środa, 7 sierpnia 2013

Henry James „Ambasadorowie”


 
Donna Leon – „Ukryte piękno” – „Dlaczego on Cię tak fascynuje? /Henry James/ Zapytał nie po raz pierwszy. Uświadomił sobie przy tym, że mówi jak nadąsany, zazdrosny mąż, w którego tak często zmieniał się w reakcji na jej entuzjazm dla amerykańskiego powieściopisarza .

- Dlatego, że rozumie różne rzeczy. Odparła. ……I dlatego, że dzięki niemu my rozumiemy te rzeczy.” 

 

    - wkraczamy w powolny rytm paryskiego życia, do smakowania chwili, do nieśpiesznych ale głębokich rozmyślań i rozmów, do  piękna w mowie i ubiorze no i kryjących się pod tą otoczką intryg-  
Ambasadorowie - Henry James


    Jestem pod urokiem tej powieści. Im dłużej się w nią wgłębiałam, tym bardziej i ku mojemu zaskoczeniu, byłam nią oczarowana . Do tej pory twórczości H. Jamesa praktycznie nie znałam. Widziałam filmy „Plac Waszyngtona” A. Holland i „Portret damy” Jane Campion no i czytałam „W szponach lęku”. To właśnie te filmy , które  moim zdaniem są niemal arcydziełami, spowodowały, że sięgnęłam po ich pierwowzór.

   Akcja książki jest z pozoru bardzo zwyczajna, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że może początkowo wydawać się mało ciekawa. Otóż do Paryża z przełomu stuleci, przybywa Amerykanin, 55-letni   Strether . Został wysłany z misją przez swoją narzeczoną , bogatą wdowę, panią Newsome,  mianowicie ma skłonić do powrotu   jej syna Chada. Chad  już od kilku lat tkwi w Paryżu, a zaniepokojona matka obawia się, że mógł on zakochać się w nieodpowiedniej kobiecie. Matka oczekuje powrotu  syna i tego, aby ustatkował się, ożenił i przejął firmę.   Strether ma jej  w tym pomóc właśnie  jako jakby jej ambasador. Tymczasem Paryż  rzuca na niego urok. Zaczyna wątpić w słuszność swojej misji. Do pani Newsom docierają także wieści , że pan Strether  zbyt dużo czasu spędza w towarzystwie jednej z kobiet. Narzeczona zaniepokojona wysyła z odsieczą kolejne osoby, a na ich czele stoi jako jej kolejny „ambasador”  – córka Sarah. Sarah daje Stretherowi   do zrozumienia, że matka może zrezygnować z ożenku z tak mało skutecznym  wysłannikiem , a poza tym stanowczo domaga się od Chada, aby ten wrócił do matki.

    Tymczasem Strether  zjawia się w obcym kraju i obserwuje dziwne jego zdaniem zachowania innych osób. Spodziewa się zobaczyć kobietę niemoralną, będąca uosobieniem wszelkiego zła,  czyli tą, która w przekonaniu matki Chada uwiodła jej syna. Hrabina de Vionnet tymczasem oczarowuje Strethera mądrością, pięknem, gustem, erudycją i klasą. Strether zaś  wcale nie ma pewności, czy pomiędzy nią, a Chadem kiedykolwiek do czegoś doszło.  Zaczyna on wsiąkać w atmosferę Paryża.

    Dzieło skojarzyło mi się   z raczkującym obecnie trendem – slow life, czyli powolnym refleksyjnym życiem.  Bohaterowie się nie śpieszą, rozmawiają długo ze sobą , poświęcając drugiej osobie i rozmowie całą uwagę , chłoną dźwięki, zapachy, piszą często długie listy, prowadzą długie rozmowy . Rozmyślają , analizują,   Stether   bywa w katedrze, nie po to, aby się modlić, ale aby się wyciszyć.   Ubierają się elegancko,  mieszkają w pięknie i z klasą urządzonych domach, mówią  starannie. Są przeciwieństwem często teraz spotykanego pośpiechu i niechlujstwa. Ta powolność wciągała mnie i właściwie się nią rozkoszowałam, przypomniało mi się, jak to uroczo jest dostawać  świąteczne czy wakacyjne widokówki, zamiast sms-ów czy maili, jak miło jest spacerować bez pośpiechu. Czytanie „Ambasadorów” było trochę jak wkraczanie w inną rzeczywistość lub inny wymiar czasowy. I jest to chyba coś, co wywarło na mnie największe wrażenie, nie było żadnych gwałtownych zwrotów akcji. Obcowanie z takim jakby innym wymiarem rzeczywistości dosyć szybko zaczęło przynosić skutki, podczas czytania potrzebowałam spokoju i większej ilości czasu. Czytanie kilku kartek w trakcie np. gotowania lub w metrze, albo np. tuż przed filmem w telewizji  wydawało mi się świętokradztwem. Bezwzględnie musiałam mieć minimum godzinę na wyłączność, aby zasiąść do lektury  . No i żadnych obowiązków. I nie odpowiadałam wtedy na sms-y, a właściwie nawet ich nie czytałam, poświęcałam się tylko temu . To olbrzymie wytchnienie dla umysłu .

    W „Ambasadorach” bez wątpienia czytamy też o pewnym zderzeniu kultur, oczywiście nie na miarę Huntingtona, ale obyczajowość amerykańska i europejska na przełomie wieków różniły się mocno. Ciekawy jest sposób, w jaki na to zderzenie kultur reaguje Strether, on się spokojnie wszystkiemu przygląda, analizuje  i daje ponieść wydarzeniom, nie uprzedza się z góry do niczego. Stara się zrozumieć, co się dzieje. Podczas czytania przypominało mi się, jak to trochę lat temu przybyłam do Warszawy   . Też miałam, tak jak i Strether swoje spostrzeżenia , ale początkowo   prawie nic mi się nie podobało, wszystko wydawało mi się gorsze, niż u mnie . Siła uprzedzeń robi swoje. Myślę, że każdy, kto przeżył pewnego rodzaju zmianę miejsca  zamieszkania i środowiska ma podczas lektury dodatkowe wspomnienia. 

      W „Ambasadorach” Henry James przygotował jednak dla czytelnika pewną zasadzkę. Nie wiem, czy każdy się na to nabierze, ja nabrać się dałam. W pewnym momencie poczułam się tak,  jak podczas czytania powieści – kryminału czy thrillera, gdy uzmysławiamy sobie, że autor wprowadził nas w ślepą uliczkę i że np. osoba, co do której byliśmy pewni, że jest mordercą, z pewnością nim nie była. Wydarzenia opisywane są z punktu widzenia Strethera, co spowodowało, że to jemu kibicowałam i to jego punkt widzenia uznawałam za słuszny. Przychodziło mi to tym prościej, że nasz bohater jest osobą uczciwą i prostolinijną , daleką od intryg czy oszustw.  Początkowo więc uważałam, że jego misja jest absolutnie słuszna i chciałam, aby szybko skłonił Chada do powrotu. Potem z kolei uznałam, że przedłużenie pobytu w Paryżu i przyjrzenie się bliżej całej sytuacji nikomu nie zaszkodzi i że Stretherowi też należy się odrobina odpoczynku w tym pięknym mieście. W pewnym momencie załapałam się niemal za głowę, uświadamiając sobie,  że Henry James właśnie mnie nabiera. Uzmysłowiłam sobie  , że Chad jest młodym mężczyzną, pani de Vionnet atrakcyjną, piękną kobietą  i że naiwnością byłoby sądzić, że spędzają oni czas wyłącznie na rozmowach o sztuce czy pogodzie. Poza tym – co szalenie ważne – hrabina de Vionnet jest mężatką i chociaż  z mężem żyje w separacji, szans na rozwód nie ma. Postawa i matki i siostry Chada  , chcących zerwania tego nie rokującego niczego dobrego związku, wydała mi się już wtedy całkowicie uprawniona , a Strethera zaczęłam postrzegać jako poczciwego, naiwnego i trochę uwiedzionego zarówno przez panią de Vionnet, jego znajomą panią Gostrey i przez sam Paryż. Zaczęłam się bać, że Strether rzeczywiście będzie przedłużał pobyt w Paryżu w nieskończoność ,  narzeczona zerwie z nim, a Chad pozostanie przy kochance i zaprzepaści swoje szanse na ustatkowanie się, na ożenek z normalną dziewczyną, na zwykłe życie , a także na odziedziczenie całego majątku w Ameryce i na przejęcie firmy.  A potem nastąpił kolejny zwód   - zastanowiłam się, czy faktycznie porzucenie kobiety, którą Chad kocha  i powrót do Ameryki wyłącznie dla ocalenia możliwości dziedziczenia bogactwa, ożenek z niekochaną osobą, zasugerowaną przez matkę ,  są faktycznie  takim dobrym wyjściem.   I co jest bardziej niemoralne, życie w pobliżu kochanki lub wręcz razem z nią? Czy życie w zaaranżowanym małżeństwie bez miłości i narzucona kariera businessmana oraz jednoczesne udawanie, że te fałsz jest ok? O  tych dylematach trudno jest zapomnieć po skończonej lekturze. Te pytania gdzieś we mnie tkwią.

    W „Ambasadorach” jest mnóstwo celnych obserwacji psychologicznych , to właśnie do tej przenikliwości psychologicznej H. Jamesa nawiązywała w książce „Ukryte piękno” żona komisarza Brunettiego, Paola, mówiąc, że Henry James  „rozumie  różne rzeczy i  że dzięki niemu my rozumiemy te rzeczy”.  Paola posunęła się nawet dalej,  bo aby zgłębiać twórczość H. Jamesa i coraz lepiej ją rozumieć uznała za konieczne przeczytać biografię jego brata Wiliama, wybitnego psychologa i filozofa.  

   Nie można zapomnieć o języku tej książki. Jamesa tłumaczyła Maria Skibniewska, ta, która przetłumaczyła  „Władcę pierścieni” i to wystarczy za komentarz w tym zakresie. Styl Jamesa, dla niektórych zbyt zawiły, oczarował mnie.   No i na koniec Paryż – to jest kolejny bohater książki, nie ma co prawda zbyt wielu opisów zabytków, ale oddana atmosfera miasta, do tego stopnia, że znowu chciałabym tam pojechać…       

     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz