Świat wirtualny z jednej strony fascynuje, z drugiej zaś przeraża, bo wiadomo z grubsza, jak wiele złego można w tym świecie zdziałać. Jak to dobrze, że w końcu pojawił się ktoś, kto zna się na tym, jak mało kto, i jeszcze potrafi pisać. Jakub Szamałek pisze na szczęście powieści, a nie podręczniki. Książka jest rewelacyjna, godna polecenia absolutnie każdemu, wciąga zarówno sama intryga kryminalna, jak też i masa elementów odnoszących się do cyberprzestrzeni, a nawet i obserwacje psychologiczne czy socjologiczne. Całość napisana jest niezwykle przystępnie, proporcje pomiędzy intrygą kryminalną a dawkowaniem wiedzy cybernetycznej są idealne. Spora część wydarzeń ma związek z mediami społecznościowymi, pozornie więc może się wydawać, że nic nowego na ten temat nie można już powiedzieć, większość ludzi przecież funkcjonuje na facebooku, twitterze, czy innych podobnych serwisach. Jak się okazuje, nic bardziej mylnego, można dowiedzieć się naprawdę wiele, a wiedza ta momentami jest przerażająca. Poza intrygą kryminalną jest też sporo political fiction, i to najwyższym poziomie, typu "House of Cards".
Autor prowadzi równolegle 3 wątki. Jeden to dziennikarskie śledztwo Julity, znanej z pierwszego tomu, ale jak ktoś nie czytał tomu pierwszego, to nie ma problemu, może zacząć od drugiego. W tym przypadku określenie "dziennikarskie śledztwo" nie oznacza wymyślenia pseudoafery, to jest rzeczywiście fachowa robota, wymagająca olbrzymiej wiedzy o internecie, trop trzeba bowiem namierzać właśnie przez internet. Otóż została zabita i to na oczach widzów, internautów, dziewczyna pracująca w sex telefonie i jeszcze przed kamerą. Julita wie jedynie, że dziewczyna ta miała coś bardzo ważnego, czego poszukiwał zabójca.
Drugi wątek, to kampania wyborcza, ale dotycząca szefa partii , która jest zaledwie na granicy wejścia do sejmu. Szefowa tej kampanii wraz z politykiem zadecydowali, że zdecydowana większość funduszy, około 90 %, zainwestowana zostanie na działania w internecie, głównie w mediach społecznościowych, a miało to polegać oczywiście na manipulacji internautami. Metody, jakie miały być stosowane, są opisane, ku jednak zaskoczeniu prowadzącej tą kampanię, polityk zdecydował się zaangażować firmę zewnętrzną, która ma jeszcze inny pomysł na wygraną, też oczywiście korzystając z manipulacji internautami na portalach społecznościowych.
No i jest jeszcze młody Białorusin, który podjął pracę w Warszawie na portalu społecznościowym jako ekspert od bezpieczeństwa. Awansował na to stanowisko, gdy wykrył sporą liczbę fejkowych kont z identyczną zawartością, a wszystko wskazywało na to, że założyli je Rosjanie.
Wszystkie wątki są rewelacyjne, od książki nie można się oderwać.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz