Kupiłam tą książkę bez wielkiego
przekonania, ale w tradycyjnej księgarni,
tak jakby książka sama o to poprosiła.
Wiem, że rzadko kiedy opowiadania przypadają mi do gustu, ale Alice
Munro wielu czytelnikom się podoba, pomyślałam więc, czemu nie? I powoli oczekiwałam oczarowania,
porównywalnego co najmniej z tym oczarowaniem, kiedy to jeszcze w liceum czytałam opowiadania Londona czy Maupassanta. Okazało się, że to
nie do końca będzie tak, a już na pewno nie ze wszystkimi opowiadaniami z tego
zbioru .
Na zbiór składa się 15
opowiadań, zaś książka była debiutem. Znaczna część opowiadań pisana
jest z punktu widzenia dziecka , Munro opisuje w tym przypadku wydarzenie z
dzieciństwa i to właśnie te opowiadania najmniej mi się podobały . Jedno jest skrajnie makabryczne, mówi o
oblanym wrzątkiem dziecku, które potem umarło. W wielu z nich odstraszały mnie sceny złego
traktowania zwierząt, np. zabijania koni, łapania w sidła piżmoszczurów , tłumaczenia małej dziewczynce, jak one się
topią i jak potem obdziera się je ze
skóry , trzymania lisów w różnych hodowlach itp. Wiem, że takie jest życie i że takie sytuacje mają miejsce, ale jestem
na te sprawy szczególnie wrażliwa i
czyta mi się takie opisy ciężko. Bałam
się, że sceny z końmi zaczną mi się śnić i że efektem lektury będzie koszmar
senny. Jedno z opowiadań w ogóle wydało mi się niedorzeczne, w małym miasteczku
pojawił się hipnotyzer i za zgodą babki
dziewczynki podjął próbę zahipnotyzowania tej babki. Babka w czasie tej próby
zmarła.
Nie po wszystkich jednak opowiadaniach
czułam rozczarowanie. Było kilka, dla
których jednak warto było kupić tą książkę, mam na myśli głównie
opowiadanie tytułowe „Taniec szczęśliwych cieni” oraz „Pokój utrechcki”, „Dzięki za przejażdżkę” i „Czas
umierania”. I są to opowiadania tej
klasy co „Uczta Babette” Karen Blixen. Akcja wszystkich tych opowiadań rozgrywa
się w zwykły dzień , który pozornie niczym się nie wyróżnia od innych. Są to zwyczajne dni i normalne zajęcia.
Wygląda to tak, jakby A. Munro niczym psychoanalityk lub roentgen była w stanie
przejrzeć najbardziej skrywane sekrety
różnych osób, stanowiące klucz do ich zrozumienia . Munro wie, które wydarzenia z życia były
najbardziej kluczowe dla danego człowieka i zaważyły na całości. Wie, kto, co i
od kiedy ukrywa , nawet przed sobą.
Rozumie, dlaczego ktoś dokonuje takich lub innych wyborów. Wie, kto dlaczego i
o co ma do kogoś żal a kto inny z kolei i dlaczego żyje w poczuciu winy,
chociaż prawie nikt go o to nie
podejrzewa. Wie, jakie ludzie mają marzenia, wie, że niemal każdy odczuwa
poczucie samotności. I właśnie w opowiadaniach wskazuje te klucze
do czyjegoś wnętrza, czyli opisuje , co takiego się wydarzyło, po czym ktoś
będzie już trochę innym człowiekiem.
Niestety, większość historii nie jest wesoła i nie kończy się happy
endem, ludzie walczą, starają się, ale rzadko kiedy osiągają prawdziwe szczęście, widzą i
doświadczają tego, że za dużo jest zła
czy nieszczęść. Jest tak jak w życiu, a nie w filmie.
W „Tańcu szczęśliwych cieni” dziewczynka
obserwuje swoją dawną nauczycielkę gry na fortepianie. Nauczycielka – panna
Marshalles to starsza kobieta , trochę dziwaczka, samotna, mieszkająca z
siostrą, słynie z wydawanych co roku w czerwcu przyjęć, połączonych z pokazami
dziecięcej gry na fortepianie. Z racji
tego, że kobieta jest bardzo zaawansowana wiekiem i jej pozycja towarzyska jest
już żadna, ku jej rozpaczy coraz mniej
ludzi przychodzi na przyjęcia, a ci , co ją znają mówią na nią często „biedna
panna Marshalles”. I właśnie podczas
jednego z tych przyjęć wydarza się coś, co zmienia obraz sytuacji i po tym
wydarzeniu w rodzinie dziewczynki o nauczycielce nikt już nie powie „biedna panna Marshalles”. Zebrani byli
świadkami sytuacji, które stanowiła klucz do zrozumienia zachowania
nauczycielki . Znali ją niemal całe
życie i nie mieli pojęcia, dlaczego żyje
ona właśnie w taki sposób.
W innym opowiadaniu - „Pokój utrechcki” z kolei
również poznajemy kobietę, która
ma swoją tajemnicę , a na dodatek żyje w poczuciu winy. Poza 2 krewnymi nikt
nie domyśla się jej sekretu. W
„Pokoju utrechckim” młoda kobieta – Maddy - uparcie tkwi w miasteczku Jubilee , mimo, że nie ma tam żadnych perspektyw. Nie
ma ona tam żadnych zobowiązań, a matka, którą się opiekowała, zmarła jakiś czas
wcześniej. Sekret odkrywa jej siostra,
która po wiele latach do miasteczka powraca. Maddy ukrywa coś, chyba nawet i
przed sobą samą, nie jest to pojedyncze wydarzenie, ale pewna sekwencja
wydarzeń, trwająca troszkę dłużej.
W „Dzięki za przejażdżkę” główny bohater ze swoim kuzynem, będąc
chwilowo w małym uzdrowisku nadmorskim,
postanawiają poderwać dziewczyny. Ma to być podryw na jedną noc, lub
nawet tylko na kilka godzin . Nasz narrator ma pewne skrupuły, czy aby nowo
poznana Lois, ma świadomość, że jest to jednorazowa przygoda , a nie wielka
miłość, wie, że dziewczyna jest bardzo
młoda, ma lat 17 , a do tego musi już pracować.
A on chce tylko seksu i nic więcej.
„Czas umierania” opowiada o małym Beeny`m, który pozostawiony został na
parę godzin pod opieką starszej siostry, Patrycji. Został wówczas przez nią niechcący
oblany wrzątkiem , być może sam się nim oblał, nie jest to do końca powiedziane.
Wszystko wskazuje na to, że Patrycja szybko otrząsnęła się po tym wypadku.
Pani Alice ma też talent do zakończeń, są
autentyczną niespodzianką, może również
nie we wszystkich wypadkach, ale w tych opowiadaniach , które spodobały mi się
szczególnie, na pewno. A tak w ogóle
warto do tych opowiadań wrócić , zastanowić się i zerknąć ponownie chociażby na
zakończenie. Czasem dopiero przy
ponownym zerknięciu i zastanowieniu, byłam w stanie wszystko zrozumieć. Czytałam je powoli, po jednym, góra 2 lub 3
na dzień i chyba jednak sięgnę po kolejny zbiór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz