Jako
fanka Królowej Kryminału mogę z całą stanowczością stwierdzić, że jest to jedna
z najlepszych jej powieści. Wydana została jako powieść przedostatnia a zarazem ostatnia z
Herkulesem Poirot, faktycznie zaś napisana została znacznie wcześniej. Co ważne, powieść mimo iż jest
melancholijna, zawiera jednak ostatecznie przesłanie optymistyczne. Intryga kryminalna
jest jedną z oryginalniejszych i gdy obstawiałam, kto może być zabójcą, nie
trafiłam za żadnym razem.
Herkules
Poirot będąc już w bardzo zaawansowanym wieku i cierpiąc na różne schorzenia,
znalazł się w pensjonacie w Styles. Wezwał do przyjazdu tam swojego przyjaciela
Hastingsa. W tym właśnie miejscu obaj kilkadziesiąt lat wcześniej rozpoczynali
swoją karierę, jeden policyjną, a drugi detektywistyczną, co opisane zostało w „Tajemniczej
historii w Styles”. Poirot zakomunikował
Hastingsowi, że w pensjonacie mieszka
morderca, która działa w ten sposób, iż zabija tak, że nie zostawia żadnego
śladu, który mógłby wskazywać na jego osobę. Dowody mogą wskazywać albo na kogoś innego,
albo na zwykły wypadek. I Poirot ma wszelkie podstawy sadzić, iż morderca
właśnie w Styles uderzy po raz kolejny. I ma zamiar zapobiec nowej zbrodni. Agata
nie byłaby sobą, gdyby trup jednak nie padł. Są nawet i dwa trupy. Zbiorowisko
osób w pensjonacie nie jest duże i na pozór oczywiście nikt nie wygląda na
mordercę. Większość pensjonariuszy jest w zaawansowanym wieku, dzięki czemu
autorka mogła pokusić o pewne podsumowania ich życia.
Z racji wieku bohaterów prowadzone są
rozmowy m. in. o tym, co było dawniej. I pojawia się znane chyba każdemu
stwierdzenie, w tym przypadku Hastingsa, o „dawnych czasach” i o tym, jak to wówczas
było wspaniale i jak miło się to wspomina. Oczywiście idąc tym tokiem
rozumowania, należy utrzymywać, iż obecne czasy są gorsze. Poirot podsumował te
sentymenty dosyć krótko. Stwierdził, iż to wspominanie dawnych czasów i
myślenie o nich jako o czymś wyłącznie wspaniałym jest całkowicie błędne. Nie
uległ sentymentalizmowi Hastingsa, który mu opowiadał: ”Kiedy człowiek się starzeje,
lubi wracać do przeszłości. Próbuje przywołać minione uczucia. Trochę mi tu
smutno, ale jednocześnie otaczają mnie dawne myśli i wzruszenia”. Poirot odparł „Ach cudowne dni. Byłem wtedy
młody”. Ale w gruncie rzeczy, mój kochany, nie byłeś wcale taki szczęśliwy, jak
myślisz.” I przypomniał Hastingsowi, dlaczego nie był wcale wówczas taki
szczęśliwy, jak sobie potem wmówił. Miał rożne problemy, które zatruwały mu życie.
A że potem wszystko zakończyło się dobrze, wmówił sobie, że generalnie było
świetnie. Idealizowanie przeszłości i
życie nią nie było w stylu Poirot`a.
Życie przyszłością też jest pułapką. Jeden
z bohaterów, pułkownik Luttrell opisywał, jak to kiedyś w Indiach marzył o
emeryturze i o tym, jak to osiądzie na stałe w Anglii i będzie rozkoszował się
pięknem przyrody. Stwierdził , że potem jednak , gdy już się to zrealizuje „Nic
nie wygląda tak, jak sobie z góry wyobrażasz.” Hastings pomyślał, że w przypadku
Luttrella było to szczególnie prawdziwe. Nie przewidział bowiem, że będzie
dręczony przez gderliwą żonę.
Najbardziej sensowym rozwiązaniem jawi się
jednak życie tym, co jest tu i teraz, a
nie tym, co było i co będzie. Poirot przewidując, że wkrótce umrze, udzielił staremu
Hastingsowi porady. Przypomniał mu, że jeszcze może się podobać kobietom i nakazał
mu pojechać do pewnej znajomej. Wiadomo, w jakim celu, aby zacząć wraz z nią kolejny etap życia. Dla Poirot`a zaś , którego
dni naprawdę były już policzone, nagrodą i powodem do dumy i zadowolenia było
poczucie pożytecznie spędzonego życia.
Hastings również zauważył, że osoby, wśród
których w Styles się obraca, łącznie z nim, to ludzie przegrani, z poczuciem zmarnowanego życia.
Niczego nie osiągnęli i niczego nie osiągną. Życie ich pokonało, albo złamało. W odniesieniu
do Hastingsa spostrzeżenie to nie do końca było prawdą, był załamany po śmierci
żony, ale Poirot uważał, że i Hastings mógłby stać się jeszcze szczęśliwy. Najciekawsze
były jednak próby ustalenia, dlaczego ci ludzie właśnie tacy byli. Zawdzięczali
to po prostu sami sobie. Żaden z nich nie był obłożnie chory, nikt nie przeżył tragedii,
która byłaby niezależna od niego, np. utrata
całej rodziny podczas wojny lub podobne koszmary. Jedna z tych osób stała się taka,
bo „zrezygnowała z życia i uważała się za napiętnowaną dlatego, że w jej
rodzinie wydarzyła się tragedia.” Inna jeszcze osoba była tak rozczarowana
życiem, że dostała nerwicy. Myślała o karierze w rodzinie i bogactwie i gdy nie
zostało to zrealizowane, nie potrafiła się tym życiem cieszyć. Bohaterowie "Kurtyny" nie potrafili zawalczyć o to, o czym marzyli. A potem nie potrafią się cieszyć tym, co mają. Są przegrani, ale na własne życzenie. I dlatego ta powieść wcale nie jest przygnębiająca.
A gdy już żyje się chwilą obecną nie warto
wpadać w letarg.” Niebezpieczeństwo bowiem nadaje smak życiu. Natura ludzka nie znosi nadmiaru bezpieczeństwa.” Nie można
jednak wpaść w przesadę, warto dać szansę mężczyźnie „pełnemu zalet,
który byłby dobrym i przykładnym mężem”.
6/6