Okładka jest niepozorna, ale nie można się tym zrażać.
Wyjątkowa książka , a dokładnie
zbiór 3 opowiadań . Pierwsze i trzecie z
nich były dla mnie autentycznie rewelacyjne.
Opowiadanie
tytułowe, czyli „Niech się panu darzy” mówi o fizyku, fizyku z dorobkiem
naukowym. Jest on już w starszym wieku, nie ma rodziny , jest niewierzący. Ufa
tylko „szkiełku i oku” i nie wierzy w to, że „są rzeczy na ziemii i w niebie, o których nie śniło się nawet
filozofom”. Pewnego razu, będąc na
naukowym sympozjum, za granicą , zorientował się, że jest 24 grudnia. Ten
dzień od dawna nie robił na nim żadnego wrażenia i w związku z tym nie miał
żadnych planów. Wieczorem jednak, bez żadnego szczególnego powodu wyszedł na
spacer i szedł „przed siebie” , bez celu i zamysłu. Przypomniała mu się teoria
chaosu i zastanowił się, gdzie poniosą
go nogi , gdy będzie szedł bezmyślnie. I raptem znalazł się przy budce
telefonicznej i również bezmyślnie wszedł do niej. Wykręcił numer, naciskał na guziki równie
bezmyślnie, jak i szedł. I …potoczyła się rozmowa, jedna z najważniejszych w
jego życiu, z pewnością taka, o której nigdy nie zapomni. Absolutnym zaskoczeniem
będzie zarówno osoba rozmówcy, jak i sam przebieg rozmowy. Będzie
to rozmowa, która wzbudzi w każdym czytelniku zastanowienie, czy o wszystkim decyduje chaos, czy wręcz
przeciwnie.
Trzecie
opowiadanie – „Toccata C-dur” z kolei jest o dwóch absolwentach liceum
muzycznego, którzy spotykają się po wielu latach. Dawno temu przyjaźnili się ze sobą. Najbardziej pamiętny
okres w ich przyjaźni miał miejsce, gdy przygotowywali się do egzaminu
końcowego na koniec liceum. Profesor nakazał im, aby na ten egzamin
przygotowali m. in. Toccatę C-dur Schumanna.
Jest to utwór wyjątkowo trudny technicznie i budzi też wątpliwości, jak należy go rozumieć.
Zdaniem profesora , to m. in. opowieść o sztuce doskonalenia się pianisty, o
żmudnych ćwiczeniach. Pod wpływem słów profesora o utworze i pracy nad tym
utworem , nasz główny bohater, narrator, dochodzi do wniosku, że nie ma wielkiego
talentu i w dziedzinie muzyki niczego nie osiągnie, być może zostanie tylko
zwykłym wyrobnikiem, a i to nie jest pewne. Kochał muzykę, ale gdy uzmysłowił sobie, że nie
będzie Mozartem przestał brać pod uwagę życie
jak zwykły muzyk. Został prawnikiem, doskonale zarabiał, wyjechał na stałe za
granicę. Z okazji zjazdu absolwentów – kilkadziesiąt
lat później - przyjechał do Polski i
spotkał swojego dawnego przyjaciela, Sławka, z którym nie utrzymywał kontaktów
przez całe lata. Sławek ukończył konserwatorium, został nauczycielem muzyki i
pozostał samotny. Przyjaciele porozmawiali ze sobą, Sławek zagrał jeszcze raz toccatę
C-dur . I przed obojgiem z nich pojawiło się nieme pytanie, który wybrał lepszą
drogę i który jest szczęśliwszy…
Trzeciego opowiadania nie będę opisywać, bo
nie za bardzo mi się podobało. Opisane
dwa natomiast nie dają mi spokoju. Przed pisaniem tego bloga np. też się zastanawiałam,
czy to ma w ogóle sens, nie stworzę przecież nic na miarę np. Tołstoja, nie mam takiego talentu.
Ale z kolei takie pisanie bardzo mi się podoba, pomaga uporządkować pewne sądy i
chroni różne refleksje przed zapomnieniem . Tego rodzaju dylematy ( i nie tylko
takie) opisał właśnie Libera w „Toccacie C-dur”. Opowiadania te maja oczywiście
i inne konteksty . Są napisane w szalenie ciekawy sposób, oba wciągnęły mnie
tak niesamowicie , że nie mogłam się oderwać. A przy drugim nawet tak się
zdenerwowałam, że ledwo, ledwo, powstrzymałam się od zerknięcia, jak to się skończy.
Oba szalenie intrygują.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Alice Munro
dostała Nobla. Wszyscy mówią, że zasłużenie. Jeden jej zbiór opowiadań „Taniec
szczęśliwych cieni” podobał mi się, ale mnie nie zafascynował, był a piątkę,
ale na szóstkę już nie. Prawdziwie zafascynowały
mnie opowiadania Libery i to właśnie one nie dają i nie będą dawać mi spokoju. One nie są oczywiste i to one skłaniają do
myślenia. Nobel kolejny już raz wydaje mi się rozczarowujący. Chciałabym, aby
nagrodzone zostało coś, co jest objawieniem, co jest autentycznie porywające, coś,
od czego nie można się oderwać, a gdy już się oderwie, to nie można przestać o
tym myśleć. Dla mnie Alice Munro tych
kryteriów nie spełnia. Gdy przydarza mi się
takie objawienie, wrażenie, czuję, że konkretne dzieło to kontakt z Geniuszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz