środa, 24 sierpnia 2016

Carla Montero „Szmaragdowa tablica” – audiobook, czyta Joanna Jeżewska

obrazek


Strasznie długi jest ten audiobook i strasznie nierówny. Podczas słuchania targały mną raz po raz sprzeczne odczucia. Z jednej strony  wciągał w inny świat, głównie gdy mowa była o dziełach sztuki, handlu nimi czy fałszowaniu ich, a w innych miejscach irytował niedorzecznie prowadzoną akcją lub indolencją autorki.  Jazda samochodem z nim wydawała mi się mimo wszystko jednak zawsze krótsza, bez względu na odległość i przyjemniejsza. To trochę tak, jak z różnymi durnymi serialami, gdy już ktoś się wciągnie, to ciężko jest zrezygnować i przestać oglądać.  

       Wydarzenia rozgrywają się w dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie Ana, młoda Hiszpanka, historyk sztuki, kustosz w muzeum , otrzymała od narzeczonego Konrada propozycję, aby odnalazła obraz „Alchemik” Giorgonego, malarza wczesnego renesansu. Szukając go natrafiła na ślad rodziny Bauerów, do których niegdyś on należał, trop urywał się w czasie drugiej wojny. I część wydarzeń to właśnie te, które rozgrywają się podczas wojny, a główną ich bohaterką jest z kolei Sara, młoda Żydówka. Zarówno we współczesności, jak i wątku wojennym obie kobiety przeżywają romanse, szczególnie absurdalny jest romans Sary, zakochała się w oficerze SS, który przyczynił się do zabicia jej ojca. Na marginesie dodać trzeba, że nie istnieje dzieło „Alchemik” autorstwa Giorgonego, jest to wytwór wyobraźni autorki, ale to akurat nie jest wielkim problemem, w tym przypadku Montero zgrabnie z tego wybrnęła.  W książce jest to obraz, który widzieli tylko nieliczni.

      Szczególnie ciekawe wątki to właśnie te związane ze sztuką, bo autorka opisała zafascynowanie sztuką Niemców, głównie tych najwyżej postawionych, łącznie z Hitlerem i autentyczną obsesję na punkcie poszukiwań czegoś nadprzyrodzonego, co może zapewnić panowanie nad światem. Sam Giorgone był malarzem tajemniczym, jego obrazy można odczytywać na różne sposoby. Ana specjalizowała się właśnie w Giorgonem.

    Irytujące delikatnie mówiąc były dla mnie wątki , związane z wojną. Wiedza autorki jest porażająco niska, momentami żenująca, wydaje mi się, że żaden polski pisarz nie napisałby podobnych bzdur. W  niektórych fragmentach  miałam ochotę dać sobie spokój ze słuchaniem. Żaden Polak nie wymyśliłby chyba historii o Żydówce zakochanej w trakcie wojny w oficerze SS, który był „dobrym Niemcem” i z narażeniem życia własnego i swojej rodziny ratował Żydówkę. A jakby było jeszcze mało, to do pomysłu ocalenia Sary przekonywał samego Himmlera. Himmler zaś nie mając nic lepszego do roboty godził się na taką rozmowę i rozważał problem, czy Sara powinna być stracona, czy nie.  Szczytem idiotyzmu było wymyślenie stowarzyszenia, w skład którego wchodziło dwóch byłych niemieckich oficerów, ocalona Żydówka i Lew Trocki.  Przykłady nonsensów można mnożyć. Wiadomo, że Hiszpanów nie dotknęła druga wojna, byli wówczas świeżo po swojej wojnie domowej, ale żeby pisać takie bzdury, to już przesada.  To, co wymieniłam, to tylko przykłady tych bzdur. Jest ich dużo więcej.

    Nasunęły mi się od razu porównania z romansem wszechczasów, czyli z „Jeźdźcem miedzianym”, o którym pisałam tutaj. W porównaniu do „Szmaragdowej tablicy” „Jeździec” wydaje mi się teraz wręcz arcydziełem. W tamtym przypadku autorka miała wiedzę o realiach życia w Leningradzie w czasie wojny, można było sporo się nauczyć. I wciągał zdecydowanie bardziej.

    Interpretacja książki w wykonaniu Joanny Jeżowskiej jak to się mówi - może być. Nic nadzwyczajnego, ale mogło być gorzej. I nie mogę na zakończenie nie podnieść jeszcze jednej kwestii, zakończenie jest niebywale rozwlekłe, ciągnie się kilka godzin, miałam już dosyć.

3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz