałem jest „Broad Peak. Niebo i piekło” Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego. W „Broad Peaku” zdecydowanie więcej miejsca poświęcone zostało aspektowi psychologicznemu, temu dlaczego ludzie chodzą po takich górach, jak również dokładnemu ustaleniu, co się stało i dlaczego. Polscy autorzy sporządzili portrety psychologiczne uczestników dramatu i to nie tylko odnoszące się do tej jednej wyprawy. Krakauer może z uwagi na olbrzymia ilość uczestników ograniczył się do tego, że z każdym prawie starał się porozmawiać na temat wydarzeń. Bardziej skupił się na opisie tego, co się stało, niż na wnikaniu w głąb psychiki ludzkiej.
       Przed przeczytaniem książki słyszałam co nieco o wyprawach komercyjnych w Himalaje. Wydawało mi się, że z taką wyprawą wejście na Everest najprostszą drogą nie jest  trudne i leży w zasięgu możliwości wielu osób. Wizja ta była to zupełnie błędna. Tak nie jest. Można oczywiście popatrzyć na to, co się stało w maju 1996r.  przez pryzmat braku pokory uczestników wyprawy i przecenienia własnych możliwości, jako pstryczek w nos tzw. komercji . Ale z drugiej strony czy informacje o zdobyciu Everestu przez tzw. zwykłych ludzi nie dodają wszystkim wiary we własne siły? 
5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz