
Książka
robi piorunujące wrażenie. Pozornie może się wydawać, że skoro każdy niemal wie
, kim był Grzegorz Przemyk, to po co jeszcze coś czytać. Okazuje się, że wiedza
medialna w tym przypadku jest tylko niezwykle pozornym wglądem w temat i to
tylko po jego powierzchni. Łazarewicz skupia się nie tylko na przypomnieniu
tragicznej śmierci Przemyka, to jest dopiero punkt wyjścia. Opisuje, w jaki
sposób ludzie zachowywali się w obliczu tej tragedii, jedni podle, inni
heroicznie, jeszcze innym złamano całe życie. Opisuje, jak gigantyczny
mechanizm uruchomiło państwo, aby tą sprawą manipulować tak, aby osoby winne
nie zostały pociągnięte do odpowiedzialności i aby z kolei wrobić w zabójstwo
osoby niewinne i nie mające ze zbrodnią nic wspólnego. Łazarewicz dotarł do
wszystkich osób, które cokolwiek na temat tej sprawy wiedziały, nie wszystkie zdecydowały
się porozmawiać. Przeczytał akta sprawy o zabójstwo oraz materiały późniejszej
sprawy, prowadzonej przez IPN, dotyczącej manipulowania przy procesie,
zacierania śladów, podżegania do zabójstwa. Jest to naprawdę kawał świetnej ,
dziennikarskiej roboty i całkowicie zasłużona Nagroda Nike w 2017r. Całość napisana jest w taki sposób, z trudno się
oderwać od tekstu. Maciej Kowalik czyta idealnie, spokojnie, normalnym głosem,
bez histerii, bez płaczu.
Na szczególną uwagę zasługuje główny
świadek, Cezary F. Nad całą sprawą
pracowało około 300 esbeków, jednym zaś
z ich głównych zadań było złamanie głównego świadka, który konsekwentnie od
samego początku mówił, że Grzegorza pobili policjanci. To on był przy zatrzymaniu
Przemyka, on wsiadł z nim do radiowozu, on był pod komisariatem i słyszał
krzyki bitego kolegi. Władzy było to szalenie nie na rękę. Cezary F. był
śledzony, podsłuchiwany, podsyłano różnych ludzi, aby wszelkimi możliwymi
metodami spowodowali, by zmienił zeznania. Proszono, grożono, robiono mu wodę z
mózgu, wmawiano, że może coś źle widział. Zaangażowano w to nawet jego ojca. Cezary
nie był postacią kryształową, dyskredytowano więc go w mediach. Miał świadomość,
że może stać się z nim to, co z Grzegorzem. I mimo zaangażowania tej porażającej
machiny nie załamał się i podczas przesłuchania w sądzie powiedział tak, jak
było.
Pierwszy raz spotkałam się z opisem tak bezwzględnego
mataczenia przy śledztwie, nakłaniania ludzi do składania kłamliwych zeznań i
typowania, kogo najlepiej byłoby wrobić w zbrodnię. Aby uwiarygodnić rzekome
sprawstwo sanitariuszy, wymyślono wersję przestępców , pracujących w karetkach
pogotowia. Posadzono w więzieniu niewinną lekarkę, zarzucając jej rzekomo okradzenie
chorego. Tego rodzaju historie oglądać można w filmach, ale fabularnych, gdzie wszystko
to wymyśla scenarzysta. W tym przypadku wszystkie opisy pochodzą z materiałów sprawy.
Jest to jeden z najlepszych reportaży,
jakie kiedykolwiek czytałam. Powinna to być lektura w szkołach.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz