niedziela, 21 stycznia 2018

Almudena Grandes „Pocałunki składane na chlebie”

 
          
„Pocałunki składane na chlebie” to świetny przykład na to, jak z wielkim powodzeniem można znaleźć szalenie interesujący temat i jeszcze w równie absorbujący czytelnika sposób go opisać.  Twórcy często mają problem ze znalezieniem tematu, słyszałam nawet o wyjazdach zagranicznych w trakcie kursów reportażu, mających na celu znalezienie czegoś ciekawego. A. Grandes zaś opisała życie codzienne życie kilkunastu mieszkańców Madrytu w czasie niedawnego kryzysu gospodarczego.
     O kryzysie wiele się mówiło w różnych mediach, ale jak dotąd nie kojarzę żadnej książki beletrystycznej na ten temat.  Autorka pokazała różne postawy ludzkie, jedni walczą, inni poddają się, co ciekawe – nie zawsze ci niby silni stają do walki. Jedni zacieśniają więzi z innymi ludźmi, inni wręcz przeciwnie, zaczynają się izolować. Jeszcze inni wpadają w marazm. To właśnie w tej traumatycznej sytuacji okazało się, kto tak naprawdę potrafi radzić sobie w takich warunkach. Jedna ze starszych bohaterek boi się o swoją rodzinę, bo oni całe życie żyli w dobrobycie, nie są odporni na prawdziwe trudności. Jej pokolenie tyle przeżyło, że z kryzysem da sobie radę, widzieli gorsze rzeczy. Całość opowiadana jest bez moralizowania i politykowania, nie ma dyskusji, dlaczego tak się stało, kto ma za to odpowiadać itp. Zaletą książki jest lekki ton narracji, nie przytłacza to tak, jak np. książki wojenne. I jeszcze wszystko dzieje się w scenerii rozświetlonego słońcem Madrytu. Bohaterami są ludzie różnych pokoleń o różnym statusie społecznym, ci którym się dotąd wiodło i przeciwnie, wykształceni i niewykształceni, mający rodzinę i samotni.   

    Obraz Madrytu w dobie kryzysu jest mało ciekawy. Ludzie tracą pracę, albo  mają zamrażaną lub obcinaną pensję. Wstydzą się przyznać, że brakuje im pieniędzy na żywność. Zdarzają się sytuacje, że w szkole  dzieci są głodne i nauczyciele muszą wychodzić z inicjatywą, aby z własnych pieniędzy kupować im kanapki. Zamykane są przychodnie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przebiegało to aż tak ostro i że dotknęło niemal wszystkich.
     Powieść ma kilkunastu głównych bohaterów, autorka wyjątkowo oszczędnie stosuje retrospekcje, skupia się na tym, co dzieje się z nimi w danym momencie. Mamy np. fryzjerkę, której zakład ledwo zipiał, a naprzeciwko właśnie powstał kolejny, chiński z cenami dumpingowymi. Mamy kobietę, która z braku pracy podjęła decyzję o powrocie w rodzinne strony i reaktywowała gospodarstwo rolne, o czym wcześniej nie miała jakiegokolwiek pojęcia. Jest też były przedsiębiorca, który musiał wyprzedać prawie cały majątek i został stróżem na parkingu. Jest też przypadek samobójstwa z bezsilności wobec tego wszystkiego. A. Grandes opisuje zmagania tych ludzi z rzeczywistością, ale też i ich życie prywatne, u jednych rozpadające się małżeństwo, u innych budowanie nowych więzi, jest też przypadek borykania się z samotnością po stracie współmałżonka. Niektórzy mało przedsiębiorczy potrafili wykazać się sporą inicjatywą i np. odkupić upadający sklep, podjąć decyzję o życiu niemal na granicy ubóstwa i skupić się na ciężkiej pracy w sklepie w nadziei na zyski w przyszłości.  
     Całość jest szalenie ciekawa, aż trudno było mi się oderwać. Jest to książka wyjątkowo oryginalna, w tej chwili nie jestem w stanie znaleźć czegoś, do czego mogłabym ją porównać. Autorka u nas mało znana, jest jedną z czołowych pisarek hiszpańskich, laureatką nagród literackich. Powieść jest pięknie wydana, z ciekawą okładką. Niby to nie powinno odgrywać większej roli, ale jednak przyjemnie jest brać do ręki coś, co wygląda ładnie.
5/6
 

  

       

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz