środa, 20 sierpnia 2025

Zofia Kossak „Z otchłani”

 

Raz na jakiś czas wiele osób ma potrzebę lektury poważnej, realistycznej, a nawet dotykającej spraw naprawdę potwornych, jak łagry, obozy koncentracyjne, wojny itp. itd. Tego rodzaju lektura uzmysławia, że zawsze ludzie spotykali się z różnymi trudnymi i koszmarnymi sytuacjami, że takie jest po prostu życie. Co więcej, to co przeżywali inni ludzie w ekstremalnych czasach, było z reguły dużo gorsze i trudniejsze niż teraz w czasach pokoju.

Z otchłani” to wspomnienia Zofii Kossak z pobytu w obozie koncentracyjnym w Birkenau, napisała je tuż po wojnie. Z racji tego że autorka była osobą głęboko religijną, spora część tych refleksji dotyczy właśnie spraw religijnych. W obozach wiele osób traciło wiarę, Zofia Kossak wręcz przeciwnie. To wiara dawała jej sił do przetrwania, a zaraz po niej więzi międzyludzkie, prawdziwa przyjaźń, jaką nawet w tak ekstremalnych warunkach można było nawiązać. Przyjaciółka w tamtych warunkach niewiele mogła dla drugiej osoby zrobić, dawała jednak wsparcie psychiczne i dobre słowo. A to zdaniem pisarki było nawet ważniejsze od wyżywienia.

Odnośnie kwestii religijnych, to Kossak podnosi również bardzo trudne do zrozumienia, nawet dla osoby wierzącej, tematy. Przykładowo jednak z kobiet trafiła do obozu za to, że działała w konspiracji. Postanowiła, że nada sens swojemu cierpieniu i ofiaruje je Panu Bogu za te osoby, z którymi w tej konspiracji współpracowała, że dzięki temu one nie zostaną złapane. Inna z kolei więźniarka miał popełnić samobójstwo, przed którym się chciała pomodlić, podczas odmawiania „Pod twoją obronę” chęć samobójstwa bezpowrotnie jej minęła.

Setki tysięcy ludzi ginęły w takim piekle, jak opisała to Z. Kossak. Okazuje się jednak, że niektórzy z tych co przeżyli, nawet z takiego niewyobrażalnego koszmaru potrafili zyskać coś pozytywnego, w przypadku autorki trwałe, prawdziwe przyjaźnie, wzmocnioną wiarę, no i misję pokazania światu prawdy o tym, co się działo.

8/10

czwartek, 14 sierpnia 2025

Anna Przedpełska - Trzeciakowska „Jane Austen i jej racjonalne romanse”

 

    Tłumaczka Jane Austen napisała jej biografię. Czyta się ją świetnie, gigantycznym atutem jest dogłębna znajomość twórczości. Książka napisana jest w taki sposób, że chronologicznie przedstawiane są wydarzenia z życia, są one komentowane, nie jest więc nudno, a gdy na danym etapie życia Jane Austen, napisała ona powieść, to jest odrębny rozdział o tej konkretnej powieści.

    Przedpełska – Trzeciakowska ma szalenie interesujące spostrzeżenia, nie opisuje tylko suchych faktów z życiorysu. Odnośnie twórczości, zwróciła np. uwagę na to, że powieściowe happy endy, z których słynie Jane Austen, są tylko pozorne. Owszem, jest zakochana para, jest ślub, ale na tym każda powieść Jane Austen się kończy, nie wiadomo, jak układa się młodej parze przyszłość. A gdy przyjrzymy się małżeństwom opisywanym w każdej powieści, wśród bohaterów drugoplanowych czy trzecioplanowych, to okazuje się, że na 6 powieści i łącznie pewnie kilkuset bohaterów, są tylko 2 udane małżeństwa. Poza tym biografka zastanawia się np., który z bohaterów Jan Austen jest najinteligentniejszy, najlepiej wykształcony i najbardziej oczytany, według niej to sławetny Darcy. Rozważa, która bohaterka jest ulubioną bohaterką miłośników twórczości itp. itd.

Przedpełska – Trzeciakowska opisuje też na podstawie analizy twórczości Austen i lektury jej listów, jak wyglądało tworzenie powieści. Zwraca uwagę na coś, o czym pisała Olga Tokarczuk w jednym z esejów ze zbioru „Czuły narrator”, pisałam o nim tutaj pisał o tym też Tolkien w listach. Otóż „Na ogół twórca ma świadomość niejasnej współodpowiedzialności za napisany tekst czegoś jeszcze oprócz własnej ręki i głowy i różnie jest to nazywane, bo pewno różne ma źródła”. „Bohater buntuje się przeciwko swojemu twórcy, a w powstającym tekście zaczyna przebrzmiewać niezamierzona nuta”. Tokarczuk opisywała to tak, że w pewnych momentach to jakby Coś lub Ktoś przejmował pisanie, . Przedpełska – Trzeciakowska tłumaczy to na tekście Austen, kiedy to się stało i z czego to wynika.

    Inspirujące jest też spojrzenie na życie powieściopisarki. Spędziła je całe w kilku wioskach, a o życiu i naturze ludzkiej wie więcej niż ludzie, którzy zjeździli cały świat. Austen swoimi życiowymi decyzjami może inspirować również dzisiaj. Przykładowo dość wcześnie zorientowała się, że będzie pisać. W tamtych czasach wydawało się to absurdalne, kobiety wychodziły za maż, rodziły dzieci i były na utrzymaniu męża. Gdy pojawił się poważny kandydat na męża, mający i majątek i pozycję towarzyską, odrzuciła jego propozycję, wiedziała, że jako mężatka uzależniona od męża, nie będzie miała możliwości, aby realizować swoją pasję pisania. Miała wówczas wizję, iż będzie żyła z dochodów z pisania, co obiektywnie wydawało się nieprawdopodobne. No i wybierając status starej panny, narażała się na politowanie, kobiety niezamężne postrzegane były wówczas jako gorszej kategorii. Współcześnie można oczywiście pogodzić te dwie role, matki, żony i pisarki, 200 lat temu w angielskiej wiosce nie było to możliwe, co opisała Przedpełska – Trzeciakowska. Austen poszła więc totalnie pod prąd społecznym oczekiwaniom, a mało kogo na to stać i wówczas i dzisiaj.

9/10



środa, 6 sierpnia 2025

Ryszard Ćwirlej „Ofiara twoim przeznaczeniem” – audiobook, czyta Bartosz Głogowski

 

    Ćwirlejowi najlepiej wychodzi odtworzenie realiów Dwudziestolecia Międzywojennego. Psychologii nie ma tu dużo, opisywane postacie w większości nie są zbyt skomplikowane. Opisy życia, dotyczące raczej ludzi na dole drabiny społecznej, są rewelacyjne. Bartosz Głogowski świetnie oczytał tekst.

            W tym zagadki kryminalne przeplatają się z wątkami szpiegowskimi. Gdy mówi się o szpiegach, to z reguły kojarzy się to z CIA, Mosadem czy KGB, czyli tą górną półką światowych rozgrywek. Ćwirlej natomiast pokazał takie historie szpiegowskie, jakie działy się u nas, prozaiczne, pozbawione spektakularności, ale z racji tego frapujące. Pojawia się tu autentyczna postać, mjr Żychoń z polskiego wywiadu. Niemcy w pobliżu granicy polsko – niemieckiej zaczęli budować stacje nasłuchowe, umożliwiające podsłuchiwanie polskich służb specjalnych. Polacy zorientowali się, co się dzieje, żeby uzyskać zdjęcia tych stacji i inne informacje, potrzebowali współpracowników. Ci współpracownicy w niczym nie przypominali kogoś takiego z filmów, to byli drobni złodziejaszkowie, oszuści robiący lewe interesy, trzeba ich było trochę przekupić, trochę zaszantażować. Ci ludzie z nizin społecznych naprawdę mieli swój rozum i spryt, tzw. mądrość życiową, dużo w życiu przeszli i mimo braku wykształcenia, w niektórych sprawach bywali mądrzejsi od inteligentów.

        Nie brakło tutaj perełki na torcie, którymi są dla mnie refleksje na temat różnic w mentalności Polaków, zamieszkujących scalone części Polski. Na ziemiach z byłego zaboru pruskiego, w tym właśnie w Poznaniu, gdzie toczy się akcja cyklu, po 1918r. nie było manii burzenia różnych budowli czy pomników, na wschodzie wręcz odwrotnie.

Trochę rozczarowuje, że tak mało jest o komisarzu Fischerze, w tym tomie za wiele się u niego w życiu prywatnym nie dzieje. Ale nie tak dawno się ożenił, ma dzieci, raczej to ze wcześnie na zdrady, w tamtych czasach rozwody nie były takie częste. Słuchając jednak, czeka się, aż Fischer się pojawi, a gdy się pojawia, to właściwie tylko w kontekście spraw zawodowych. Ja dla mnie też jest trochę za mało refleksji, przykładowo mój ulubiony komisarz Montalbano z cyklu A. Camillerego dużo czyta, rozmyśla, poznajemy jego znajomych, partnerkę itp.

7/10



wtorek, 29 lipca 2025

Kjersti Anfinnsen „Chwile wieczności”

 

To książka szalenie przygnębiająca, nie ma tu miejsca na radość i optymizm. Można ją potraktować jako swoistego rodzaju poradnik w stylu : jeśli chcesz na starość zostać samotny/a jak palec, rób dokładnie to, co bohaterka książki. Opowiada o antypatycznej emerytowanej lekarce, kardiolożce, kiedyś wybitnej w swoim fachu, obecnie w mocno zaawansowanym wieku, samotnej i coraz bardziej niedołężnej. Najbardziej porażająca jest ta samotność, bo poza dość krótkim okresem, kiedy miała partnera, znalezionego przez internet, to nie miała przy sobie żadnej naprawdę bliskiej osoby. Poza siostrą w innym kraju, z którą nie miała zbyt dobrych relacji, nie miała żadnej rodziny ani żadnych przyjaciół czy znajomych.

Z jednej strony można współczuć tej kobiecie. Jest jednak pewne ale. Na swój stan fizyczny ma się ograniczony wpływ, są kwestie genetyczne, środowiskowe itp. itd., w książce nie ma jednak żadnych informacji o tym, aby nasza bohaterka kiedykolwiek przejmowała się swoim stanem zdrowia, nie ma nic chociażby o wypoczynku czy ruchu fizycznym, gdy była czynna zawodowo. Być może byłaby w lepszym stanie, gdyby o to wcześniej zadbała.

Co zaś do relacji z innymi osobami, to nigdy jej na nich nie zależało. Sama wspomniała jednoznacznie, że nigdy nie lubiła ludzi. Dość porażający jest opis jej bezwzględnego zachowania, gdy umyślnie doprowadziła do śmierci pacjentki. Pacjentka ta bardzo się jej nie spodobała, była roszczeniowa. Po tej sytuacji nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Nie ma ani jednego fragmentu, w którym powiedziałaby coś ciepło o pacjentach, traktowała ich mechanicznie, owszem, ratowała im życie i zdrowie, ale robi to takie wrażenie, jakby pacjenci byli dla niej jedyni wyzwaniem, trudnymi przypadkami, dzięki którym możliwe było robienie kariery.

Mimo pewnej głębi tak bardzo przygnębiające książki, pozbawione choćby promyka optymizmu, nie przekonują mnie.

4/10



środa, 23 lipca 2025

Stephen King „Misery” - audiobook, czyta Krzysztof Plewako – Szczerbiński

 

         Misery" ma sporą ilość wielbicieli, ja do nich z pewnością nie będę należeć. Książki wcześniej nie czytałam, ale oglądałam dawno temu film. Film zasadniczo nie odbiega od książki, była więc dla mnie i nudna i przewidywalna, a w odbiorze przeszkadzały mi drastyczne opisy przemocy. Znany pisarz po wypadku samochodowym został „uratowany” przez obcą mu kobietę, psychopatkę i sadystkę, która wzięła go do domu i mimo, że miał połamane nogi nie zapewniła mu pomocy medycznej. Położyła do łóżka i dozowała mu według swojego widzimisię leki przeciwbólowe, a gdy ją zdenerwował odrąbała mu siekierą stopę.

        Znaczna część książki to opisy koszmarnego bólu i strachu przed psychopatką, takiego wręcz upodlenia tego nieszczęsnego pisarza. Niektóre opisy, jak odrąbywanie stopy bez znieczulenia, są tak koszmarne, że wolałabym ich nie usłyszeć, nie było to tylko wspomniane, ale opisane z wszystkimi możliwymi szczegółami. Słuchało się tego bardzo ciężko, a książka nie dała mi żadnej rekompensaty za ten koszmar, ani nie czułam się zrelaksowana, ani oderwana od rzeczywistości, ani wzbogacona o głębsze refleksje. Właściwie to nic nie straciłabym, nie kończąc audiobooka.

        Można oczywiście rozpatrywać opisaną sytuację symbolicznie. Steven King mówił w wywiadach, że Annie, psychopatka z „Misery” i uwięzienie, to symbole alkoholizmu i tego, co nałóg robi z człowiekiem, oraz jak strasznie ciężko jest się z tego wyrwać. W książce jak w soczewce widać, jak sytuacja uzależnienia kogoś od innej osoby może wywołać odruchy psychopatyczne w tym, kto ma władzę. Jest też co nieco o pisaniu, bo uwięziony pisarz zaczął pisać nową książkę, ta nowa książka o pochowanej w śpiączce i cudem uratowanej kobiecie, też jednak nie wzbudziła we mnie zainteresowania. Mimo tego wszystkiego mocna niechęć do powieści towarzyszyła mi przez cały czas słuchania.

5/10



poniedziałek, 21 lipca 2025

Walery Przyborowski „Skarby fukierowskie”

 

            W Warszawie przy Rynku Starego Miasta jest bardzo znana restauracja „U Fukiera”, ale żaden Fukier już jej nie prowadzi. Fukierzy rzeczywiście byli restauratorami, a ich winiarnia i karczma rzeczywiście funkcjonowała przy Rynku Starego Miasta, nie wiem, czy w tej samej kamienicy co „U Fukiera”.

        Przyborowski w swojej mini powieści opowiada właśnie o tym Fukierze, karczmarzu i winiarzu, który żył w XVII wieku, a wydarzenia rozgrywają się 1655r, ale jeszcze przed wkroczeniem Szwedów do Warszawy. Ta mini powieść, właściwie opowiadanie, jest tak zręcznie skonstruowane, że szalenie wciąga, a to wielka sztuka, bo napisane zostało grubo ponad 100 lat temu. Realia życia w stolicy w pobliżu Zamku Królewskiego ukazane są tak, jakby się oglądało film. To rozrywka bardzo dobrej jakości na jakieś 2, 3 godziny. Jedni czytelnicy skupią się na wątku romansowym, inni przygodowym, czyli na poszukiwaniu tytułowego skarbu, jeszcze inni będą z uwagą śledzić tło historyczne, czy społeczne. Całość napisana jest lekkim językiem ze sporym poczuciem humoru.

    Przyborowski miał spore doświadczenie życiowe, dużo przeżył, był m. in. uczestnikiem Powstania Styczniowego, świetnie pokazał ludzkie postawy w obliczu zagrożenia i ludzkie charaktery. Wykpił tu chciwość, głupotę, mściwość, nieopanowaną żądzę władzy. Mieszczanie warszawscy w większości nie byli zainteresowani walką ze Szwedami, chcieli zachować swoje status quo i myśleli o tym, jak tu zrobić, żeby nie stracić dorobku. Tylko szlachcice mogli być posłami i stanowić prawo, tylko oni wybierali króla na sejmach elekcyjnych, tylko oni mogli nabywać ziemię. Mieszczanie musieli zaś płacić podatki, mogli być tylko rajcami miejskimi, nie ma więc co za bardzo się dziwić, że nie utożsamiali się z państwem. Dla obcych wojsk była to sytuacja wymarzona.

        Wznawianie tych starych utworów to rewelacyjny pomysł.

7/10 

czwartek, 17 lipca 2025

Jane Austen „Perswazje”

 

    Virginia Woolf napisała, że spośród wszystkich wielkich pisarzy Jane Austen najtrudniej uchwycić w chwili wielkości. Virginia Woolf pisała też, że „Pewno jakaś czarodziejska wróżka, jedna z tych, co to przysiadają na skraju kołyski, zabrała ją (Jane Austen) zaraz po urodzeniu w lot dookoła świata, a kiedy ją położyła z powrotem w pościeli, mała Jane nie tylko już wiedziała, jak wygląda cały wszechświat, ale też dokonała wyboru swojego królestwa. Uznała, że jeśli w nim będzie mogła zawsze panować, nigdy nie zapragnie innego. Tak więc w wieku piętnastu lat miała niewiele złudzeń co do ludzi i żadnych złudzeń co do siebie”. Tak pisze tłumaczka Jane Austen w biografii tej powieściopisarki pt. „Jane Austen i jej racjonalne romanse”.

Pisałam już wielokrotnie o książkach Jane Austen, każdą czytałam, wracam też do nich. Im jestem starsza, tym bardziej pełna podziwu dla tej twórczości. Austen pisała tak, że nawet gdy się zna jej powieści, one i tak fascynują, a czyta się je tak, jakby się nie wiedziało, jak potoczą się wydarzenia. Wszystkie są pogodne i pełne humoru. O „Perswazjach” pisałam wcześniej tutaj.

        Narratorką jest starsza już, jak na czasy Austen, Anna Elliot, ma aż 27 lat. Ma za sobą traumatyczne przeżycie w postaci śmierci matki, teraz z kolei na skutek głupoty i nierozwagi ojca rodzina się spauperyzowała i konieczne stało się opuszczenie rodzinnego domu, oddanie go w najem i znalezienie dla siebie czegoś mniejszego w innej miejscowości. Rodzina Annę nieco lekceważy, pozory są zachowane, jednak nie ulega wątpliwości, że traktują jako kogoś gorszego do siebie. Anna jest na zakręcie życia, a na dodatek kilka lat wcześniej uległszy namowom innych osób, zerwała zaręczyny z mężczyzną, którego kochała i kocha nadal. Jest tu więc niespełnienie, rozczarowanie, ale tylko w głębi duszy, bo dziewczyna stara się jednak czerpać radość z życia.

        Poza głębią psychologii, o czym pisałam przy okazji pisania o książkach Austen, są też w nich poruszane kwestie moralności, a Austen robi to po mistrzowsku, czyli bez moralizowania. Czytając, przyjemnie jest niejako przebywać w towarzystwie osoby mądrej, wręcz błyskotliwej, a do tego uczciwej, sprawiedliwej itp.

Dla przykładu podam, jak Anna rozpracowywała charakter i moralność człowieka. Otóż poznała ona swojego dalszego, bardzo bogatego kuzyna, który wcześniej z jej rodziną nie utrzymywał żadnego kontaktu. Ewidentne było, że się jej oświadczy. Anna zastanowiła się, dlaczego wcześniej kompletnie się nimi nie interesował. Swego czasu on był niezbyt zamożny i rodzina Anny, tj. rodzice i rodzeństwo, również. Potem kuzyn bogato się ożenił i owdowiał, odziedziczywszy majątek po żonie. Zastanowiła się więc, czy ich status majątkowy nie był kiedyś tą przeszkodą, gdy kuzyn był biedakiem nie chciał zadawać się z biedakami i tracić na nich czasu, gdy się wzbogacił, mógł już sobie na to pozwolić. Niepokojący i to mocno wydał się jej fakt, że wszyscy go lubili, nawet osoby co do których miała liczne zastrzeżenia. Kuzyn dla wszystkich był miły, ale i fałszywy, w jednej chwili był dla kogoś bardzo uprzejmy, a w innej już do kogoś innego mówił coś nieprzyjemnego o osobie, wobec której wcześniej wykazywał tą uprzejmość. Kuzyn nie był ani szczery ani bezpośredni, nigdy nie miał żadnej spontanicznej reakcji na jakieś wydarzenie. Wszystko robił z rozwagą, aby sobie nie zaszkodzić. Ten fałsz Annę odrzucał. Bogactwo i uroda kuzyna nie zmieniły tej oceny.

Jest tu wiele postaci godnych zapamiętania, wiele arcyciekawych spostrzeżeń psychologicznych. Wszystkie, nawet najdrobniejsze wątki ciekawią, nawet chociażby taki, jak ostatecznie ułożą się relacje pomiędzy Anną a jej najbliższą przyjaciółką, lady Russell. To właśnie głównie lady Russell namowami doprowadziła Annę do zerwania zaręczyn i unieszczęśliwiła ją. Anna miała świadomość, że jej przyjaciółka działała w dobrej wierze.

Chociaż wydarzenia rozgrywają się 200 lat temu, kiedy to obyczajowość była wówczas inna, książkę czyta się tak, jakby wszystko działo się tu i teraz. Każdy znajdzie masę analogii do swojego życia i życia bliskich.

10/10

wtorek, 15 lipca 2025

Szczepan Twardoch „Null” – audiobook, czyta Michał Żurawski

 

Wiadomo, że najważniejsza jest treść książki, a nie sposób jej odczytania. W tym przypadku i treść i odczytanie są absolutnie wyjątkowe. Chyba to jedna z najlepiej odczytanych książek, jakie kiedykolwiek odsłuchałam. Michał Żurawski wczuł się w tekst i odczytał go tak, że odnosi się wrażenie, że tak właśnie mówią żołnierze ukraińscy i wszyscy walczący po ich stronie. Nie ma tam wiele sentymentalizmu, jest za to brutalność i rzeczowość. Myślę, że było to skonsultowane z kimś, kto wie, jak to wygląda w rzeczywistości.

Książka to opis tego, co dzieje się w czasie tej wojny na najdalej wysuniętym przyczółku, tytułowym Nullu, plus masy drobnych wspomnień, plus odczucia żołnierzy, ich myśli, aczkolwiek też tylko do pewnego stopnia, pewne kwestie, te najgłębsze odczucia i tak pozostają milczeniem. Poza kwestiami psychologicznymi opisy nie przypominają żadnej znanej wojny, bo większość czasu żołnierze przebywają w okopach, wszechobecne są drony. Przypomina to koszmary SF.

Sporo jest kwestii zaskakujących. Od początku wojny Ukraińców i wszystkich walczących po ich stronie postrzegam jako bohaterów. Nigdy nie zastanawiałam się, co tacy ludzie robili przed wojną , ale chyba musiałam jakoś tak podświadomie również uważać, że zajmowali się wówczas czymś nadzwyczajnym. Byłam mocno zaskoczona, czytając, że np. jeden z żołnierzy był kierowcą Ubera i to w Warszawie, ktoś był bywalcem dyskotek w Berlinie. W „Nullu” jest cała złożoność historii. We wspomnieniach „Konia”, Polaka, walczącego po stronie Ukraińców, o korzeniach polsko – ukraińskich, pojawia się dziadek z Podkarpacia, członek SS Galizien, a po wojnie i zaraz po niej, biorący udział wraz z UPA w walkach p-ko Polakom na tym terenie.

Są liczne nawiązania do literatury, o dziwo, Twardoch sięgnął aż do starożytności do „Iliady” i bardzo zręcznie snuje analogie. Mimo upływu kilku tysięcy lat wojny nadal istnieją, a emocje, jakie wówczas ludzie odczuwają, są niezmiennie te same. Twardoch odkrył dla mnie ponownie „Iliadę”, bo wydawało mi się, że nic ciekawego w niej nie ma.

Do tego wszystkiego książki słucha się naprawdę bardzo dobrze.

9/10

czwartek, 10 lipca 2025

Andrea Camilleri „Głos skrzypiec” cykl z komisarzem Montalbano tom IV

 Okładka książki Głos skrzypiec autora Andrea Camilleri, 9788373929180

Tom trzyma poziom tak wysoki jak i cały cykl. Tutaj jest wyjątkowo oryginalna zagadka kryminalna, w jednych tomach jest intrygujące zabójstwo, w innych ciekawsze są aspekty życia komisarza Montalbano. W tym jest i to i to, bo poza rozwiazywaniem zagadki uduszenia w niezamieszkanej willi młodej, pięknej kobiety, rozstrzyga się kwestia małżeństwa komisarza i kwestia adopcji przez niego i Livię młodego chłopaka. Montalbano jest szczęśliwym, zatwardziałym, bezdzietnym starym kawalerem, żyjącym w związku na odległość, pisałam o tym wielokrotnie przy okazji innych, późniejszych tomów cyklu, ten tom jest jednym z pierwszych. Nie ulega wątpliwości, że Livia naciskała na małżeństwo, nic z tego nie wyszło, a z lektury można dowiedzieć się, dlaczego.

Camilleri w tym tomie odkrywa jedną z oryginalniejszych i dość unikalną cechę Montalbano. Przeżył bardzo smutne i obciążające psychicznie wydarzenia, było mu źle. Tak jak wspomniałam, generalnie jest on przedstawiony jako człowiek spełniony i zadowolony z życia, ale z lekką nutką melancholii, no i jak każdemu, zdarzają się wydarzenia niewesołe. Każdy ma swoje sposoby na takie gorsze dni, jedni oglądają wtedy komedie, żeby się rozerwać, inni rzucają w wir pracy, itp. itd. Montalbano uznał, że da się ponieść temu smutkowi, że się w nim pogrąży, usiadł na werandzie domu, zapatrzył się w morze i nie starał się rozweselić. W jego przypadku ten sposób zadziałał. Po tym pogrążeniu w smutku, ten stan powoli mijał i już nie wracał w takim natężeniu z tej samej przyczyny.

Jak wskazuje tytuł, w tym tomie jest co nieco o muzyce, Montalbano słucha koncertów na skrzypcach. To są świetne fragmenty dla tych osób, które kochają muzykę, ale nie są znawcami, komisarz wyczuwa, że jest to piękne, odczuwa emocje, zawarte w tej muzyce. No i oczywiście jest Sycylia z wszystkimi jej atrybutami, jest sporo humoru, sceny ze smutkiem nie stanowią całej książki.

8/10




wtorek, 8 lipca 2025

„Duma i uprzedzenie” – miniserial z 1995r. reż. Simon Langton, na podstawie powieści Jane Austen

 

Nie wiem, jak twórcy to zrobili, ale mimo iż całkiem dobrze znam książkę Jane Austen, oglądałam serial z olbrzymim zainteresowaniem i niemal lekkim napięciem, tak jakbym nie wiedziała, co się stanie. Serial jest dość wierną ekranizacją, aktorzy dobrani tak, że nie czułam żadnego zgrzytu, że ktoś nie pasuje do roli. Plenery i wnętrza są przepiękne, trudno jest mi już wyobrazić sobie opisywane wydarzenia w innej scenerii. Wiadomym jest z powieści, iż Darcy był bardzo bogaty, ale gdy w serialu widzi się jego posiadłość, przypominającą zamek np. w Łańcucie, to można sobie uzmysłowić skalę tego bogactwa i jednocześnie wybornego gustu. Podobnie jest z kostiumami, widać, że nikt na niczym nie skąpił, a poszczególne zadania oddano we właściwe ręce.

Serial jest wyjątkowo pogodny, nie eksponuje większych czy mniejszych problemów przedstawianych osób. Dokładnie takie podejście miała pisarka. Wszyscy wiedzą, że siostry Bennet po śmieci ojca nie odziedziczą małej posiadłości, nie wiadomo, gdzie będą mieszkać, angielskie prawo spadkowe jest wyjątkowo archaiczne, ale nie przeszkadza im to cieszyć się życiem. Nastrój pogody udziela się widzowi, tym bardziej, że przedstawiane jest właśnie wspomniane już małe piękno właśnie w strojach, wnętrzach czy plenerach. Zdecydowana większość wydarzeń rozgrywa się latem, jest wiec słońce, białe suknie kobiet, kwiaty. Nie ma głębszego smutku, tylko chwilowy, a z racji humoru, dowcipnych dialogów, to nawet nie odczuwa się, że kto jest smutny. Austen, a reżyser za nią, potrafili pokazać, że opisywane sytuacje miały również swoją komiczną stronę. No i wiadomo, że będzie happy end. Serial to świetny oddstresowywacz, jak ktoś nie zna Jane Austen, może i po nią sięgnie.

Mimo tych atutów raczej trudno byłoby tylko na podstawie tej ekranizacji uzmysłowić sobie geniusz pisarki i jej fenomenalną zdolność do ukazywania prawdy o ludzkich charakterach. Nie wiem, czy w ogóle jest to możliwe. Z reguły Jane Austen kojarzy się ze zwykłymi romansidłami. W tym przypadku dialogi z pewnością świadczą o jej wielkości. Nie ulega wątpliwości, że serial to doskonała rozrywka na całkiem niezłym poziomie.

8/10



piątek, 4 lipca 2025

Seweryn Wąsik „Ulmowie z Markowej” – audiobook, czyta Tadeusz Cieślak

 

        Książka z racji małej objętości stanowi zwięzłe kompendium wiedzy o Ulmach, zamordowanie w czasie wojny całej ich rodziny za ukrywanie Żydów jest faktem powszechnie znanym. Tutaj przybliżone są sylwetki Ulmów, Żydów, którzy byli przez nich ukrywani, prawdopodobnego denuncjatora, zlikwidowanego później przez polskie podziemie, a także oprawców, którzy zabili Ulmów. Opisana jest też specyfika Podkarpacia i Małopolski jako regionów, gdzie w czasie wojny było najwięcej przypadków ukrywania Żydów. Co charakterystyczne i zaskakujące, ukrywającymi Żydów byli z reguły ludzie biedni i bardzo biedni.

        Ulma mimo braku wykształcenia był człowiekiem światłym, prenumerował różne pisma, był fotografem, sadownikiem, obeznanym z najnowszymi metodami sadowniczymi. Charakter z pewnością też miał nietuzinkowy. Kupił ziemię na Wołyniu, przez wojną na tamtych terenach można było zakupić dużo ziemi w znacznie tańszej cenie niż w innych regionach Polski. Zamierzał tam przenieść się z cała rodziną, bo żyjąc docelowo w malutkim gospodarstwie w Markowej, rodzina musiałby klepać straszną biedę. Gdy wybuchała wojna musiał mieć świadomość, że stracił pieniądze, że nie odzyska ziemii. Ale nie zgorzkniał, nadal miał zaufanie do ludzi, zdecydował się na ukrywanie Żydów.

       Wykonanie audiobooka pozostawia z kolei wiele do życzenia. Fragmenty rozdziałów są kilkakrotnie powtarzane w następnym rozdziale. Jakość nagrania też pozostawia sporo do życzenia.

       Najsłabszym zaś elementem audiobooka jest niestety emerytowany abp Michalik, który kilkakrotnie wypowiada się i o Ulmach i o innych kwestiach. Jego wypowiedzi w kilku miejscach są tak żenujące, że nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś zakończył słuchanie z tego powodu. Wychwala np. rodziny wielodzietne, zaś tych, którzy nie zdecydowali się na założenie takiej rodziny, opisuje jako egoistów, jedynacy jego zdaniem są pozbawienie miłości rodzicielskiej itp.

    Mimo wszystko jednak warto.

7/10



czwartek, 26 czerwca 2025

Patric Modiano „Żebyś nie zgubił się w dzielnicy”

 

        Książeczka jest naprawdę krótka, akcja znikoma, autor skupia się na wewnętrznych przeżyciach narratora, jego refleksjach, są też liczne retrospekcje. Czytałam wcześniej „Zagubioną dzielnicę” Modiano, pisałam o niej tutaj, byłam nią zachwycona. Tym razem życie narratora, paryżanina, zostało zakłócone przez nieznanego mu mężczyznę, który zakomunikował mu, że znalazł jego notes z telefonami. To wydarzenie i kontakt ze znalazcą i jego młodą partnerką, dały asumpt do rozmyślań o czasach dzieciństwa, kiedy to opiekowała się nim pewna kobieta, przypominająca partnerkę znalazcy.

        Narrator nie żył na szczęście w czasach wojny, w dzieciństwie nie spotkał się z pedofilem, nikt się nad nim nie znęcał. Ale miały miejsce wydarzenia dla dziecka bardzo ważne, częściowo traumatyczne, które później wyparł z pamięci. Spotkałam się z teoriami psychologów, że trudne wydarzenia z dzieciństwa powinno się przepracować. Mam wątpliwości, czy to ma sens. Ale w tym przypadku te minione sytuacje ciążyły na narratorze, to nie było tak, że coś minęło i powrót do tego nie miał sensu. Miał sny, które prześladowały go całe życie i coś mu przypominały. Wpadł nawet na pomysł, aby kupić dom, w którym kiedyś mieszkał, wówczas „będzie szukał sekretnych schodów i ukrytych drzwi. W końcu znajdzie to, co stracił i o czym nigdy nikomu nie mógł powiedzieć”. Właściwie to stracił cząstkę siebie.

        Tytuł książki jest nakazem opiekunki z dzieciństwa, która bała się, aby chłopak po prostu się nie zgubił. Przestrzeganie tego nakazu nie było trudne, ale za to w późniejszym czasie pogubił się w życiu. Nie jest to wprost powiedziane, ale raczej nie był ani spełniony ani szczęśliwy. I te zepchnięte do podświadomości wydarzenia prawdopodobnie mogły tu odegrać swoją rolę. Czy faktycznie odegrały i rzeczywiście nie był on szczęśliwy? Modiano mnoży pytania, odpowiedzi nie daje.

    Zagubiona dzielnica” była bardziej uniwersalna, nie odwoływała się ani do dzieciństwa ani do traumatycznych wydarzeń, a też dawała sporo do myślenia. Zdecydowanie jednak warto.

7/10

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Maciej Siembieda „Sobowtór” – audiobook, czyta Mariusz Bonaszewski

 

        Co powinno zrobić muzeum, gdy pojawia się wątpliwość co do autentyczności jednego z obrazów znanego malarza ze zbiorów tego muzeum? Czy powinno poddać obraz badaniom i w razie wykluczenia autentyczności, oficjalnie o tym poinformować? Czy raczej odstąpić od badań, przyjmując, że nie ma żadnych wątpliwości i korzystać z pieniędzy od tłumu zwiedzających? Ten ciekawy dylemat dotyczący m. in. jednego z polskich muzeów, pojawia się dopiero na sam koniec książki. A poza tym zbyt wiele ciekawych rzeczy w tej powieści nie znalazłam, było jeszcze trochę nudno. 

        Intryga kryminalna, czyli w tym przypadku fikcyjna historia genialnego fałszerza obrazów, kopiującego po mistrzowsku Hansa Holbeina, mogłaby być ciekawa. Ale nie była. Sugestie, że fałszerz żyje kilkaset lat, że ma nadnaturalne moce, były od początku dziecinne. Wątek ten został później wyjaśniony. O twórczości Holbeina również zbyt wiele nie można się dowiedzieć. To że malował z fotograficzną dokładnością jest oczywiste dla każdego, kto popatrzy na jego dzieła.

        Jak do tej pory najlepszą książką o fałszerstwach dzieł sztuki, jaką czytałam, była „To ja byłem Vermeerem” autorstwa Franka Wynne. Jest to pozycja o prawdziwym fałszerzu, który po wojnie został oskarżony o sprzedawanie obrazów Vermeera nazistom. Wówczas wykazał, że to on je namalował, naśladując styl Vermeera. Historia ta zrobiła spore zamieszanie na rynku sztuki, pojawiły się dylematy, czy muzea, posiadające w zbiorach Vermeera, faktycznie go mają, czy też mają tylko obrazy naśladowcy mistrza. Pisałam o tej książce tutaj.

        Osadzanie części wydarzeń w czasie II wojny miałoby swoje uzasadnienie, gdyby Siembieda miał na ten wojny do powiedzenia coś nowego, gdyby chciał wydobyć z mroku zapomnienia jakąś historię, gdyby chciał przedstawić wydarzenia pod jakimś innym kątem itp. W tym przypadku niczego nowego się nie dowiedziałam.

   5/10

środa, 18 czerwca 2025

Philip Ardach „Świat Muminków stworzony przez Tove Jansson”

 

Pozycja idealna dla miłośników Muminków. Jest to swoistego rodzaju kompendium wiedzy o Muminkach. Gdy czyta się coś po raz pierwszy, albo po bardzo długiej przerwie, z reguły zwraca się uwagę na akcję. Tutaj przedstawione są sylwetki poszczególnych postaci, a z racji tego że wszystkie one mają ludzkie cechy, to każdy czytelnik odnajdzie wśród nich siebie. Raczej mało prawdopodobne, aby ktoś odnalazł się tylko w jednej postaci, ale najprawdopodobniej dostrzeże u siebie cechy kilku opisywanych bohaterów. Pod bajkowymi postaciami kryje się głęboka prawda psychologiczna. Jest tu np. Mama Muminków, która musi mieć wokół siebie bliskie osoby nie tylko z rodziny, ale i każdego, kto chce z nimi zamieszkać. Ale jest i Włóczykij, który potrzebuje i bliskości i wolności i samotności, wiosnę i lato spędza w Dolinie Muminków ze swoim najbliższym przyjacielem Muminkiem, ale z końcem lata wyrusza na wędrówkę w nieznane.

Jest też trochę informacji o autorce i jej najbliższych, pozwala to lepiej zrozumieć opowieści o Muminkach. Pozwala zrozumieć ukryte konteksty. Gdy czyta się komecie zagrażającej dolinie, czy powodzi, to bajkowa sceneria nie pozwala odczuwać grozy. Oczywistą rzeczą jest, że Muminkach nic złego nikomu stać się nie może. Nie jest to spojler, tylko naprawdę podstawa podstaw wiedzy o Muminkach. Ale gdy wie się, że konkretna opowieść została napisana w czasie wojny, to inaczej się na wszystko patrzy, ma się świadomość ukrytych znaczeń. Komuś opowiadanie o strasznych czasach za pomocą bajkowych postaci może wydać się trywialne, ale dla wielu jest odwrotnie, bo to właśnie takie obrazy przemawiają wyjątkowo mocno do każdego.

Na kartach książki są tez m.in. wybrane powiedzenia z opowieści, mowa jest o różnych przedmiotach z doliny, czarodziejski kapelusz. Sporo jest rysunków autorki, wydanie jest piękne od strony wizualnej, czyta się świetnie.

8/10

czwartek, 12 czerwca 2025

Papież Franciszek „Autobiografia. Nadzieja”

 

        Zawsze wyjątkowo lubiłam Franciszka, a książka jest fascynująca. Jest to nie tyle autobiografia, co raczej zbiór refleksji na temat swojego życia i życia rodziny, ale wszystko to umieszczone jest w bardzo szerokim kontekście. Jest to więc częściowo książka historyczna, bo mowa jest np. o dziadkach emigrantach, którzy przybyli z Włoch do Argentyny, o wojskowych reżimach rządzących w Ameryce Południowej i w ogóle zasygnalizowane są niemal wszystkie ważniejsze wydarzenia, jakie rozegrały się w czasie życia Franciszka. Wątki związane z religią są oczywiście mocno eksponowane.

        Czytając uzmysławiałam sobie, jak bardzo europocentryczni jesteśmy prawie wszyscy żyjący w Europie. Franciszek powołuje się na wielu twórców literackich, w zdecydowanej większości nie są to Europejczycy i większości z nich nie znam, a przecież jednak sporo czytam. II wojna odcisnęła oczywiście na Ameryce Południowej swoje piętno, ale europejskie dramaty i traumy są nieporównywalnie makabryczniejsze. W Ameryce Południowej były inne problemy, znalazła się tam cała masa uciekinierów z Europy, część wcześniej uciekła z biedy, a część z kolei uciekła od wojny.

        Najciekawsze są jednak refleksje papieża, a bystrość umysłu w tak zaawansowanym wieku jest wręcz porażająca. Cały rozdział poświęcony jest np. humorowi i zadowoleniu z życia. Ten rozdział jest tak rewelacyjny, że powinni go czytać ludzie mający doła czy nawet depresję. Franciszek cenił wysoko ludzi dającym innym radość, zaprosił do Watykanu kiedyś komików. Uważa, że jest tyle powodów do radości, że życie we frustracji i wiecznym smutku nie przystoi żadnemu chrześcijaninowi. Wspomniał o tym, że od kilkudziesięciu lat codziennie odmawia modlitwę o dobry humor, która ułożył kilkaset lat temu Tomas Morus, kanclerz na dworze Henryka VIII. Franciszek pisze, że „Tam gdzie się ludzie śmieją, łatwiej o ducha pokoju, o zainteresowanie i troskę o drugiego człowieka”. „Ci którzy są zawsze ponurzy, sztywni, utknęli w czyśćcu lub są w piekle”. „Poczucie humoru to znak prawdziwej mądrości”. Szczególnie zastanawiające są spostrzeżenia na temat ludzi nieszczęśliwych, oczywiście są ludzie nieszczęśliwi z powodu przeżytych dramatów, ale są i inne sytuacje. Papież powołując się na świętego Filipa Neri i pisze, że „człowiek samolubny zawsze jest nieszczęśliwy, gdyż większość jego nieszczęść bierze się z nieumiarkowanej miłości własnej”. Franciszek krytykuje nawet „przedłużającą się w nieskończoność żałobę” jako niezgodną z życiem w Duchu Świętym. Oczywistą rzeczą jest, iż życie niesie ze sobą również i gorycz. Ale mimo to „trzeba za wszelką cenę unikać pogrążenia się w melancholii i nie pozwolić, by zatruwała nam serce”. Pięknie i porywająco pisze Franciszek o nadziei, marzeniach, ryzyku, walce o marzenia, o tym aby nie być obojętnym. „Życie to walka, to odrzucenie kompromisu wiecznej przeciętności”.

            Zaskakujące ale niewątpliwie trafne jest z kolei to, jakie grzechy Franciszek uważa za najgorsze. Nie są to bynajmniej grzechy cielesne. „O wiele poważniejszymi grzechami są te, które na pozór wydają się znacznie lżejsze, niemalże „anielskie . Mam tu na myśli pychę, nienawiść, kłamstwo, oszustwo, prześladowanie słabszych”.

         Kościół ostatnimi laty zasłynął ze swojego gorszego oblicza, wyszły chociażby na jaw skrywane głęboko afery pedofilskie, mieszanie się do polityki też budzi niesmak. Franciszek pokazuje inną, lepszą twarz Kościoła, a przy tym nie neguje oczywiście tego, co było złe.

10/10



sobota, 7 czerwca 2025

Ryszard Ćwirlej „Śmierci ulotny woal” – audiobook, czyta Bartosz Głogowski

 


    W olbrzymiej  masie kryminałów kryminały retro Ćwirleja trzymają poziom. Ćwirlej poza sporą dawką rozrywki dostarcza też sporą dawkę wiedzy o Poznaniu, ale nie w sensie dat i bezmyślnego przytaczania zdarzeń.

    Wśród Poznaniaków z książki, opisywanych w 1930 r. sporo jest takich, którzy walczyli w Wielkiej Wojnie, czyli I wojnie światowej, w powstaniu wielkopolskim, a potem w wojnie bolszewickiej. Powstanie wielkopolskie jest tym wyróżnikiem, który jest absolutnie unikalny w całych naszych dziejach, jedyne skuteczne, wygrane postanie, po którym większość Wielkopolski wraz z Poznaniem musiała już zostać przyłączona do niepodległego państwa polskiego.

    Intrygowało mnie zawsze, jak to się stało, że tam się udało, czy wynikało to tylko z okoliczności zewnętrznych? Czy życie pod niemieckim zaborem, gdzie w przeciwieństwie do rosyjskiego, panował porządek i dyscyplina, umiejętność logicznego i racjonalnego myślenia i tego typu czynniki, miały swój znaczenie? Nie robiąc żadnych historycznych wykładów, a jedynie retrospekcje do czasów m. in. powstania, Ćwirlej o tym właśnie pisze. Wszystkie te czynniki z pewnością odegrały swoja rolę. Wielkopolanie nie wywoływali powstań, nie mających żadnych szans na powodzenie. Znaczenie miały też kwestie psychologiczne. Wśród Poznaniaków sporo było takich, który czuli się Polakami, byli też zniemczeni, uważający się za Niemców. Sytuacja była mocno złożona, bo były mieszane małżeństwa, dzieci z tych małżeństw. Niejednokrotnie w ramach tej samej rodziny różne osoby miały inne poczucie przynależności państwowej. Ta świadomość złożoności sytuacji i racjonalna mentalność pozbawiona raczej romantycznych uniesień powodowała, że nikt ani nie chciał ginąć, ani niepotrzebnie zabijać.

    Ćwirlej opisuje kwestię odbicia lotniska przez powstańców. Z kart powieści wynika, iż przed decydującym starciem dowódcy atakujących i broniących lotniska dogadali się, uznając że lotnisko jest nie do utrzymania i szkoda przelewać niepotrzebnie krew. Poddanie się nie wchodziło w rachubę, atakujący udawali więc, że atakują, a broniący, że bronią, a następnym etapem scenariusza było zdobycie lotniska przez atakujących. Kwestia powstania jest oczywiście bardziej złożona, ale te fragmenty są wyjątkowo intrygujące.

    Poza tym w tym tomie można przyjrzeć się środowisku drobnych przestępców i arystokracji. Opisana jest też akcja prowokacyjna zorganizowana przez Niemców p-ko Polakom, mająca na celu wzbudzenie antypolskich nastrojów. Ta akcja jest fikcją literacką, ale trzeba mieć świadomość, że tego typu akcje faktycznie były przez Niemców przed wybuchem wojny organizowane.

8/10



piątek, 30 maja 2025

Joe Alex (Maciej Słomczyński) „Cicha jak ostatnie tchnienie” – audiobook, czyta Tomasz Bielawiec

 


Twórczość Macieja Słomczyńskiego przeżywa obecnie swoistego rodzaju renesans, dostępne są audiobooki, a w księgarni zobaczyłam nowe, piękne wydania dwóch książek. Konwencją nawiązuje on do Królowej Kryminału, pisywane osoby to z reguły ludzie wykształceni i zamożni, są nawiązania do historii, literatury, sztuki czy muzyki. Wydarzenia rozgrywają się często w angielskich rezydencjach, w luksusie, co pozwala na totalne oderwanie się od rzeczywistości.

Trochę przypomina to bajkę, ale tylko z pozoru, bo pod względem psychologicznym opisywane postacie nie są lalkami barbie, są wiarygodne. Jest to świetny, szybki i niegłupi relaks. Książka jest idealna na jedno długie popołudnie i wieczór.

W tym tomie właściciel zamku, położonego nad samym brzegiem morza, do tego na klifie, zaprosił gości i zorganizował zabawę, polegającą na odszukiwaniu Białej Damy, czyli ducha zamordowanej przed wiekami kobiety, która ponoć na zamku się pojawia. Każdy z gości ma swoje tajemnice, które powoli wychodzą na jaw. Okazuje się, że niemal każdy robił w przeszłości takie rzeczy, których nikt by się po nim nie spodziewał. Przesłanie Słomczyńskiego jest proste. Gdy spotykamy kogoś obcego, albo gdy nawet kogoś długo znamy, to powinniśmy mieć świadomość, że tak naprawdę to nie wiemy, do czego ta osoba jest zdolna, zarówno w dobru jak i w złu. Tutaj zaskoczenie jest faktycznie mocne.

Jeśli kto lubi Agatę Christie, to Joe Alex powinien mu się spodobać. U Alexa jest więcej elementów nowoczesności, Christie zmarła w 1970, a Słomczyński w 1998r., byli ukształtowani przez zupełnie inne epoki. Christie w „Autobiografii” ujawniła wielki sentymentalizm do czasów wiktoriańskich, które pamiętała z dzieciństwa. W czasie II wojny mieszkała w Londynie, opisała te również w „Autobiografii” niemieckie naloty i bombardowanie miasta. Słomczyński z kolei na kontynencie przeżył wojnę, gdzie było nieporównywalnie koszmarniej, niż na angielskiej wyspie, a potem totalitaryzm. Oboje jednak opisywali spokojne czasy, bezpieczne miejsca, piękne krajobrazy i rezydencje, pełne książek i obrazów. To bezpieczeństwo jest jednak tylko pozorne. Zło tkwi po prostu w ludziach, obojętne w jakich czasach, zawsze coś się może złego stać. Co z kolei nie stoi na przeszkodzie temu, aby cieszyć się każdą chwilą.

8/10
















wtorek, 27 maja 2025

Agata Christie „Pułapka na myszy”- spektakl teatralny Teatr Ateneum

 

Pułapka na myszy”, jeden z najbardziej znanych utworów Królowej Kryminału, ma w sobie coś tak bardzo przyciągającego ludzi, że w londyńskich teatrach jest grana nieprzerwanie od lat 50 –tych.

W małym angielskim pensjonacie zebrała się grupa przypadkowych gości, na zewnątrz szalała śnieżyca. Radio podawało, że w Londynie grasuje morderca, odnaleziono bowiem zwłoki zamordowanej osoby. W pensjonacie pojawił się policjant, który oznajmił, że policja otrzymała wiadomość, iż ten poszukiwany morderca jest właśnie w tym pensjonacie. Tytuł książki jest idealny, nastrój klaustrofobiczny. Z uwagi na śnieżycę nie dało się opuścić pensjonatu.

W pensjonacie było zaledwie kilka osób, tak więc nie ma większego problemu, aby zorientować się, kto kim jest, lub raczej za kogo kto się podaje. Robi się coraz ciekawiej, bo jedna z osób, goszczących w pensjonacie zostaje znaleziony martwa. Wydarzenia wciągając dosyć mocno. Stopniowo dowiadujemy się o gościach coraz więcej informacji. I to jest najbardziej frapujące.

Okazuje się, że goście skrywają różne tajemnice, większość ma coś do ukrycia. Niektórzy mają za sobą naprawdę traumatyczne przeżycia. Widać, jaki wpływ wywarły na nich wieloletnie traumy. Jedna z osób, mających coś takiego za sobą, na pierwszy rzut oka zachowuje się całkowicie normalnie, ale dość szybko ta niezagojona rana z przeszłości pęka pod wpływem nowych okoliczności. Inna osoba również po traumatycznych przeżyciach ma całkowicie zdeformowany charakter, stała się psychopatą. Ktoś inny z kolei jest bardzo zadowolony z siebie i nie ma świadomości, jak wiele zła kiedyś wyrządził. Królowa Kryminału potrafi pokazać tego rodzaju rzeczywistość ze sporą domieszką humoru, całość nie jest więc ciążka.

Sztuka jest świetnie zagrana, w jednej z głównych ról występuje Magdalena Zawadzka. jest też intrygująca warstwa muzyczna, można się wciągnąć w opisywane wydarzenia.

8/10




czwartek, 22 maja 2025

Lilian Jackson Braun „Kot, który jadał wełnę” tom 2 cyklu

 

Sięgnięcie po raz kolejny po cykl było świetnym pomysłem. Gdy czytam go teraz, w tym tomie zwróciłam uwagę na jeszcze inne aspekty, niż wcześniej (wcześniejszy wpis dostępny tutaj). Qwill, będący po przejściach dziennikarz śledczy, w nowym mieście, w nowej redakcji dostał do opisywania działkę o wnętrzach domów, o czym nie miał pojęcia.

Najbardziej interesujący wydali mi się teraz ludzie. Autorka ma unikalny sposób patrzenia na ludzi, odnajduje w nich to, co jest w nich jest najlepsze i najciekawsze. I patrzy na nich właśnie przez ten pryzmat. Przymyka jednocześnie oko na wady, które ma każdy. Nie idealizuje nikogo, ma pełną świadomość, jaki kto jest, ale stara się nie demonizować tych wad, podchodzi do nich z tolerancją, niekiedy się z nich śmieje.

W tym właśnie tomie Lilian opisała kolekcjonera kamieni szlachetnych, który zajmując się nimi, nie czuł, że bolą go plecy i był szczęśliwy. Inną opisaną osobą była kocia behawiorystka, aczkolwiek to określenie jeszcze w czasach pisania książki nie funkcjonowało. Trawnik pod jej domem porastały chwasty, dom wyglądał obskurnie. Gdy otworzyła drzwi, Qwill zobaczył kobietę w znoszonych kapciach, pofałdowanych pończochach, wokół której tłoczyły się koty. Gdy spojrzał na nią, zobaczył „rozciągniętą w słodkim uśmiechu pulchną twarz kobiety w średnim wieku”. Była ona szczęśliwa, zajmowała się swoimi kotami, szukała opiekunów dla bezdomnych kotów, doradzała, jak postępować z kotami. To właśnie ona doradziła Qwillowi, gdzie może szukać kotki syjamskiej, którą opiekun właśnie wyrzucił z domu. Dodała, że kot Qwilla, Koko, zachowuje się dziwnie, niszczy meble, wyjada z tapicerki meblowej wełnę, z powodu samotności. Kocia towarzyszka mogła rozwiązać ten problem. Qwill odnalazł tą kotkę, od tego czasu zawsze już będzie żył w towarzystwie dwóch kotów: Koko i Yum Yum.

10/10

wtorek, 20 maja 2025

Izaak Baszewis Singer „Ruda Kejla” – audiobook, czyta Marcin Popczyński

 

        Sięgnęłam po „Rudą Kejlę” głównie z uwagi na opisy Warszawy z początku XX wieku, no i na psychologię. Warszawa jest, żydowska, biedna, pełna slumsów, meneli, złodziejów, pijaków, prostytutek itp. Tak właśnie było, teren, który w czasie II wojny stał się gettem żydowskim. Tzw. Dzielnica Północna, w okresie wcześniejszym była zamieszkiwany głównie przez żydowską biedotę. Wśród tych biedaków byli nie tylko ciężko pracujący i z trudem wiążący koniec końcem, ale także właśnie i przestępcy.

I właśnie to środowisko opisuje Singer. Poza Żydami nikt nie miał wstępu na te tereny, ludzie bali się tam zapuszczać, stąd też obraz ten jest unikalny. Jednocześnie jednak jest i uniwersalny, bo tego typu środowiska wszędzie chyba wyglądają podobnie. Kilkoro bohaterów wyemigrowało do Ameryki, tak więc obraz jest wzbogacony.

Tytułowa Ruda Kejla była prostytutką, żoną drobnego złodzieja. Na jej przykładzie Singer opisuje, jak strasznie trudno jest odciąć się od środowiska, które kogoś ukształtowało, szczególnie ciężko jest, gdy jest się osobą niewykształconą i wyjątkowo biedną. Opisuje też, jak ciężko jest oszukać własną naturę, gdy przez całe życie było się przyzwyczajonemu do określonego trybu życia. Bycie emigrantem też ukazane jest jako doświadczenie ekstremalnie trudne.

        W związku ze śmiercią papieża Franciszka sporo było ostatnio informacji o jego pontyfikacie i dorobku. No i właśnie skojarzyło mi się to z obrazami z „Rudej Kejli”, bo to jest środowisko, któremu Franciszek współczuł: wykluczeni, niewykształceni, biedni i emigranci właściwie z musu. Dziadkowie Franciszka też byli emigrantami, przybyli na statku z Włoch do Argentyny w latach 20 –tych ubiegłego wieku, ich przekaz i doświadczenia życia w rodzinie emigrantów ukształtowały przyszłego papieża i uwrażliwiły na ludzką krzywdę i tułaczkę po świecie. Bohaterowie Singera przybyli do USA nieco wcześniej, przed I wojną. Ale życie biedoty - emigrantów w USA czy w Argentynie, 20 lat wcześniej czy później, niewiele się różniło. To też jest uniwersalny obraz, aktualny nawet teraz, zmienia się tylko czas i miejsce.

7/10 

czwartek, 15 maja 2025

Jeffrey Archer "Brama zdrajców"

 

Po autorze wydawanym na całym świecie i to w dużej ilości egzemplarzy spodziewałam się, że pisze sprawnie, że czytając jego książki, można się porządnie zrelaksować. W tym przypadku okazało się to niemożliwe.

Dla mnie „Brama zdrajców” to powieść sensacyjna, która nie za bardzo wciąga czytelnika w akcję, często nudnawa. Nie ma w niej żadnego drugiego dna, żadnej wartości dodanej, psychologia jest płyciutka, charaktery ludzkie sztampowe, niemal czarno – białe. Liczyłam na jakieś ciekawostki o londyńskiej Tower, w tym zakresie również jest to rozczarowujące. Nie znalazłam żadnego elementu, dla którego warto byłoby tą książkę przeczytać.

Jedyny plus tej lektury to nieodparte już przekonanie, że jeżeli jakaś książka nie podoba się komuś po dobrnięciu do 1/3 czy maksymalnie do połowy, to najlepiej ją zostawić, bo szkoda czasu. Zasada że jak już dobrnęło się tak daleko, to lepiej ją skończyć, powoduje, że jeszcze więcej czasu się traci. Zamiast mieć stracone np. 5 godzin, traci się 10, a to już bezsens.

Jeśli ktoś szczególnie interesuje się angielską historią czy obyczajowością, być może zainteresują go kwestie, związane z przechowywaniem klejnotów koronnych, przewożeniem ich, rolą lorda szambelana w tym procesie itp. kwestie. Dla lubiących rozprawy sądowe w książkach czy filmach, może czymś godnym uwagi będą właśnie te fragmenty, gdzie są opisy rozprawy. Jeśli ktoś się wciągnął w tą serię, może ciekawe będą informacje o losach głównych bohaterów, a w tym zakresie sporo się zadziało. Dla mnie to był pierwszy raz, gdy sięgnęłam po Archera i ostatni.

3/10



wtorek, 13 maja 2025

Agata Christie „I nie było już nikogo” – audiobook, czyta Danuta Stenka

 

     I nie było już nikogo” to audiobook doskonały. To jedna z najlepszych powieści Agaty Christie, szalenie wciągająca, z nastrojem prawdziwej grozy i z absolutnie zaskakującymi zwrotami akcji, do tego jeszcze świetnie przeczytana. Już po napisaniu tej powieści przez Królową Kryminału powstało wiele innych książek, filmów, czy seriali, które w mniejszym lub większym stopniu wykorzystują schemat pobytu grupy osób w odosobnionym miejscu, niebezpieczeństwa grożącego tym osobom i w końcu morderstw.

    W tym przypadku 8 osób znalazło się na małej wysepce w pięknym domu, w którym poza nimi przebywała tylko para służących. Już pierwszego dnia wieczorem odezwał się z gramofonu głos, który powiedział, że każda z tych 10 kiedyś kogoś zabiła. Jak się okazało, nie były to klasyczne zabójstwa, typu zastrzelenie, tylko zdecydowanie bardziej wyrafinowane, bądź też w niektórych wypadkach było to doprowadzenie do śmierci. Żadna z tych osób nie poniosła jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co zrobiła, nie było jakichkolwiek dowodów na ich udział. I osoby będące na wyspie zaczęły umierać jedna po drugiej. Ucieczka na ląd była niemożliwa, bo nie było łódki, poza tym rozpętał się sztorm. Wyglądało to tak, jakby w końcu te osoby ponosiły karę za swoje wcześniejsze czyny. Oczywiście to, co oni zrobili było ich najgłębiej skrywaną tajemnicą, która ktoś nie wiadomo kiedy poznał.

        Poza naprawdę dobrą zabawą podczas słuchania nasuwały mi się na myśl właśnie tajemnice, jakie niemal każdy ma, no i różne niechlubne czyny, jakich też chyba każdy dokonuje. Nikt nie jest ideałem, nie trzeba być zabójca, żeby zrobić coś, czym nie ma się chwalić. Katolicy mogą korzystać ze spowiedzi, niepraktykujący, czy też wyznawcy innych wyznań, bądź też niewierzący mogą zastanowić się nad sobą w ramach autorefleksji. Trzeba tylko mieć zdolność do autokrytycyzmu. A ponieważ mało kto ma na koncie zbrodnie, tak jak bohaterowie książki, to nawet ta świadomość własnych czynów, nie niszczy nastroju, w jakim się czyta czy słucha książki.

10/10

środa, 30 kwietnia 2025

Andrea Camilleri „Złodziej kanapek”

 

        Przeczytałam większość książek Camilleriego z cyklu o komisarzu Montalbano, z racji tego że nie zawsze wszystkie były w księgarniach dostępne, czytałam je w przypadkowej kolejności. Nie jest to najlepszy sposób, ale ma też i plusy. Znam Montalbano jako zatwardziałego starego kawalera w średnim wieku, mającego partnerkę, mieszkającą około 1000 km. dalej. Odbieram go jako osobę zadowoloną z tego stanu i jako kogoś, kto raczej nie odnalazłby się w standardowym małżeństwie. W tym tomie był natomiast wyjątkowo blisko sformalizowania związku, dlaczego do tego nie doszło, okaże się w kolejnym tomie, w ”Głosie skrzypiec”. Czy zorientował się, że to nie dla niego? Czy zaszły przeszkody obiektywne? Ciekawe, co się okaże.

       Montalbano rozwiązuje zagadkę dwóch zabójstw, a do tego cały czas cieszy się życiem. Jest zadowolony bez jakiejś szczególnej przyczyny. Czyta po raz chyba dwudziesty „Radę egipską” Leonarda Sciascia, przypomina sobie też „Budzenie zmarłych” Johna le Carre. Zajada wyjątkowo smaczne potrawy, jak się okazuje, potrafi nawet samodzielnie przyrządzić makaron z oliwką i czosnkiem. Dużo rozmyśla.

Kiedyś po kolacji poczuł, że jest w harmonii ze sobą i z całym światem. I chyba to jest klucz do tej postaci. Żyje w harmonii ze sobą, w zgodzie z sobą. To właśnie daje mu szczęście. Do niczego się nie zmusza. Nie jest fałszywy. Gdy nie chce z kimś utrzymywać kontaktu, to się nie zmusza. Do nikogo się nie podlizuje. Wie, że nie chce wyjeżdżać ze swojego miasta, nie godzi się więc na awans, który równoznaczny byłby ze zmianą życia. Gdy już naprawdę musi zrobić coś, czego nie chce, jak np. kontakt z szefem, to ogranicza tą sytuację do minimum.

Montalbano nie ma dzieci, ale w tym tomie pojawia się ktoś, kto będzie dla niego bardzo ważny, kto będzie potem określany jako „syn – nie syn”. Montalbano nie miał rodziny, rodziną byli dla niego najbliżsi przyjaciele no i właśnie „syn – nie syn”, chociaż ten ostatni będzie wyłaniać się sporadycznie.

9/10