Ksiądz Fedorowicz był postacią szalenie ciekawą, zaryzykowałabym twierdzenie, że do tego jeszcze niemal świętą. Książkę niewątpliwie warto przeczytać, aczkolwiek sposób jej napisania budzi wiele zastrzeżeń.
Ksiądz zasłynął z tego, że w czasie wojny zdecydował się na dobrowolny wyjazd wraz z zesłańcami ze Lwowa gdzieś na Sybir. W chwili wyjazdu punkt docelowy nie był znany. Jak się okazało, trafił do Kazachstanu i pełnił tam posługę . Żył w skrajnej biedzie i niewiele brakowało, a przypłaciłby tą decyzję życiem. Został potem kapelanem w Armii Andersa, miał możliwość powrotu z nią do kraju, ale z opcji tej nie skorzystał, bo sporo Polaków z ZSRR wyjechać nie mogło. Został z nimi, a do Polski wrócił z Armią Berlinga, z Berlingowców ostatecznie został wyrzucony w bardzo krótkim czasie. Fenomenalne dla mnie było to, że nie oceniał, nie robił uników wówczas, gdy wcielony został do Armii Berlinga. Nie generalizował, że są tam sami komuniści, uznał, że z pewnością się przyda. No i tak się stało, wielu żołnierzy, szczególnie pochodzących ze wsi, korzystało z jego posługi. Po wojnie został kapelanem w Ośrodku dla Niewidomych w Laskach. A Laski słynęły z tego, że nie tylko opiekowano się tam niewidomymi. Laski skupiały inteligencję katolicką, w tym wielu opozycjonistów. Odnalazł się w przeciwieństwie do wielu ludzi zarówno w czasach złych i dobrych, zmarł w 2002r.
Co do sposobu napisania książki, to styl jest ciężki. W pierwszych rozdziałach autorka omawia szczegółowo rodowód księdza, historie wszystkich członków jego rodziny, łącznie z dziadkami. To samo robi z jego przyjaciółmi. Z pewnością całości lepiej zrobiłoby, gdyby fragmenty te zostały znacznie skrócone.
Nie za bardzo jasny jest dla mnie rozdział, dotyczący znajomości Jana Pawła II z ks. Fedorowiczem. Z opisu wydawcy z okładki wynika, że przez 40 lat ks. Fedorowicz był duchowym powiernikiem papieża. Z rozdziału o tej znajomości wniosku takiego wysnuć już nie można. Gdyby sugerować się tym rozdziałem relację tą można byłoby nazwać luźną znajomością, ograniczającą się do bardzo rzadkich spotkań w szerszym gronie. Wikipedia podaje jednak z kolei, że ks. T. Fedorowicz był spowiednikiem papieża. Wątek ten nie został zgłębiony. A można byłoby sporo się dowiedzieć rozmawiając chociażby z kard. St. Dziwiszem.
Autorka często cytuje różne wspomnienia, czy listy, tak jakby mowa była o postaci sprzed co najmniej 100 czy 200 lat, której nikt znać już nie może. Brakowało mi relacji osób, które znały księdza nieco luźniej, niż najbliżsi współpracownicy. Relacje najbliższych współpracowników są. Jest indeks osób, są przypisy, są zdjęcia. Ale mimo to po lekturze pozostał mi pewien niedosyt.
4/6
Nie za bardzo jasny jest dla mnie rozdział, dotyczący znajomości Jana Pawła II z ks. Fedorowiczem. Z opisu wydawcy z okładki wynika, że przez 40 lat ks. Fedorowicz był duchowym powiernikiem papieża. Z rozdziału o tej znajomości wniosku takiego wysnuć już nie można. Gdyby sugerować się tym rozdziałem relację tą można byłoby nazwać luźną znajomością, ograniczającą się do bardzo rzadkich spotkań w szerszym gronie. Wikipedia podaje jednak z kolei, że ks. T. Fedorowicz był spowiednikiem papieża. Wątek ten nie został zgłębiony. A można byłoby sporo się dowiedzieć rozmawiając chociażby z kard. St. Dziwiszem.
Autorka często cytuje różne wspomnienia, czy listy, tak jakby mowa była o postaci sprzed co najmniej 100 czy 200 lat, której nikt znać już nie może. Brakowało mi relacji osób, które znały księdza nieco luźniej, niż najbliżsi współpracownicy. Relacje najbliższych współpracowników są. Jest indeks osób, są przypisy, są zdjęcia. Ale mimo to po lekturze pozostał mi pewien niedosyt.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz