niedziela, 4 lutego 2018

Rhys Bowen „Prawo panny Murphy” – tom 1 cyklu z Molly Murphy


   
       Książkę – kryminał retro z akcją umiejscowioną około 100 lat temu czyta się lekko, lektura wciąga, można oderwać się od rzeczywistości. Można też dowiedzieć się sporo o tym, jak wyglądała podróż   irlandzkich emigrantów do Nowego Jorku, a potem pobyt w tym mieście. Akcja jest wartka, aczkolwiek na szczęście bez przesady. Główna bohaterka za to jest sympatyczna, energiczna, odważna, pomysłowa i uparcie dążąca do celu. Zaczęłam czytanie cyklu od ostatniego tomu „Dublin moja miłość”, o którym pisałam tutaj, a teraz przystąpiłam do czytania całości.


      Nie jest to lektura, mająca drugie czy trzecie dno, nie ma w niej jakiejś głębi psychologicznej, ale czyta się bardzo dobrze, nie jest to głupie. Powieść zaciekawia nie tylko z powodu zagadki kryminalnej, którą Molly usiłuje rozwiązać. Budzą zainteresowanie też i jej losy, a także opisy tego, co działo się wówczas w Nowym Jorku. Gdy parę tygodni temu zastanawiałam się nad tym, które książki przeczytane w ubiegłym roku uważam za najlepsze, uzmysłowiłam sobie, że pod względem lekkości czytania w ścisłej czołówce jest właśnie powieść Rhys Bowen. Jest idealna, gdy ktoś jest zmęczony, nie ma ani siły ani ochoty na głębsze przemyślenia, a jednocześnie nie chce czytać żadnego badziewia, tylko coś mimo wszystko wartościowego. Powieść jest mimo wszystko pogodna, autorka nie epatuje strasznym położeniem emigrantów, kładzie nacisk bardziej na to, że byli oni na tyle zdesperowani i zaradni, że dawali sobie radę. Poziom tych dwóch znanych mi tomów jest wyrównany.
            W tomie „Prawo panny Murphy” Molly ucieka z Irlandii. Ponieważ zabiła wysoko urodzonego mężczyznę, który usiłował ją napaść, jedynym sensownym rozwiązaniem wydała się jej ucieczka na inny kontynent. Pomógł jej w tym zbieg okoliczności. Opisu rejsu nie da się zapomnieć. Nie miało to nic wspólnego z warunkami, jakimi podróżowało się 3 klasą na słynnym Titanicu, znanymi z filmu. Podróżujący 3 klasą innymi statkami mogli wychodzić na zewnątrz jedynie przez godzinę w ciągu doby. W pomieszczeniach panował smród wymiocin, słychać było płacz dzieci. Było gorąco od blisko pracujących maszyn, jedzenie przypominało pomyje. Koszmar. Molly się udało to przetrwać, ale potem musiała przejść selekcję na Ellis Island, gdyby uznano ją za chorą, zostałaby zawrócona. Przyjezdni byli przez obsługę okradani, oszukiwani i traktowani jak niższa kategoria ludzi.
         Jak się okazało już na wyspie, jeden z pasażerów statku został zabity, a podejrzenie padło właśnie na Molly. Ponownie dzięki i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i uporowi, połączonemu z pomysłowością, udało się jej wyjść na stały ląd. Tyle tylko, że nie miała gdzie mieszkać i gdzie pracować. Zaczęła od zamieszkania u znajomego i jego żony w obleśnej i brudnej norze. Gdy szukała pracy dostępne były miejsca przy patroszeniu ryb, za żenująco niskie stawki i to po znajomości, oraz druga alternatywa …w domu publicznym. Ostatecznie załapała się na pracę pokojówki, dzięki małemu oszustwu. Ale traktowała to tymczasowo. Jej znajomy z kolei, u którego rodziny chwilę mieszkała, pracował jako robotnik przy budowie nowo powstającego metra. Budowa ta była swoistego rodzaju sensacją, ludzie oglądali wielką dziurę w ziemi. Nie miałam świadomości, że społeczność irlandzka w mieście stanowiła znaczącą siłę, o której głosy już w tamtym czasie musieli się ubiegać politycy.       
       Po lekturze naszła mnie refleksja, że nie ma co się dziwić, że USA są taką potęgą. Zadecydował o tym kapitał ludzki. To właśnie ci zdesperowani i biedni emigranci, którzy nie poddawali się, a właściwie ich potomstwo, stali się wybitnymi artystami, naukowcami, przedsiębiorcami  czy politykami.    
4/6
  
 

       

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz