Nie znałam wcześniej „Kubusia Fatalisty”,
słyszałam tylko sporo o tym dziele. Okazało się, niestety, mało strawną, nudną
opowieścią o podróży Kubusia i jego pana w nie do końca określonym celu. W
czasie tej podróży narrator opisywał bieżące przygody swoich bohaterów, Kubuś
zaś z kolei opowiadał panu, któremu służył, swoje wcześniejsze przygody. Pojęcie „przygoda” traktować należy dość
względnie, bardziej adekwatne byłoby chyba wyrażenie – wydarzenia, w jakich
biorą udział. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Opowieść Kubusia
skoncentrowana jest głównie na jego podbojach miłosnych. Bieżąco zaś to np.
szukanie noclegu z opieką, gdyż jeden z bohaterów doznał urazu kolana,
posądzenie Kubusia o kradzież, opisy ludzkiego skąpstwa, obłudy czy chciwości i
masa innych. Dygresje dotyczą całego wachlarza problemów, zarówno poważnych,
jak i zabawnych, np. spełnianie wszystkich zachcianek dzieci i co potem z tego może wyniknąć, czy
warto płacić z góry za usługi itp. Najwięcej miejsca zajmują kwestie erotyczne
i mocno antyklerykalne.
Całości słucha się bardzo źle. Nie porwały
mnie ani opisy bieżące, ani wspomnienia Kubusia. Co gorsze, to często niechcący
wyłączałam się podczas słuchania, a zorientowanie się w tym, co wówczas się
działo, czy wydarzenia sprzed lat opowiada Kubuś, czy jest to już opis bieżącej
wędrówki, było bardzo trudne. Robiło to bełkotliwe wrażenie. Cezary Pazura
starał się, aby brzmiało to interesująco, ale obawiam się, że z takim tekstem
trudno było cokolwiek zrobić. Diderot nie był w stanie zainteresować mnie swoją
opowieścią. Rzadko kiedy aż tak źle słuchało mi się audiobooka, z reguły nawet
gdy tekst za bardzo mi nie leżał, słucha się jakby samo. Dojazd do pracy jest
wówczas ciekawszy. Tym razem było
inaczej. Można to porównać jedynie do jazdy z kimś, kto cały czas mówi o czymś,
czego nie da się słuchać.
Najbardziej charakterystyczne były różne
opowieści właśnie antyklerykalne, o chciwych, pijanych zakonnikach, o tym, że
religia jest do niczego niepotrzebna, że potrzebują jej jedynie ludzie słabi.
No i o tym, jak świetni mogą być ludzie bez religii. Różne opowieści erotyczne też
mają wspólny mianownik, mianowicie monogamia jest absurdalnym pomysłem,
niemożliwym do zrealizowania i nie przynosi nic dobrego. Odnosiłam wrażenie, że
w czasach Diderota już samo tylko wygłaszanie krytycznych uwag o klerze, mogło
w niektórych kręgach wystarczyć, aby wygłaszający je mógł być uznany za
intelektualistę. Teraz przydałoby się oprócz tego coś więcej. Poza tym opis
jest fanatyczny, przerysowany, nie ma szarości, wszystko co ma związek z
religią, jest absolutnie złe. I na dodatek jest to tak nudno opowiedziane.
Było to już drugie moje podejście do tego
audiobooka, po odsłuchaniu za pierwszym razem około godziny uznałam, że może
innym razem będzie lepiej. Inni autorzy, również sprzed paru stuleci, są w
stanie przedstawić swój punkt widzenia na różne sprawy znacznie ciekawiej.
Wspomnę chociażby tylko Jonathana Swifta i jego „Podróże Guliwera”, którymi
można się zachwycić.
2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz