Ks. Zieja "niepokoi, ale i budzi nadzieję: oto możliwe jest dobre życie w jakże trudnych okolicznościach. Dobre życie człowieka, który nie chował się w bezpieczny kącik, lecz odważnie podejmował wyzwania, jakie niosło życie" (Jan Andrzej Kłoczowski OP) .
Ksiądz Zieja przeżył prawie 100 lat, od 1897r. do 1991. Jako kapelan wojskowy uczestniczył w wojnie polsko - bolszewickiej, a potem w powstaniu warszawskim. Był pierwszym kapelanem Zakładu dla Ociemniałych w Laskach, organizował Caritas, był żołnierzem AK, kapelanem Szarych Szeregów i Komendy Głównej AK, kapelanem Batalionów Chłopskich, jako członek Żegoty pomagał Żydom, w późniejszym okresie działał w KOR. Był człowiekiem bardzo wykształconym i pozbawionym uprzedzeń, znał biegle kilka języków obcych, studiował m. in. judaistykę. Pod koniec wojny wyjechał dobrowolnie do Rzeszy jako duszpasterz robotników przymusowych, w ramach konspiracji oczywiście. W różnych okresach życia przez krótki czas bywał zwykłym proboszczem.
Potrafił dogadać się z każdym człowiekiem bez względu na jego poglądy. Być może przez to, że nie zamknął się w jednej hermetycznej "bańce", miał przecież kontakty z ludźmi o różnych poglądach, o różnym wykształceniu i różnym statusie społecznym, z ludźmi, wyznającymi różne religie. Łączył ludzi, gdy głosił kazania, nie piętnował zła, mówił o dobru. Odnajdywał się w każdych warunkach, wszędzie znajdował sens istnienia i coś do zrobienia. Nie stracił wiary w Boga i w człowieka mimo okropieństw, które widział podczas wojen.
Ogromne wrażenie robi część "Świadectwa", gdzie zawarte są cytaty z różnych dzieł różnych autorów, gdzie szereg osób wypowiada się o księdzu, wspominają nawet jego kazania sprzed 50 lat. Są to w większości świadectwa ludzi już nieżyjących. Zofia Kossak wspomniała, że "miał oddanych sobie przyjaciół wszędzie, zarówno wśród polskich komunistów, jak oenerowskiego "Szańca".
Władysław Bartoszewski wspominał kontakt z księdzem podczas spowiedzi w czasie wojny, gdy został zwolniony z Auschwitz , gdy był załamany i bez wiary, porażony koszmarem, który widział i który przeżył. Ksiądz Zieja spowodował, że odzyskał wiarę i znalazł w życiu sens. Ksiądz powiedział, żeby nie rozczulał się nad sobą, tylko dawał świadectwo, że musi przejść do działania. Gdy Bartoszewski odpowiedział, że przecież on nic nie może, nie ma kontaktów, ani pieniędzy i nie wie, co robić, ksiądz odrzekł: "Wyszedłeś z obozu żywy, bo Bóg chciał, żebyś przeciwdziałał złu, które poznałeś. To wielka łaska. Łaska i dług, który musisz spłacić. Wysnuj z tego wnioski". Dodał: "Pomyśl o tych, którzy żyją za murem. Masz pomagać każdemu, kto stanie na Twojej drodze."
Książka poza wywiadem - rzeką, opublikowanym wiele lat temu, poza świadectwami zawiera jeszcze kalendarium życia, wybrane nauki księdza i zdjęcia. Jest to już siódme wydanie.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz