niedziela, 7 lipca 2013

Ksiazki na upał

    
Obraz znaleziony dla: Bałtyk










     Teraz, w związku z tym, że jest tak gorąco, zaczęłam już lekturę  tegorocznego romansu, ale ta książka będzie to temat na odrębny post.  Teraz zaś naszły mnie refleksje  o tym, że  może czasem warto zmienić wieloletnie nawet przyzwyczajenia czytelnicze  i dać,  chociaż raz, szansę czemuś nowemu, co nigdy nas nie ciągnęło.  Może właśnie taka , inna niż zazwyczaj lektura, komuś wyda się jednak ciekawa? W moim przypadku nie zaprzyjaźniłam się ze współczesnymi romansami , ale mniej więcej raz  roku, czasem dwa, po nie sięgam. Gdy jest gorąco, oczywiście.   

 

      Znalazłam ratunek. W książkach oczywiście. Dla mnie, lubiącej zimno, wiatr, deszcz , i jesień i zimę, wytchnieniem od upału stały się również książki. Problem polega na tym, że  muszą to być specyficzne książki. Muszą być takie, abym  dzięki nim mogła całkowicie się oderwać od rzeczywistości. Muszą więc być bardzo wciągające i nie mogą  wymagać analiz i rozważań.  Najlepiej aby były długie, czytając taką pozycję przez kilka dni łudzę się, zaczynając ją, że gdy skończę, może będzie już chłodniej.

    Taką rolę odgrywały już u mnie kryminały, ale też nie wszystkie.  Staram się czytać te mądrzejsze, aby mieć możliwość wrócić do nich . Gdy jest upał, nie czytam dokładnie, bywam śpiąca i zdarzyło się, że co nieco umknęło mi z akcji. Przeczytałam coś zbyt szybko, nie zapamiętałam tego, co trzeba. I ostatecznie szkoda zrobiło mi się kryminałów, aby „poświęcać” je niejako na upał i nie zapamiętać z nich tego wszystkiego, co warte jest zapamiętania.

    I w końcu  sięgnęłam, pierwszy raz zupełnie przypadkowo, potem już bez udziału przypadku,  po coś , czego nie czytuję.   Sięgnęłam po romans. Parę lat temu był dołączony do jednego z miesięczników, który czytam  regularnie i kupiłabym go i tak bez żadnego dodatkowego gadżetu.  Nie pamiętam tytułu tego romansu, ale początkowo nie miałam zamiaru go czytać. Nie wzbraniam się przed romansami, klasykami, w stylu „Anny Kareniny”, wręcz przeciwnie. Te współczesne  , które pojawiają się jak grzyby po deszczu, kojarzyły mi się – chociaż ich nie znałam - wyłącznie z kiczami . Ale  za parę dni zrobiło się potwornie gorąco. I właśnie ta książka mnie uratowała. Nie miałam ani  ochoty, aby wychodzić z domu , ani by kogoś zapraszać. Nie miałam ochoty na nic. I sięgnęłam po ten romans, a po kilkunastu kartkach znalazłam się w innym wymiarze i przestrzeni, zaangażowana całkowicie w bieg książkowych wydarzeń. Nie zwracałam uwagi ani na brak logiki ,  głębszej  psychologii  i na przewidywalność zdarzeń. Zapomniałam o upale i o tym, że jest strasznie. Kolejnego lata zrobiłam to samo.

    Teraz, w związku z tym, że jest tak gorąco, zaczęłam już lekturę  tegorocznego romansu, ale ta książka będzie to temat na odrębny post.  Teraz zaś naszły mnie refleksje  o tym, że  może czasem warto zmienić wieloletnie nawet przyzwyczajenia czytelnicze  i dać,  chociaż raz, szansę czemuś nowemu, co nigdy nas nie ciągnęło.  Może właśnie taka , inna niż zazwyczaj lektura, komuś wyda się jednak ciekawa? W moim przypadku nie zaprzyjaźniłam się ze współczesnymi romansami , ale mniej więcej raz  roku, czasem dwa, po nie sięgam. Gdy jest gorąco, oczywiście.   

 

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz