Strasznie
długi jest ten audiobook i strasznie nierówny. Podczas słuchania targały mną
raz po raz sprzeczne odczucia. Z jednej strony
wciągał w inny świat, głównie gdy mowa była o dziełach sztuki, handlu
nimi czy fałszowaniu ich, a w innych miejscach irytował niedorzecznie
prowadzoną akcją lub indolencją autorki.
Jazda samochodem z nim wydawała mi się mimo wszystko jednak zawsze
krótsza, bez względu na odległość i przyjemniejsza. To trochę tak, jak z
różnymi durnymi serialami, gdy już ktoś się wciągnie, to ciężko jest zrezygnować
i przestać oglądać.
Wydarzenia
rozgrywają się w dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie Ana, młoda
Hiszpanka, historyk sztuki, kustosz w muzeum , otrzymała od narzeczonego
Konrada propozycję, aby odnalazła obraz „Alchemik” Giorgonego, malarza
wczesnego renesansu. Szukając go natrafiła na ślad rodziny Bauerów, do których
niegdyś on należał, trop urywał się w czasie drugiej wojny. I część wydarzeń to
właśnie te, które rozgrywają się podczas wojny, a główną ich bohaterką jest z
kolei Sara, młoda Żydówka. Zarówno we współczesności, jak i wątku wojennym obie
kobiety przeżywają romanse, szczególnie absurdalny jest romans Sary, zakochała
się w oficerze SS, który przyczynił się do zabicia jej ojca. Na marginesie
dodać trzeba, że nie istnieje dzieło „Alchemik” autorstwa Giorgonego, jest to wytwór
wyobraźni autorki, ale to akurat nie jest wielkim problemem, w tym przypadku
Montero zgrabnie z tego wybrnęła. W książce
jest to obraz, który widzieli tylko nieliczni.
Szczególnie ciekawe wątki to właśnie te związane ze sztuką, bo autorka
opisała zafascynowanie sztuką Niemców, głównie tych najwyżej postawionych,
łącznie z Hitlerem i autentyczną obsesję na punkcie poszukiwań czegoś
nadprzyrodzonego, co może zapewnić panowanie nad światem. Sam Giorgone był malarzem
tajemniczym, jego obrazy można odczytywać na różne sposoby. Ana specjalizowała
się właśnie w Giorgonem.
Irytujące delikatnie mówiąc były dla mnie wątki
, związane z wojną. Wiedza autorki jest porażająco niska, momentami żenująca,
wydaje mi się, że żaden polski pisarz nie napisałby podobnych bzdur. W niektórych fragmentach miałam ochotę dać sobie spokój ze słuchaniem.
Żaden Polak nie wymyśliłby chyba historii o Żydówce zakochanej w trakcie wojny
w oficerze SS, który był „dobrym Niemcem” i z narażeniem życia własnego i
swojej rodziny ratował Żydówkę. A jakby było jeszcze mało, to do pomysłu
ocalenia Sary przekonywał samego Himmlera. Himmler zaś nie mając nic lepszego
do roboty godził się na taką rozmowę i rozważał problem, czy Sara powinna być stracona,
czy nie. Szczytem idiotyzmu było
wymyślenie stowarzyszenia, w skład którego wchodziło dwóch byłych niemieckich
oficerów, ocalona Żydówka i Lew Trocki.
Przykłady nonsensów można mnożyć. Wiadomo, że Hiszpanów nie dotknęła
druga wojna, byli wówczas świeżo po swojej wojnie domowej, ale żeby pisać takie
bzdury, to już przesada. To, co
wymieniłam, to tylko przykłady tych bzdur. Jest ich dużo więcej.
Nasunęły mi się od razu porównania z
romansem wszechczasów, czyli z „Jeźdźcem miedzianym”, o którym pisałam tutaj. W
porównaniu do „Szmaragdowej tablicy” „Jeździec” wydaje mi się teraz wręcz
arcydziełem. W tamtym przypadku autorka miała wiedzę o realiach życia w
Leningradzie w czasie wojny, można było sporo się nauczyć. I wciągał
zdecydowanie bardziej.
Interpretacja książki w wykonaniu Joanny
Jeżowskiej jak to się mówi - może być. Nic nadzwyczajnego, ale mogło być
gorzej. I nie mogę na zakończenie nie podnieść jeszcze jednej kwestii, zakończenie
jest niebywale rozwlekłe, ciągnie się kilka godzin, miałam już dosyć.
3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz