piątek, 9 sierpnia 2013

Zwyczaje czytelnicze c.d.


Morze

        Tym razem opiszę zwyczaj nowy, narodził się zaledwie rok temu, sądzę jednak, że będę go praktykować bardzo długo. Też jest to zwyczaj urlopowy i dotyczy sposobu kupowania książek. Jestem fanką kupowania książek przez internet, mniej więcej orientuję się, co jest wydawane, wiem , co chcę kupić i przez dobrych kilka lat w ogóle nie korzystałam ze zwyczajnych księgarni. Rok temu właśnie na urlopie , w Ustce, zajrzałam do normalnej , a nie wirtualnej księgarni.   Była to dla mnie niesamowita przyjemność, chodzenie miedzy regałami i przeglądanie książek dało mi niesamowitą frajdę, a poza tym kupiony wówczas „Sunset Park” nie tylko mię spodobał i to spodobał szalenie, ale też zarówno  ten tytuł , jak i  Paul Auster kojarzy mi się już z Ustką. Gdy widzę tą książkę na półce mam przed oczami piękne, wrześniowe morze, wiatr i słońce  . I na sam widok okładki poprawia mi się nastrój, a fakt, że książkę przeczytałam dopiero po powrocie, nie ma żadnego znaczenia.

       Teraz właśnie już przed urlopem postanowiłam, że z całą pewnością muszę zobaczyć księgarnie w J. I przeszłam całe miasto i rzeczywiście wszystkie niemal księgarnie zobaczyłam. I było to w dalszym ciągu niemal zmysłowo przyjemne. Brałam książki do ręki , oglądałam, niczym jakiś neofita, albo analfabeta, który dopiero co posiadł sztukę czytania, albo jak ktoś, kto w ogóle nie czyta książek i nagle musi coś kupić. Utwierdziłam się w przekonaniu, że ceny książek w księgarniach internetowych     rzeczywiście są niższe, albo nawet dużo niższe od cen w księgarniach tradycyjnych, tak więc z całą pewnością nadal większość pozycji kupować będę przez internet, ale jednak z jednym wyjątkiem. Na wyjazdach różnego rodzaju mimo wszystko zaglądać będę do księgarni.

      W trakcie tej lipcowej wizyty zauważyłam, rozważając co konkretnie kupić,  że sporo daje przejrzenie, poczytanie paru akapitów. I poza tym może się okazać, że zaczyna kusić i prosić o kupno książka, której nie brało się pod uwagę podczas przeglądania różnych wariantów w internecie. Tak jakby te książki były czymś więcej, niż zbiorem  zapisanych  kartek, tak jakby co najmniej żyły jakimś sekretnym życiem i wiedziały, w czyje ręce w danym momencie powinny trafić. Nie potrafię powiedzieć, na czym polega ten sekret, ale przecież „są rzeczy na ziemi i  niebie, o których nie śniło się nawet filozofom.  Jedną z moich ulubionych , kultowych dla mnie książek, mam na myśli „Kroniki Portowe” A. Proulx,  kupiłam kilkanaście lat temu całkowicie przypadkowo . Nie znałam wtedy autorki, tytuł nic mi nie mówił, weszłam do księgarni,  stanęłam przed tą książką i była moja.  Zdecydowałam się błyskawicznie, jakaś dusza tej książki lub inna tajemnicza siła wiedziała, że  została napisana właśnie dla mnie.

    Teraz podczas urlopowej wizyty kupiłam „Taniec szczęśliwych cieni” Alice Munro i też zaczęłam ją czytać dopiero po powrocie . Jeszcze nie ma swojego miejsca, ale wiem, że położę ją przy „Sunset Parku” i w ten właśnie sposób zacznie się wypełniać półka urlopowo - wyjazdowa . I przy rzuceniu okiem na nią , błyskawicznie będę wiedziała, to jest pamiątka pobytu w J., podczas tego urlopu wydarzyło się to i to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz