Pierwsza część Muminków nie jest tak głęboka, jak chociażby „Jesień w Dolinie Muminków”, czy „Zima w Dolinie Muminków”, ale daje lekki przedsmak całości. Daje przedsmak dzieła, dzięki któremu można wejść w inny świat, w którym nie ma idealnych postaci, każda ma swoje wady i zalety, ale chce się z nimi przebywać. I gdzie przy pomocy na pozór banalnej, bajkowej scenerii, przekazane są głębsze prawdy. Oczywiście nie jest to utwór tylko dla dzieci.
„Małe trolle i wielka powódź” sprowadza się pod względem akcji do tego, że Mama Muminka wraz Muminkiem, synkiem, wyruszyła na poszukiwanie domu, w którym można byłoby przetrwać powoli zbliżającą się zimę. Sama myśl o domu nasuwa już ciepłe skojarzenia. Zima kojarzy się większości osób z czymś złym i groźnym, dom więc staje się symbolem miejsca, gdzie można uchronić się przed wszelkim złem i niebezpieczeństwem. Sam początek jest więc dobrą zachętą do dalszej lektury. W trakcie owych poszukiwań wyszło na jaw, że mama liczyła także na znalezienie swojego małżonka, czyli Taty Muminka. Tata zawieruszył się gdzieś z dziwnymi stworami Hatifnatami, które mają wewnętrzny imperatyw, aby stale wędrować. Nie ma tu wiecznych pretensji i żalów, planów zemsty itp. działań, motywacja jest prosta, trzeba również znaleźć tatę.
W czasie podróży do głównej pary dołączyły inne postacie, które w kolejnych tomach będą już integralną częścią opowieści, a wiec nieco zachłanny Ryjek czy odważny i zrównoważony Obieżyświat. W czasie poszukiwań wszyscy sobie pomagali. Rodzina Muminków była bardzo otwarta na nowych znajomych. Mama Muminka po znalezieniu i domu i małżonka, a także niespodziewanego skarbu w postaci sznura pereł, wyraźnie oświadczyła, że żadne skarby jej nie interesują, że dom zbudowany przez jej męża jest najwspanialszy. Z racji tego, że nie jestem jakąś wielką miłośniczką podróży, szczególnie spodobało mi się zdanie, w którym autorka stwierdziła, że w domu tym muminki mieszkały całe życie, poza kilkoma wyjazdami dla odmiany.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz