czwartek, 5 lipca 2018

Sacha Batthyany „A co ja mam z tym wspólnego”


Okładka książki A co ja mam z tym wspólnego? Zbrodnia popełniona w marcu 1945. Dzieje mojej rodziny
„A co ja mam z tym wspólnego” jest naprawdę niezwykłym dziełem. W zalewie tandety i nachalnie promowanych pozycji, mimo nominacji do Nagrody R. Kapuścińskiego,  jednak się nie wybiło. Autor, dziennikarz, Węgier z pochodzenia, u nas jest nikomu nieznany. Tematyka książki też może nie wydawać się zbyt pociągająca, odnosi się częściowo do czasu wojny i do  kwestii bierności, braku zaangażowania, tchórzostwa i wygodnictwa. Ale oczywiście nawiązuje do teraźniejszości, a nawet i do przyszłości. Jest częściowo reportażem, ale są tam też wspomnienia i jest cała masa refleksji. 

   „Nie jesteśmy wprawdzie strażnikami i nie prowadzimy przesłuchań, nie każemy też nikogo rozstrzelać, ale jak się zachowujemy w sytuacjach, które znacznie mniej są groźniejsze niż wojny? Na przykład w biurze, kiedy nam zależy, żeby dobrze wypaść. Czy mamy dość odwagi, by stanąć po stronie prawdy, chociaż może to być w dane chwili niewygodne? Czy braliśmy w obronę ludzi, którzy stali się ofiarami mobbingu szefów, czy też staliśmy bezczynnie obok, jak tamci przechodnie w Budapeszcie, kiedy topiono Żydów w Dunaju?”, „Czy w ogóle bywamy gotowi do podejmowania jakiegokolwiek ryzyka? Kto bywa do tego gotów? I w imię czego?” „Czy kiedykolwiek przeciwko czemu się buntowałem?”  Autor ma w pamięci liczne wirtualne akcje protesty czy też akcje poparcia, ale pyta „Jakbyśmy reagowali, gdyby wszystkie te wydarzeni zaczęły się przenosić z ekranów naszych komputerów na ulice?”



         Sacha Batthyany pochodzi z bogatego, arystokratycznego węgierskiego rodu. Kiedyś przypadkiem dowiedział się o tym, że jego ciotka Margit w czasie wojny wyprawiła bal, na który zaproszeni byli również i wysoko postawieni żołnierze niemieccy, esesmani i gestapowcy. Goście ci musieli na krótki czas opuścić bal po to, aby rozstrzelać niemal 200 Żydów, potem wrócili i kontynuowali zabawę . Autor urodził się w 1973 roku, w czasach współczesnych i z gazety dowiedział się o tej zbrodni i o roli ciotki.  Wstrząsnęło to nim do tego stopnia, że przez 7 lat drążył dzieje rodziny, chodził do psychoanalityka i zastanawiał się nad dobrem, złem, odpowiedzialnością, odwagą, zaangażowaniem. Wykrył przy okazji czytania pamiętników babki i drugie wydarzenie również wojenne. Otóż jego babka bawiła się jako dziecko z dziećmi Żydów, Mendlów. W trakcie wojny córki Mendlów zostały złapane i wsadzone do pociągu, wiozącego Żydów do Oświęcimia. Rodzice przyszli do pałacu, w którym mieszkała i na dziedzińcu pałacowym usiłowali wybłagać hrabiego Batthyany, aby coś zrobił, aby ratował te dzieci. Hrabia, bajecznie bogaty, był wówczas jeszcze Kimś, kto wiele mógł. Ale co zrobił? Nic. A rezydujący w pałacu niemiecki żołnierz zastrzelił małżeństwo Mendlów, co stało się i na oczach hrabiego i babki pisarza. Babka do końca życia nie otrząsnęła się z tego wydarzenia i to nie tylko z powodu śmierci tych ludzi. Ona całe dalsze życia żyła z poczuciem winy i zarzucała sobie bierność, a konkretnie  to, że nie wstawiła się za Mendlami.  Nie wiadomo oczywiście, czy to coś dałoby, ale ona czuła, że tak. Czuła też, że „chociaż ich mogła uratować.” Gdy autor czytał jej pamiętnik, to charakterystyczne było to, że właśnie to wydarzenie było najczęściej i na wiele sposobów opisywane. A o urodzeniu własnych dzieci, jak też o śmierci jednego z ich w pamietniku były zaledwie wzmianki.

     Pisarz uświadomił sobie, że hrabia Batthyany, żyjący w czasach II wojny „był człowiekiem apolitycznym. Nie obchodziły go deportacje. Nie słyszał o nieludzkich okrucieństwach. Co go naprawdę interesowało,  to polowania, przyroda, las.” Pozornie nie byłoby może i w tym nic złego, tylko wskutek tej apolityczności i braku zainteresowania tym, co dzieje się w świecie, „umknęło” mu ludobójstwo.  Hrabiemu było tak wygodnie, nie musiał się zastanawiać, co zrobić w danej sytuacji. I nadal wielu osobom też jest wygodnie być apolitycznymi, nie chodzić na wybory, ”nie wiedzieć” pewnych rzeczy, nie podejmować żadnych działań, a już z pewnością nie takich, które wymagałyby trudu czy ryzyka.

6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz