Książka jest wyśmienita, szalenie wciąga, atmosfera tajemnicy a nawet i grozy udziela się czytelnikowi. Ciężko jest sobie wyobrazić, ze ktoś mógłby przeczytać tekst lepiej, niż Krzysztof Gosztyła. Nie ma tu ani Herkulesa Poirot, ani panny Marple, ale ich rolę odgrywa nieznajomy, doktor Calgary, który niespodzianie pojawił się w domostwie państwa Argyle i oświadczył, że nieżyjący już młody Argail uznany przez sąd za mordercę matki, tej zbrodni faktycznie nie popełnił.
Galeria opisywanych postaci jest mocno oryginalna. Najciekawszy jest zięć Argailów, kaleka na wózku inwalidzkim, który na swój sposób pogodził się z kalectwem. Jednym z jego ulubionych zajęć stało się obserwowanie ludzi i odgadywanie ich prawdziwych charakterów, tego kim oni tak naprawdę są w środku. Jest to postać fascynująca, bo pozornie prowadzi najmniej interesujące życie z wszystkich opisywanych osób, a jest jednym z najmądrzejszych. Nie biadoli nad sobą, stara się zająć czymś, co dałoby mu radość i satysfakcję i byłoby jednocześnie pożyteczne. Tutaj postanowił spożytkować swoje umiejętności i wiedzę i ustalić poprzez rozmowy z ludźmi, badanie ich reakcji, kto jest zabójcą.
Doktor Calgary też budzi podziw, bo mając wiedzę o niewinności nieżyjącego już, zmarłego w więzieniu chłopaka, mógł nic nie robić. On tymczasem wiedziony wewnętrznym imperatywem robienia rzeczy słusznych, bez względu na konsekwencje, powiadomił rodzinę i ściągnął na siebie ich nienawiść. Okazało się, że wszyscy byli zadowoleni, że domniemany sprawca został ukarany, a sprawa jest zamknięta.
Zamordowana pani domu była z kolei postacią niejednoznaczną, bo miała szalenie dobre serce i uwielbiała swoje dzieci, w trakcie opisywanych wydarzeń już dorosłe i jak się okazało adoptowane. Dzieci te pochodziły albo ze slumsów, z rodzin patologicznych, zostały zaadoptowane w czasie wojny z terenów narażonych na bombardowanie. Dzieciom w nowym domu nie działa się żadna krzywda, wręcz przeciwnie, zostały sprowadzone do czegoś w rodzaju raju. Jak to więc możliwe, że w większości nie były szczęśliwe? Mąż zamordowanej również nie był szczęśliwy. Te frapujące zagadki powoli się rozwiązują.
Jak mantra przewija się też tutaj słowo zaufanie. Uzmysłowienie przez doktora Calgarego członkom rodziny Argylów, że skazany za zabójstwo faktycznie był niewinny, spowodowało nie tylko konsternację. Każdy zaczął każdego podejrzewać, wariant zabójcy z zewnątrz był całkowicie niemożliwy. Pojawiły się różne dylematy moralne. Czy można ufać komuś bliskiemu, gdy wdarł się już w umysł cień niepewności, czy ten ktoś nie jest zabójcą? Jest tu przykład pary, gdzie jedna z osób uświadomiła sobie, że ukochana osobą podejrzewa ją o zabójstwo. Czy gdy sprawa już się wyjaśniła, to czy taki związek, w którym jednak jest brak zaufania, ma sens?
Dla mnie to jedna z najlepszych powieści Królowej Kryminału.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz