środa, 26 stycznia 2022

Julian Barnes "Zgiełk czasu" - audiobook, czyta Remigiusz Ptasznik

 
Zgiełk czasu - Julian Barnes
 









     „Zgiełk czasu” jest książką o Szostakowiczu, o muzyce, o stalinizmie, ale głównie jest o zniewoleniu człowieka przez ustrój i o strachu. Każda próba napisania przez kogoś z zachodu o czymś, co działo się na wschodzie w tamtym okresie, jest bardzo ryzykowna, z reguły zrozumienie tych kwestii jest znikome. W tym przypadku się udało.  

      Najbardziej rzuca się tu w oczy właśnie zniewolenie i strach. Gdy żył Stalin Szostakowiczowi realnie groziła śmierć albo zsyłka, bo Stalinowi nie spodobał się podczas koncertu utwór kompozytora. Szostakowicz obawiając się nocnego najścia NKWD i aresztowania przy żonie i córce, przez jakiś czas spał na klatce schodowej pod drzwiami mieszkania ze spakowana torbą z niezbędnymi rzeczami. Wówczas bał się chyba każdy. Ten strach w tym przypadku przejął jakby władzę nad Szostakowiczem, bo towarzyszył mu do końca życia, do 1975r. Już za Chruszczowa namawiano go do wstąpienia do partii, na co się zgodził. Gdy zaczęła się nagonka na Sołżenicyna, w ZSRR powstał list przeciwko Sołżenicynowi, w którym Sołżenicyna ukazano go jako kłamcę, Szostakowicz ten list podpisał. Szostakowicz walczył tylko o to, aby przeżyć i móc tworzyć, aby przetrwała jego rodzina i aby jego działa były grane. 

       Jest to portret przerażający, ale właściwie zdecydowana większość ludzi, żyjących w tamtych czasach, tak właśnie żyła. Nie każdy jest bohaterem, nie od każdego można wymagać rzeczy nadzwyczajnych. Nie mogłam jednak pojąć, dlaczego Szostakowicz nie postawił się już chociażby wtedy, gdy jego życie nie było już zagrożone, dlaczego np. podpisał list p-ko Sołżenicynowi. Zrozumienie tej postawy jest chyba niemożliwe, szczególnie że my w dużej mierze patrzymy na historię z punktu widzenia różnych zbrojnych zrywów i bohaterstwa. Ta książka rozszerza mocno horyzonty, bo właśnie pokazuje przerażonego, upodlonego człowieka, który nie walczy. Tych którzy sprzeciwili się Stalinowi, żyjąc jednocześnie w tym samym kraju, było naprawdę niewielu i tego nie przeżyli. Trudno jest zrozumieć Szostakowicza, mimo ewidentnej sympatii narratora do swojego bohatera, tej sympatii nie poczułam. 

      Sam portret człowieka owładniętego przerażającym strachem jest natomiast uniwersalny. Gdy patrzę na znane mi osoby, które zawsze wszystkiego się boją, zauważam, że ten stan z biegiem czasu się pogarsza. Gdy ktoś raz czy drugi zrobi ze strachu coś, czego nie powinien, to potem nie ma już hamulców, ten ktoś staje się karykaturą samego siebie. I to Julian Barnes ukazał wyjątkowo trafnie. Jego Szostakowicz czuł obrzydzenie do samego siebie, szczególnie już w okresie odwilży, po wstąpieniu do partii i podpisaniu listu. 

      Ciekawe jest też zwrócenie uwagi przez autora na postawę innych artystów radzieckich, którzy żyli w tym samym czasie co Szostakowicz, tylko że mieszkali za granicą, np. Strawiński. Oni mogli zaangażować się w działalność polityczną, byli względnie bezpieczni. Ale niczego nie robili, nawet prostych gestów, jak np. opowiedzenie o tym, jak naprawdę żyje się w ZSRR. Woleli nie angażować się nawet w najmniejszym stopniu i nikt im niczego nie zarzuca, nawet nikt nie zwraca uwagi na to, że mogli coś robić, a nie robili nic. Odrębną kategorią są też intelektualiści o międzynarodowej sławie, również wspomniani przez autora, np. Bernard Shaw, którzy byli zafascynowani radzieckim komunizmem. Postawa ta wynikała jednak nie ze strachu, tylko z głupoty czy naiwności. 

         W tekście zapadły mi też w pamięć odniesienia do literatury czy muzyki i spojrzenie na nie z punktu widzenia Szostakowicza i osób, żyjących w tych samych czasach co on. Są porównania zbrodniarzy szekspirowskich do stalinowskich. Konkluzje są takie, że przykładowo u Szekspira zbrodniarze mieli wyrzuty sumienia, w rzeczywistości zaś kilka wieków później zbrodniarze nie mieli już sumienia. 
         Książka nie jest łatwa do słuchania, wymaga skupienia. Plusem jest to, że nie ma w niej moralizowania i wymądrzania się z perspektywy człowieka, żyjącego dostatnio i bezpiecznie kilkadziesiąt lat później. Autor i czytelnik próbuje zrozumieć coś, co zrozumieć jest bardzo trudno. 
 5/6

sobota, 22 stycznia 2022

Agata Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie"

 

Morderstwo w Boże Narodzenie - Agata Christie

      Powszechnie Boże Narodzenie kojarzy się z czymś wspaniałym, w przeważającej części filmów czy książek ukazywane jest jako niemal mityczny czas, kiedy to wszyscy członkowie rodziny się spotykają, zgodnie się bawią i rozmawiają. Królowa Kryminału która znała psychikę ludzką jak mało kto, miała swój odmienny pogląd na święta. Ustami Herkulesa Poirot zwróciła uwagę na to, że wśród ludzi, a wśród członków jednej rodziny często tworzą się poważne napięcia, jest mnóstwo pretensji i żalów z przeszłości, poza tym nie wszystkie spokrewnione osoby się lubią, z biegiem czasu jest coraz więcej antagonizmów. Gdy ludzie mieszkają daleko i rzadko się widzą, te różne żale się kumulują, nie ma okazji do przedyskutowania różnych zaszłości, czy nawet do pokłócenia się. A gdy wreszcie ci ludzie się spotykają, z reguły właśnie w święta, często nie są w stanie udawać, że wszystko w rodzinie jest świetnie i wspaniale.  Tłumione latami emocje wybuchają i dochodzi do szeregu szalenie niesympatycznych sytuacji, zamiast kolęd i spokoju, są awantury.  

    Agata Christie pisała już wcześniej o irracjonalnej części natury ludzkiej. Tutaj ten problem jest zgłębiony. Otóż krótko po przyjeździe dorosłych synów z żonami do rodzinnego domu na święta zostaje zamordowany nestor rodu – Simeon Lee. Nie był on starcem, zasługującym nas szacunek, tylko tyranem, któremu gnębienie innych sprawiało przyjemność. Żona jednego z synów Simeona powiedziała, że jej mąż jest psychicznym kaleką, co było prawdą. Jedną z ofiar psychicznego dręczenia była nieżyjąca już żona Simeona, matka jego dzieci. Gdy Simeon mówił o niej, nie mógł powstrzymać się od wyznania, że najbardziej denerwowało go w niej cierpiętnictwo i poświęcanie się. To też ciekawy portret zależności, im bardziej on się nad nią znęcał, psychicznie oczywiście, tym bardziej wyglądała ona na cierpiętnicę i na ofiarę. A on wtedy nakręcał się jeszcze bardziej.

     Morderstwo Simeona było bardzo brutalne, a oczywiste było, że zamordować mógł tylko ktoś z rodziny, powód miał każdy. Oczywiście żaden z synów i żadna z synowych nie robili wrażenia zabójcy. Herkules Poirot skwitował to, mówiąc że, „W człowieku drzemią instynkty, których sam nie jest świadom”. Mówi też, że „Najcichsi, najpotulniejsi dokonują zupełnie niespodziewanych czynów gwałtownych. Puszczają im hamulce”.

    Właśnie w tej książce Christie usiłuje zgłębić, co tak głęboko tkwi w bohaterach, że można podejrzewać ich o dokonanie zabójstwa. Całość czyta się bardzo dobrze, jak zwykle, nie ma dłużyzn. Sceneria Bożego Narodzenia jest unikalna i nie sposób pomylić tą książkę z inną. Zagadka, kto zabił, wciąga szalenie mocno.

5/6

      

  


poniedziałek, 17 stycznia 2022

Lucy Maud Montgomery „Ania na Uniwersytecie” – audiobook, czyta Magdalena Fenning

 

Ania na uniwersytecie - Lucy Maud Montgomery

     Powrót raz na  jakiś czas do Ani gwarantuje napływ dobrego humoru. Ania z reguły zachwyca się codziennością, zwykłym dniem, dostrzega piękno świata, zachód czy wschód słońca itp. Zawsze lubi marzyć, a my często jesteśmy tak zabiegani, że nie dostrzegamy ani tego piękna, ani nie pamiętamy o marzeniach. Powrót do tej książki jest nie po to, aby myśleć o przeszłości i tylko wracać do czasu, gdy czytało się Anię po raz pierwszy. Powrót jest dla przyjemności czytania, ale też po to aby powrócić do marzeń i wraz z Anią pozachwycać się zwykłym dniem.

    W tym tomie rzuciło mi się teraz mocno w oczy to, że Ania ( jeszcze przed zaręczynami) jest spełniona i szczęśliwa wśród ludzi, którzy nie są jej rodziną. Teraz jest stale promowane i odmieniane przez wszystkie przypadki słowo RODZINA, tak jakby inne wartości poza tymi patetycznymi i patriotycznymi nie miały żadnego znaczenia. Maryla z Mateuszem Anię adoptowali. Na uniwersytecie najbliższe przyjaciółki były dla niej kimś w rodzaju rodziny. W tym tomie Ania otrzymała drobny, ale umożliwiający jej dalszą naukę spadek od ciotki swojej przyjaciółki Diany. Na szczęście wspomniana starsza pani, Józefina,  nie uważała, że liczy się tylko rodzina i z jej majątku mogła też skorzystać właśnie Ania, osoba niespokrewniona, a którą Józefina bardzo lubiła i która dał Józefinie sporo radości.  W tym tomie również do Maryli wprowadziła się pani Linde, wdowa, która mieszkała sama. Ta decyzja nie miała oczywiście  nic wspólnego z LGBT, dwie starsze pani uznały, że będzie im raźniej i że we dwie lepiej sobie poradzą z codziennymi obowiązkami i z wychowaniem Tadzia i Toli. Tym samym do „rodziny” Ani weszła kolejna niespokrewniona osoba.

    Książka naprawdę jest bardzo przyjemna w odbiorze, poza jednym wyjątkiem,  i dobrze się jej słucha. Jest jeden koszmarny rozdział, opisujący, ja to studentki, łącznie z Anią, usiłowały uśpić zdrowego, młodego kota. Skończyło się to na szczęście niepowodzeniem, kotek przeżył, nic mu się nie stało i zamieszkał z dziewczynami. Te rozdział psuje jednak książkę.

       Poza tym  całość ciekawi, co do Ani to wiadomo, jak skończy się jej znajomość z Gilbertem, ale wielką niewiadomą są jej koleżanki, niezamężne i stale flirtujące.  Przed odsłuchaniem audiobooka nie pamiętałam już, która  z kim się zaręczyła.

5/6

   


sobota, 15 stycznia 2022

Marek Krajewski "Miasto szpiegów"

 

Obraz znaleziony dla: Gdańsk Spichlerz. Rozmiar: 187 x 170. Źródło: www.tapeciarnia.pl

    Dawno nie czytałam Krajewskiego, po przerwie ogólne wrażenie jest mocno pozytywne. Fenomenalnie pokazane jest tło historyczne, czyli Wolne Miasto Gdańsk w 1933r., w którym wyjątkowo rozgrywają się wydarzenia, Lwów jest tylko na samym początku. Wolne Miasto Gdańsk  teoretycznie powinno być neutralne, ale zdecydowanie dominują w nim sympatie proniemieckie. Toczy się rozgrywka pomiędzy wywiadami: głównie właśnie polskim i niemieckim, te rozgrywki opisane są rewelacyjnie, część bohaterów książki to postacie historyczne, jak np. mjr Żychoń, szef polskiego wywiadu wojskowego w tym mieście, działający pod przykryciem. Autentyczna jest też postać niemieckiego oficera Abwehry, opisane rozgrywki to również fragmenty autentycznych wydarzeń. Tło historyczne to największy atut powieści, psychologia wypada nieco słabiej. Tym razem zagadka ma charakter i szpiegowski i kryminalny.

     Marek Krajewski jest w stanie zachować oryginalność i też niestandardowe spojrzenie na rzeczywistość.  Czytałam z nim kilka wywiadów i od razu widać, że nie jest postacią przeciętną, przykładowo jedno z jego ulubionych  miejsc jest położone nad Bałtykiem, ale jest mało znane, nie jest oblegane przez turystów i dzięki temu może tam odpoczywać bez tłumu. Nazwy miejscowości nie zdradził. Sam kierunek studiów, który skończył też zdecydowanie nie jest standardowy: filologia klasyczna. Wcześniejsza jego praca wykładowcy akademickiego w tej dziedzinie jest już zupełnie niespotykana. To tylko drobne przykłady.

    Te nietypowe zainteresowania,  niepodążanie za tłumem i generalnie wielka unikatowość jest doskonale widoczna w książkach, dzięki czemu na rzeczywistość można popatrzeć w inny sposób. Przykładowo jedną z bohaterek „Miasta szpiegów” jest kuzynka głównego bohatera, Popielskiego, Leokadia, kobieta niezamężna w wieku lat 50. To wraz z nią i córką Ritą Popielski wyjechał jako współpracownik naszego wywiadu do Gdańska. Leokadia pokazana jest jako kobieta nie tylko bardzo atrakcyjna fizycznie, ale i inteligentna, nawet błyskotliwa, a ponadto uwodzicielska i co najważniejsze potrafiąca uwodzić skutecznie. Podobała się nawet młodszym mężczyznom. Współcześnie kobiety nawet w starszym wieku bywają atrakcyjne, ale 90 lat temu były z reguły tylko babciami i niemal nikt nie patrzył na nie jako na obiekt seksualnego pożądania. W tym tomie sporo jest uwodzenia. Popielski, szalenie inteligentny mężczyzna dał się uwieść miejscowej femme fatale i stracił dla niej głowę, nie w 100%, ale w znacznym stopniu.    

    Wolne Miasto Gdańsk poznajemy w scenerii zimowej, też znacznie mniej popularnej, niż plażowej. Jest to miasto groźne i nieprzyjazne Polakom i to pod każdym względem. Krajewski prowadzi nas i do domów arystokracji i do spelunek.

     To zaś, co mi przeszkadzało podczas czytania, to brutalność. Tak samo było, gdy czytałam kilka lat temu „W otchłani mroku” tego samego autora. Są opisy tortur i wiele drastycznych, szczegółowych opisów, jak strasznie w różnych miejscach traktowani byli ludzie, np. w więzieniach.  Nie jest to dobra lektura na dobranoc. Przez te opisy książki nie czytało się najlepiej, brakowało mi też głębszej psychologii.

5/6


środa, 12 stycznia 2022

Lee Child "Nic do stracenia"- audiobook, czyta Andrzej Hausner

 

Nic do stracenia - Lee Child


   W tym tomie Jack Reacher pokazuje, jak to jest, gdy jest się  człowiekiem w pełni wolnym. Chyba każdy ma jakieś ograniczenia, jedni boją się o swoje dzieci i z tego powodu pewnych rzeczy nie zrobią, a inne zrobią, inni boją się o pracę i o to, że w razie jej utraty nie spłacą kredytu, przez co muszą znosić w tej pracy różne nieciekawe sytuacje. Takich ograniczeń jest mnóstwo. Reacher nie ma rodziny, ani domu, ani kredytu, ani niczego co wiązałoby go z czymkolwiek, robi więc tylko to, na co ma ochotę. Dla zwykłych śmiertelników stan taki pozostaje marzeniem, można więc poczytać o tym, jak to jest żyć bez jakichkolwiek ograniczeń.  

    Reacher przypadkowo przejeżdżał przez miejscowość Rozpacz (nazwa nadana przez zdobywców Dzikiego Zachodu, zmierzających do Gór Skalistych) i postanowił, że zatrzyma się tam na chwilę, dosłownie na jedną noc. Zauważył jednak, że spotkało się to z gigantyczną niechęcią mieszkańców. Władze miasta podjęły drastyczne kroki, nasz bohater został zatrzymany przez policję i wydalony z miasteczka za włóczęgostwo. Każdy niemal w tej sytuacji dałby sobie spokój z miasteczkiem Rozpacz, w którym nie ma nic do oglądania i jak najszybciej odjechałby w ciekawsze miejsce. Reacher zrobił dokładnie odwrotnie. Uznał, że nikt mu nie będzie rozkazywał, gdzie on może, a gdzie nie może przebywać. Jest wolnym człowiekiem i będzie robił to, na co ma ochotę, choćby jego pomysły wydawały się komuś zupełnie niedorzeczne. Zadecydował więc, że zostaje w Rozpaczy do czasu, aż ustali, co kryje się za lokalną ksenofobią i co jest tak skrupulatnie ukrywane. Sytuacja robiła się więc coraz bardziej gorąca, niewiele brakowało, a doszłoby do linczu na Reacherze. 

    Na szczególną uwagę zasługuje opis prowincjonalnego miasteczka. Układy i układziki, jakie panują w małym amerykańskim miasteczku niczym nie różnią się od tego, co dzieje się w polskich miasteczkach.  Władza świecka zbratana jest z kościelną, w tym przypadku jedna osoba sprawuje obie władze i do tego jeszcze jest właścicielem jedynego wielkiego zakładu pracy w okolicy. Każdy boi się więc, aby się nie narazić, mogłoby się to skończyć utratą pracy. Ludzie są zastraszeni, brak jest perspektyw, panuje marazm. Ale zagadka, jaka się tu kryje, jest frapująca. 

   Andrzej Hausner czytał już książki Lee Childa z Reacherem, nie jest w tym rewelacyjny, ale nie jest źle. 

4/6


piątek, 7 stycznia 2022

Mari Jungstedt "Ciemność wśród nas"

     To kolejny tom M. Jungstedt, jaki przeczytałam i który utwierdził mnie w przekonaniu, że każdy kolejny tom cyklu jest jeszcze gorszy, niż poprzedni. Szwedka potrafi pisać tak bardzo wciągająco i tak sugestywnie pokazywać melancholijny klimat Gotlandii, że zawsze darowałam jej płyciutką psychologię, na zasadzie że coś za coś. Plusem powieści z cyklu były opisy wyspy i np. różne smaczki z pracy jednego z bohaterów, dziennikarza telewizyjnego Johana, które autorka świetnie potrafi opisać, gdyż była dziennikarką. W poprzednich tomach zdarzały się też odniesienia do historii, np. bohaterami byli archeolodzy, odnajdujący m. in. ślady Wikingów. Albo np. pojawiały się osoby, chcące jakby wskrzesić dawne kulty religijne i dokonujące mordów rytualnych. Ta książka to idealny przykład cyklu kryminalnego, który zaczyna się wypalać. 

     W "Ciemności wśród nas" tych plusów jest coraz mniej, powieść nawet nie wciąga w akcję. Autorka staje się coraz bardziej powtarzalna i przewidywalna. I w tej i w innych jej książkach są liczne retrospekcje, obrazujące dzieciństwo i wcześniejszy okres życia zabójcy. Nie demaskuje to osoby, ale opisy trudnego dzieciństwa zaczynają już mnie męczyć, tym bardziej że zbrodnie popełniają nie tylko osoby, które miały trudne dzieciństwo. W tym tomie nie ma oryginalności niemal pod żadnym względem, dowody wskazują na to, że sprawcą może być osoba, która nienawidzi uchodźców, emigrantów i najchętniej głosiłaby hasła "Szwecja dla Szwedów". Nacjonalizm jest teraz rzeczywiście coraz częstszy i to w różnych miejscach, temat ten jest do tego nośny medialnie, ale też już czuję lekki przesyt. Wikingów, dawnych kultów religijnych i innych oryginalniejszych tematów oczywiście nie ma, nawiązań do historii wyspy, oczywiście też nie ma. Przewidywalność jest już tak duża, że sprawcę wytypowałam zaraz, gdy tylko pojawił się w pierwszej scenie. Psychologia nadal jest płyciutka i właściwie sprowadza się do powierzchownego opisu bardzo poważnego kryzysu w związku policjanta i jego refleksji, że ma już ponad 60 lat, dzieci są dorosłe, bliskich przyjaciół właściwie nie ma, a gdy związku nie da się uratować, a on odejdzie na emeryturę, to czeka go pustka. Nie jest to szczególnie odkrywcze. O Gotlandii coraz mniej można się dowiedzieć, w książce jest bardzo krótki opis regat, jakie się od wyspy zaczynają. Gdyby ten wątek został pogłębiony, byłoby ciekawie, pogłębiony nie został. 

 Będę się musiała mocno zastanowić, czy sięgnąć po kolejną książkę Jungstedt. 
 3/6

czwartek, 6 stycznia 2022

J.K. Rowling "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" - audiobook, czyta Piotr Fronczewski

 Miniaturka

    Po raz kolejny w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku nabieram ochoty na książki adresowane dla dzieci. Harrego Pottera w dzieciństwie nie czytałam, znam go za to z filmów. Dorosła osoba gdy przyjmie konwencję dziecięcą i dziecinny styl, może spokojnie po Harrego sięgnąć. Kolejne książki, z racji tego że adresowane są do starszych nieco dzieci, powinny być łatwiejsze w odbiorze dla dorosłego.  

   Książka niesamowicie wciąga, mimo tego że wie się, co będzie dalej i jak się wszystko skończy. I podobnie jak i baśnie gwarantuje, że w walce dobra ze złem, dobro zwycięży. W mojej ulubionej książce dzieciństwa "Tajemniczym ogrodzie", o którym pisałam tutaj, Mary odnajdowała w otaczającej ją rzeczywistości to, co mogło fascynować. Tutaj to do nieszczęśliwego Harrego przybywa wysłannik świata czarodziejów i uruchamia ciąg wydarzeń, który kończy się na sprowadzeniu Harrego do magicznego świata , do szkoły czarodziejów w Hogwarcie. 

     Nawet będąc dorosłym, można przypomnieć sobie, w baśniowym wymiarze, jak wygląda przyjaźń, odwaga, poświęcenie, lojalność. Można też po raz kolejny uzmysłowić sobie, że nigdy nigdzie, nawet w baśniowej krainie, nie będzie idealnie, że zawsze jakaś część rzeczywistości może doskwierać, a także że wszędzie jest coś do zrobienia i wszędzie czekają nas wyzwania. 

   Są też różne fragmenty, zasługujące na szczególną uwagę i na chwilę refleksji, np. lustro, w którym każdy widzi co innego, a mianowicie to, o czym tak naprawdę marzy. Czasem nawet ten, kto chce popatrzeć, może nie zdawać sobie sprawy z tego, co tak naprawdę w nim "siedzi" i co zobaczy w tym lustrze. 

   Piotr Fronczewski czyta świetnie. Nadaje się i do ról w filmach dla dorosłych i dla dzieci, tak samo może czytać książki dla każdego. Można tylko podziwiać, że bez względu na wiek (ur. w 1947r.), cały czas chce mu się coś robić. 

4/6

niedziela, 2 stycznia 2022

Podsumowanie roku 2021 - najlepsze książki

 











1. Wojciech Młynarski "Od oddechu do oddechu" - ta poezja mnie zachwyciła, jest głęboka, ale łatwa do czytania, idealna na dobry i na zły humor,

2. Artur Nowak, Stanisław Obirek "Gomora. Pieniądze, władza i strach w polskim Kościele" - książka wyśmienita wcale nie ze względu na opisy patologii w Kościele, ale z uwagi na uzmysłowienie, jak bardzo ludzie utracili zdolność indywidualnego myślenia, rozeznawania dobra i zła i poddali się narzuconym kościelnym nakazom i zakazom, które w wielu wypadkach nie wynikają z Ewangelii, niekiedy nawet są z nią sprzeczne,

3. Szczepan Twardoch "Morfina", świetna charakterystyka niejednoznacznej postaci,  w tym z punktu widzenia kogoś czy czegoś  irracjonalnego i niematerialnego, inny punkt widzenia na naszą historię,  

4. Herbert Werner "Żelazne trumny", wojna, głównie podwodna ale nie tylko, opisana z punktu widzenia kogoś, kto był niemal Panem Świata (ale nie zbrodniarzem), a potem przegranym, wobec kogo zaczyna się odczuwać współczucie,

5. Jessica Bruder "Nomadland", najlepszy reportaż, autorka pokazała, że rzeczywistość wygląda inaczej niż nam się wydaje, i że nawet i w beznadziei można odnaleźć sens, przyjaźń i miłość,    

6. Jane Austen "Mansfield Park" - za wspaniałe opisy ludzkich charakterów w zwyczajnych, codziennych sytuacjach i za opowieść, od której trudno jest się oderwać, 

7. John le Carre "Ludzie Smileya" - za wspaniałą psychologię, bohatera, który potrafi odszyfrować ludzkie charaktery, za pokazanie postawy wierności wartościom i za uzmysłowienie, że walka ze złem musi być prowadzona również brudnymi metodami, takimi jakie stosuje przeciwnik i że finalnie nikt z takiej walki nie wychodzi moralnie czysty, a jednocześnie że inaczej się nie da wygrać, finalnie zaś że nic nie jest czarno - białe, i że realny obraz świata  i ludzi to różne rodzaje szarości, 

8.Piotr Zychowicz "Alianci" za pokazanie tego, co z reguły jest przemilczane, w co trudno jest uwierzyć,

9. Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula "Polska. Rosja. Historia obsesji, obsesja historii" - za umożliwienie zrozumienia, czym jest Rosja,

10.Wacław Oszajca, Damian Jankowski "Innego cudu nie będzie. Rozmowy o wierze i niewierze" - za prawdziwie mądre przemyślenia

I wyróżnienie - Haig Matt "Biblioteka o północy" za książkę, która nie jest literackim arcydziełem, może nawet uchodzić za grafomanię, ale którą się świetnie czyta, nawet pochłania, która ma wspaniałe przesłanie, że nie doceniamy naszego życia tu i teraz i że marzymy o czymś innym, co tylko z daleka może wydawać się świetne