piątek, 8 listopada 2024

Carlos Luis Zafon „Gra anioła” cz. 2 cyklu „Cmentarz zapomnianych Książek”

 

        W porównaniu do tomu I, „Cienia wiatru” tom II jest żenujący. Czytając zastanawiałam się, czy już zrezygnować, czy jeszcze dalej w to brnąć. Jest tu miłość, zjawiska nadprzyrodzone, okultyzm i olbrzymi poziom niedorzeczności, a wszystko to opisane wysoce patetycznym tonem. Tło społeczne czy historyczne jest ledwo zarysowane. Sama się dziwiłam, że jednak przez to przebrnęłam. Przez czytelników ten tom oceniany jest jako najsłabszy, ostatni tom "Labirynt duchów" natomiast jako arcydzieło. Może znajomość "Gry Anioła" pozwoli lepiej zrozumieć wszyskie aspekty tomu ostatniego, tym się chyba kierowałąm czytając "Grę". 

„Grę Anioła” czyta się bardzo dobrze, wręcz się ją chłonie, mimo wysokiego poziomu niedorzeczności. Tutaj jak rzadko gdzie przebija się miłość do książek. Opisywane postacie albo czytają, albo piszą, albo robią jedno i drugie. Pojawia się znana z „Ciebie wiatru” księgarnia rodziny Sempere, tutaj poznajemy wcześniejsze pokolenia księgarzy, dziadka i ojca Daniela, bohatera I tomu. Jest oczywiście Cmentarz Zapomnianych Książek, gdzie można wybrać jedną książkę i otoczyć ją opieką. Wśród zapomnianych, nigdy nienagradzanych książek, napisanych przez nieznanych nikomu autorów można znaleźć perełkę, która jest w stanie odmienić całe życie.  Dla głównego bohatera powieści, zanim wybrał książkę z Cmentarza, powieścią życia były „Wielkie nadzieje” Dickensa.   

Skoro są książki, są też różnego rodzaju spostrzeżenia o nich. Przykładowo można śledzić dyskusję na temat tzw. czarnego charakteru. Czy w powieści jest on konieczny? Wbrew pozorom ludzie lubią, gdy takie postacie się pojawiają. Mogą czuć wyższość moralną nad opisywanym czarnym charakterem. Tyle tylko że nie uświadamiają sobie, że sami również mają tak odrażające cechy, jak opisywana postać, w innych osobach łatwiej to dostrzec.  

Mimo wszystko jednak jak ktoś zrezygnuje z lektury, to niewiele straci. 

5/10  


czwartek, 7 listopada 2024

Agata Christie „Próba niewinności” audiobook, czyta Krzysztof Gosztyła

   

Próba niewinności

         Książka jest wyśmienita, szalenie wciąga, atmosfera tajemnicy a nawet i grozy udziela się czytelnikowi. Ciężko jest sobie wyobrazić, ze ktoś mógłby przeczytać tekst lepiej, niż Krzysztof Gosztyła. Nie ma tu ani Herkulesa Poirot, ani panny Marple, ale ich rolę odgrywa nieznajomy, doktor Calgary, który niespodzianie pojawił się w domostwie państwa Argyle  i oświadczył, że nieżyjący już młody Argail uznany przez sąd za mordercę matki, tej zbrodni faktycznie nie popełnił. 

Galeria opisywanych postaci jest mocno oryginalna. Najciekawszy jest zięć Argailów, kaleka na wózku inwalidzkim, który na swój sposób pogodził się z kalectwem. Jednym z jego ulubionych zajęć stało się obserwowanie ludzi i odgadywanie ich prawdziwych charakterów, tego kim oni tak naprawdę są w środku. Jest to postać fascynująca, bo pozornie prowadzi najmniej interesujące życie z wszystkich opisywanych osób, a jest jednym z najmądrzejszych. Nie biadoli nad sobą, stara się zająć czymś, co dałoby mu radość i satysfakcję i byłoby jednocześnie pożyteczne. Tutaj postanowił spożytkować swoje umiejętności i wiedzę i ustalić poprzez rozmowy z ludźmi, badanie ich reakcji, kto jest zabójcą. 

    Doktor Calgary też budzi podziw, bo mając wiedzę  o niewinności nieżyjącego już, zmarłego w więzieniu chłopaka, mógł nic nie robić. On tymczasem wiedziony wewnętrznym imperatywem robienia rzeczy słusznych, bez względu na konsekwencje, powiadomił rodzinę i ściągnął na siebie ich nienawiść. Okazało się, że wszyscy byli zadowoleni, że domniemany sprawca został ukarany, a sprawa jest zamknięta. 

Zamordowana pani domu była z kolei postacią niejednoznaczną, bo miała szalenie dobre serce i uwielbiała swoje dzieci, w trakcie opisywanych wydarzeń już dorosłe i jak się okazało adoptowane. Dzieci te pochodziły albo ze slumsów, z rodzin patologicznych, zostały zaadoptowane w czasie wojny z  terenów narażonych na bombardowanie.  Dzieciom w nowym domu nie działa się żadna krzywda, wręcz przeciwnie, zostały sprowadzone do czegoś w rodzaju raju. Jak to więc możliwe, że w większości nie były szczęśliwe? Mąż zamordowanej  również nie był szczęśliwy. Te frapujące zagadki powoli się rozwiązują. 

Jak mantra przewija się też tutaj słowo zaufanie. Uzmysłowienie przez doktora Calgarego członkom rodziny Argylów, że skazany za zabójstwo faktycznie był niewinny, spowodowało nie tylko konsternację. Każdy zaczął każdego podejrzewać, wariant zabójcy z zewnątrz był całkowicie niemożliwy. Pojawiły się różne dylematy moralne. Czy można ufać komuś bliskiemu, gdy wdarł się już w umysł cień niepewności, czy ten ktoś nie jest zabójcą? Jest tu przykład pary, gdzie jedna z osób uświadomiła sobie, że ukochana osobą podejrzewa ją o zabójstwo. Czy gdy sprawa już się wyjaśniła, to czy taki związek, w którym jednak jest brak zaufania, ma sens?    

Dla mnie to jedna z najlepszych powieści Królowej Kryminału. 

9/10


poniedziałek, 4 listopada 2024

Cezary Łazarewicz „Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej” – audiobook, czyta Maciej Kowalik

 

        Wyciśnięcie czegoś nowego i godnego uwagi ze sprawy zabójstwa sprzed prawie 100 lat jest trudnym zadaniem. Sprawa nie budzi już emocji, nie żyje żaden świadek. Odnosiłam wrażenie, że Łazarewicz liczył na to, że gdy przeczyta akta, odkryje coś, na co nie zwrócił uwagi żaden ze składów sędziowskich, sądzących tą sprawę. Oczywiście niczego takiego nie znalazł. Spodziewał się chyba też, że gdy znajdzie dowody ze sprawy, to może również wpadnie na jakiś genialny pomysł, na który nikt wcześniej nie wpadł, np. badania DNA współczesnymi metodami. Dotarł do narzędzia zbrodni, które o dziwo się zachowało, porozmawiał z naukowcami i dowiedział się, że nie ma możliwości, aby było na nim DNA sprzed 100 lat. Nie było ono specjalnie zabezpieczone, leżało w szafie, dotykane przez setki ludzi. Próby te jak dla mnie było mocno naiwne i megalomańskie. Ani sędziowie, ani prokuratorzy, ani policjanci, ani naukowcy, ani adwokaci 100 lat temu nie byli w stanie znaleźć dodatkowych dowodów, które mogłyby przekonać nieprzekonanych, ale autor uznał, że coś znajdzie. Nie znalazł nic. 

        Można się było spodziewać takiego obrotu sprawy. Stanowisko współczesnych naukowców jest takie, że skoro w tamtych czasach jeden z najwybitniejszych i najrzetelniejszych naukowców światowej klasy wydał określoną opinię o DNA, w oparciu o którą doszło do skazania, to opinia ta była słuszna.

    Łazarewicz poza samą zbrodnią niezwykle szeroko opisał wszystkie jej aspekty. Zbrodnia zniszczyła całe życie córce Gorgonowej, która urodziła się już po fakcie. Kobieta ta opowiadała, że dzieci w sierocińcu, gdzie ostatecznie się znalazła, gdy dowiedziały się, czyją jest córką, wyśmiewały ją i dręczyły. Podobnie było z zakonnicami, opiekunkami z tego sierocińca. Kobieta ta całe życie poddana była ostracyzmowi.  

Na oddzielną  uwagę zasługują media. Łazarewicz po temacie mediów się prześlizgnął. Ale zamienienie życia córki Gorgonowej w piekło było w dużej mierze zasługą dziennikarzy, którzy wracali do tej sprawy, co jakiś czas gdzieś ukazywał się artykuł z informacjami, gdzie teraz jest i co porabia córka Gorgonowej. W tym zakresie refleksji nie było. Jest również przykład na ogłupianie ludzi przez media. W jednej z gazet ukazał się artykuł o ogrodniku, zatrudnionym w domu, w którym doszło do zabójstwa. W artykule została zawarta całkowicie zmyślona informacja, że na łożu śmierci ogrodnik przyznał się do tego, że to on zabił Lusię. Ogrodnik tymczasem do czasu tej publikacji spokojnie sobie żył, nigdy nie był na łożu śmierci i nigdy nie powiedział, że był zabójcą. Po publikacji oczywiście zaczął być postrzegany jako zabójca i jego życie również stało się koszmarem.  

      W przypadku niesamowitego reportażu "Żeby nie było śladów", o którym pisałam tutaj, o zabójstwie Grzegorza Przemyka tego samego autora, wertowanie akt czy rozmowy ze świadkami miały sens. W sprawie Przemyka mataczono, w sprawie matactwa toczyło się potem odrębne postępowanie, poza tym żyli świadkowie. 

7/10