Oto kolejna melancholijna i mocno refleksyjna książka Islandczyka, jednego z moich ulubionych autorów kryminałów, pisałam o nim już kilkakrotnie. Jego znak rozpoznawczy, unikalny i wyjątkowy to taki sposób pisania, że czytelnik coraz bardziej i bardziej współczuje ofiarom. Mało kto jest tak empatyczny, jak właśnie Indridason. On rozumie wszelkie ofiary. Czytając nie można pozostać obojętnym na zło, które zostało komuś wyrządzone.
Czarne powietrza to nazwa miejsca na lodowcu islandzkim, gdzie woda rozbija się o dwie skały. Tam właśnie zginął człowiek, a wszystko wskazywało na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Czarne powietrza to także popularna nazwa Banku Centralnego Islandii. A zarówno ten, co zginął, jak też i jego koledzy, to bankowcy. Nie jest to jednak główny temat książki. Powieść opowiada też o napadzie na kobiecie , w jej domu. Kobieta ta i je partner zwabiali do siebie inne pary, poznane głównie w internecie, po to, aby wymieniać się partnerami seksualnymi. Oprócz tego wszystkiego jeszcze jest wątek poboczny dorosłego mężczyzny, alkoholika i nieudacznika, który w dzieciństwie padł ofiarą pedofila. Trauma uniemożliwiła mu stanie się normalnym człowiekiem.
No i można obserwować poczynania Erlendura Sveinssona, policjanta. To 10 tom z serii z jego udziałem. Erlendur jest samotnikiem, neurotykiem, ma potężne traumy z dzieciństwa, związane z tragiczną śmiercią brata. Może nawet robić na niektórych osobach, wrażenie nieudacznika. Wszak na spotkaniu klasowym z okazji rocznicy matury, sam zdał sobie sprawę z tego, że różni się od pozostałych kolegów i koleżanek. Nie osiągnął sukcesu materialnego, nie zrobił kariery, małżeństwo mu się rozpadło. Ale za to jest uczciwy, robi coś pożytecznego i to jest taki sukces, którego z kolei nie osiągnęli jego koledzy. W tym tomie można poznać jego przyjaciela. Do tej pory w poprzednich tomach, nie przypominam sobie, aby była o nim mowa. Nie jest to ideał, ale nie jest też najgorszy. No i w tym tomie od samego początku widać już, że związek Erlendura z jego partnerką rozsypał się na dobre. Erlendur chciałby zacząć wszystko od nowa. Ale czy się uda?
Znam prawie wszystkie tomy z serii. Były takie, które rewelacyjnie trzymały w napięciu czytelnika. Tutaj akcja jest nieśpieszna. Zdecydowanie bardziej wciągało chociażby "Jezioro". Ale powieść ta też jest świetna. Andrzej Ferenc stanął na wysokości zadania, niczego nie psuje, wręcz zaciekawia.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz