Pisałam
już kilkakrotnie o książkach Lilian Jackson Braun, a właściwie o jej serii o
Qwillu i jego dwóch wspaniałych kotach. O całym cyklu i o pierwszym tomie pt. „Kot,
który czytał wspak” pisałam tutaj i tutaj. Ostatnio w wolnej chwili zaczęłam
znowu do całości wracać. Książki te nadal są dla mnie fascynujące, ciepłe, pogodne a do tego zawsze
jest, jak to w kryminałach bywa, morderstwo w tle.
W tomie drugim Qwill nadal jest dziennikarzem
w tej samej miejscowości, co poprzednio. Zaledwie jednak dowiedział się czegoś
o sztuce, redaktor naczelny zlecił mu, aby zaczął zajmować się wnętrzarstwem. O
tym temacie, podobnie jak wcześniej o sztuce, Qwill nie miał pojęcia. Tego typu
zmiany również powodują, że cały cykl tak bardzo mi się podoba. Qwill nie
zajmuje się niczym wyjątkowym, ale tym, co jest w zasięgu ręki każdego
człowieka. Każdy gdzieś mieszka i nie
chodzi o to, aby po lekturze książki, każdy stał się fanem magazynów
wnętrzarskich. Ale zwrócenie chociażby odrobiny uwagi na tego typu sprawy z
pewnością może podnieść komfort życia. To
samo właściwie odnosi się do tomu pierwszego. Nie każdy interesuje się sztuką, Qwill
też po epizodzie „krytyka sztuki” również nie stał się fascynatem malarstwa.
Ale zainteresował się nim i jego życie stało się jeszcze barwniejsze, okazało
się , że na wyciągniecie ręki są różne fascynujące rzeczy. Odnośnie
wnętrzarstwa, przykładowo jeden z jego znajomych, dekorator wnętrz,
zaprezentował mu ciekawe spojrzenie na sposób urządzenia domów. Dla mnie było
to dość nowatorskie, bo nigdy do tych spraw nie przywiązywałam wagi i
zabrzmiało to jak abstrakcja, aczkolwiek bardzo intrygująca abstrakcja.
Mianowicie zakomunikował mu , że pokaże mu „wystrój, w którym jest wyobraźnia i
śmiałość, mniej konwencjonalnej gustowności, a więcej ducha”. Już samo takie podejście
potrafi zaintrygować. Chociaż Qwill starał się, pisanie o tej tematyce
sprawiało mu początkowo problemy, zbierał więc porady, np. aby nie pisał o
draperiach – zasłonki. Ja z pewnością na zasłonki mówię zasłonki. W tym tomie
nasz bohater, nadal nie mający własnego mieszkania, zamieszkał chwilowo w
nowoczesnym apartamentowcu.
W pierwszym
tomie Qwill stał się raptownie opiekunem syjamczyka – Koko. W drugim tomie opisane
jest, jak to kocurek zaczął stwarzać problemy, nie jadł, niszczył rożne
przedmioty itp. Qwill jako początkujący opiekun miał spory problem, dopiero w
nowej roli się odnajdywał. Kociarze domyślają się, co to oznacza. Kotek
cierpiał z powodu samotności, Qwill często i długo przebywał poza domem. Qwillowi
doradzono, aby znalazł drugiego kotka i problem się rozwiąże. Drugi kotek, a właściwie
koteczka Yum Yum pojawiła się dopiero pod koniec książki i faktycznie problemy
z Koko wówczas ustały. Od tego właśnie tomu przez cały cykl dziennikarz
występować będzie w towarzystwie dwóch syjamczyków. Szybko chwycił kociego bakcyla, w tym tomie zwierzył
się Koko, mówiąc, że w obecnych czasach wszyscy musimy być konformistami, a
jedyne niezależne istoty, jakie pozostały, to koty.
W tym tomie występuje również, znany z tomu
pierwszego kolega Qwilla, jego szef, Arch Ricker, kolega ze szkolnej ławki. On również
występować będzie przez cały cykl.
A co do historii kryminalnej z tego tomu,
to zaczęło się od tego, że Qwill napisał artykuł o wspaniałej rezydencji,
której właściciel kolekcjonował kamienie szlachetne, oprócz artykułu opublikowano
też zdjęcia. Błyskawicznie doszło do kradzieży kolekcji, a żona właściciela
zmarła w dość niejasnych okolicznościach.
W tych to właśnie okolicznościach
Qwill zaczął stawać na nogi po różnych życiowych zawirowaniach. Alkoholizm,
bezrobocie, rozwód zaczęły coraz bardziej się oddalać. Zaczął coraz rzadziej myśleć,
jak to świetnie było niegdyś być dziennikarzem śledczym. Pisanie o sztuce czy
potem o wnętrzarstwie zaczęło go coraz bardziej wciągać. Wciągał się też coraz bardziej w nowy dla niego, koci świat. Odnowił
przyjaźń z Archem Rickerem. Nawiązał z innymi, nowo poznanymi osobami, np. z
fotografem z gazety. Nie biadolił, że kiedyś tak świetnie mu się powodziło,
zaczął się cieszyć tym, co miał tu i teraz. Jako dziennikarz, rozmawiający z
ludźmi, nie mógł być egocentrykiem, koncentrował się na rozmówcy, a nie na
sobie. Ciekawe są fragmenty, jak to robił, że ludzie szybko mu się zwierzali ze
swoich problemów. No i nadal czytał książki.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz