niedziela, 4 grudnia 2016

Julian Fellowes „Belgravia”


            
 Julian Fellowes znany jest głównie jako scenarzysta.  Próbował trochę sił i w literaturze, ale to Belgravia” jest jego pierwszą powieścią. Jeżeli komuś podoba się serial „Downton Abbey” , czy film „Gosford Park” prawdopodobnie spodoba się i „Belgravia”.

    Jest to powieść , której wydarzenia rozgrywają się w pierwszej połowie XIX wieku, a dzieją się one  zarówno na salonach arystokratycznych tamtejszego Londynu, wśród przedstawicieli tzw. dorobkiewiczów, ale i wśród służby, pokojowych, kamerdynerów itp. Książka ta reklamowana jest wszędzie m. in. informacjami o tym, że opisywane dwie rodziny łączy wielki sekret. Ten sekret ma przyciągnąć czytelnika. Ale ten właśnie sekret czytelnik poznaje bardzo szybko, zaraz na początku książki, w pierwszym rozdziale , zdradzenie go tutaj nie będzie więc żadnym  spojlerem. Otóż młoda Sophie Trenchard , pochodząca z dorabiającej się rodziny, miała romans z dziedzicem fortuny, młodym arystokratą,   Edmundem Bellasisem. Jej ukochany zginął pod Waterloo, a ona jak się okazało, była w ciąży. W ukryciu, ale za wiedzą rodziców, urodziła dziecko, które z obawy przed skandalem, oddano rodzinie porządnego, bezdzietnego pastora. W kolejnych rozdziałach, rozgrywających się ponad 20 lat później , gdy owo dziecko czyli Charles Pope będzie już młodym mężczyzną, okoliczności spowodują, że tajemnica zostanie zagrożona. Oczywiście dochodzą do tego i inne wątki, inne osoby, inne romanse, inne tajemnice. Ciekawe jest to, że w miarę  lektury okazuje się, że pewne wydarzenia wyglądały nieco inaczej, jak to się początkowo wydawało. Jest więc tym bardziej ciekawie.

       Książkę czyta się szybko, napisana jest przystępnym językiem, nie jest nudna, nie ma dłużyzn. Gdy ktoś chce odpocząć przy lekturze,  z pewnością się nie zawiedzie.  W tle wydarzeń pokazana jest rozbudowa Londynu i tworzenie nowych dzielnic. Gdy kojarzy się to miasto jako metropolię, spojrzenie takie jest nietypowe. Dosyć nowatorskim pomysłem było wprowadzenie do akcji służby, ale nie jako manekinów, które tylko usługują swoim mocodawcom, ale jako osoby  z krwi i kości, mające swoje marzenia, przeżywające gniew czy radość. W książkach pisanych  w dawnych epokach służba występuje jako figuranci. To właśnie Fellowes rzuca światło na ten problem, a właściwie otwiera czytelnikowi  oczy na rolę, jaką faktycznie służący odgrywali. Raczej kojarzą  się oni z osobami zapracowanymi, plotkującymi, ale całkowicie nieszkodliwymi, chociażby  z racji tego, że byli całkowicie uzależnienie od mocodawców. W „Belgravii” jest pokazane, że rzeczywistość nie była wcale taka prosta. W powieści występują służący, którzy służyli u określonej rodziny kilkadziesiąt lat i zdecydowali się za odpowiednią zapłatą od osoby obcej, na szpiegowanie domowników, w tym na czytanie ich listów i przepisywanie ich. Mogło to wywrócić czyjeś życie nawet do góry nogami.

     „Belgravia” mimo tych niepodważalnych plusów nie jest powieścią bez wad. Mnie brakowało w niej głębi psychologicznej. Portrety bohaterów są spłaszczone, a co gorzej, to większość osób pokazana jest na zasadzie kontrastu, typu człowiek zły i człowiek dobry. Większość opisywanych osób jest niestety czarno – biała. Język , jakim „Belgravia” jest napisana, aczkolwiek przystępny, jest bardzo prosty, podziwiać nie ma czego. Autor przy takim nikłym warsztacie pisarskim twórcą wybitnym nigdy nie zostanie. A co najważniejsze, to książka właściwie nie jest niczym innym, jak tylko dobrą rozrywką. Ciężko jest znaleźć coś, co po lekturze mogłoby czytelnika jakoś poważniej ubogacić. Obraz wyższych sfer, poza elementami, dotyczącymi służby, niczym więcej nie zaskakuje. Brakowało mi opisów, od których pulsuje chociażby „W poszukiwaniu straconego czasu”  Prousta, co arystokracja czyta, jakie sztuki teatralne ogląda, czy jakiej muzyki słucha. Tutaj towarzystwo na salonach zajmuje się plotkarstwem, a jedynym wyjątkiem od tej sytuacji jest opis balu, jaki odbył się w przeddzień bitwy pod Waterloo. W tym przypadku niektórzy wyrażali zainteresowanie, czy dojdzie do bitwy i jak się może ona skończyć. Obraz salonów  jest mocno spłaszczony.  Arystokraci to tępe snoby, które niczym poza plotkami i swoimi innymi problemami niczym się nie zajmują.

      Czy poza rozrywką, obrazem rozbudowującego się Londynu  i nowym spojrzeniem na rolę służby coś jeszcze można po tej lekturze wynieść? Wydaje mi się, że chyba nie, ale czy to tak mało? Jest jeszcze garść szczegółów historycznych o jednym z najsłynniejszych balów, z którego część balujących oficerów poszła prosto na pole bitwy pod Waterloo. I to już chyba wszystko. Ale po tej książce można już innym nieco okiem patrzyć np. na znajomych w  pracy, np. na sprzątaczki, czy aby gdzieś nie donoszą i czy aby na pewno są takie nieszkodliwe? Może to już przesada, ale można takie myśli mogą przyjść do głowy.   W sumie nie jest to najgorszy pomysł, aby sięgnąć po tą książkę. Potraktowałabym ją jako dobrze opowiedziany romans. Ale dużo lepiej prezentują się  scenariusze Fellowes`a w filmach, niż odrębna książka.
4/6
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz