piątek, 11 października 2013

„Niech się panu darzy” Antoni Libera

Niech się panu darzy - Antoni Libera
   Okładka jest niepozorna, ale nie można się tym zrażać.

Wyjątkowa książka , a dokładnie zbiór 3  opowiadań . Pierwsze i trzecie z nich były dla mnie autentycznie rewelacyjne.

                Opowiadanie tytułowe, czyli „Niech się panu darzy” mówi o fizyku, fizyku z dorobkiem naukowym. Jest on już w starszym wieku, nie ma rodziny , jest niewierzący. Ufa tylko „szkiełku i oku” i nie wierzy w to, że „są rzeczy na ziemii  i w niebie, o których nie śniło się nawet filozofom”. Pewnego razu, będąc  na naukowym sympozjum,  za granicą ,  zorientował się, że jest 24 grudnia. Ten dzień od dawna nie robił na nim żadnego wrażenia i w związku z tym nie miał żadnych planów. Wieczorem jednak, bez żadnego szczególnego powodu wyszedł na spacer i szedł „przed siebie” , bez celu i zamysłu. Przypomniała mu się teoria chaosu  i zastanowił się, gdzie poniosą go nogi , gdy będzie szedł bezmyślnie. I raptem znalazł się przy budce telefonicznej i również bezmyślnie wszedł do niej.     Wykręcił numer, naciskał na guziki równie bezmyślnie, jak i szedł. I …potoczyła się rozmowa, jedna z najważniejszych w jego życiu, z pewnością taka, o której nigdy nie zapomni. Absolutnym zaskoczeniem będzie zarówno osoba rozmówcy, jak i sam przebieg rozmowy.   Będzie to rozmowa, która wzbudzi w każdym czytelniku zastanowienie, czy  o wszystkim decyduje chaos, czy wręcz przeciwnie.

                Trzecie opowiadanie – „Toccata C-dur” z kolei jest o dwóch absolwentach liceum muzycznego, którzy spotykają się po wielu latach. Dawno temu  przyjaźnili się ze sobą. Najbardziej pamiętny okres w ich przyjaźni miał miejsce, gdy przygotowywali się do egzaminu końcowego na koniec liceum. Profesor nakazał im, aby na ten egzamin przygotowali m. in.  Toccatę C-dur Schumanna. Jest to utwór wyjątkowo trudny technicznie i budzi  też wątpliwości, jak należy go rozumieć. Zdaniem profesora , to m. in. opowieść o sztuce doskonalenia się pianisty, o żmudnych ćwiczeniach. Pod wpływem słów profesora o utworze i pracy nad tym utworem , nasz główny bohater, narrator, dochodzi do wniosku, że nie ma wielkiego talentu i w dziedzinie muzyki niczego nie osiągnie, być może zostanie tylko zwykłym wyrobnikiem, a i to nie jest pewne.  Kochał muzykę, ale gdy uzmysłowił sobie, że nie będzie Mozartem przestał brać pod uwagę  życie jak zwykły muzyk. Został prawnikiem, doskonale zarabiał, wyjechał na stałe za granicę.  Z okazji zjazdu absolwentów – kilkadziesiąt lat później - przyjechał  do Polski i spotkał swojego dawnego przyjaciela, Sławka, z którym nie utrzymywał kontaktów przez całe lata. Sławek ukończył konserwatorium, został nauczycielem muzyki i pozostał samotny. Przyjaciele porozmawiali ze sobą, Sławek zagrał jeszcze raz toccatę C-dur . I przed obojgiem z nich pojawiło się nieme pytanie, który wybrał lepszą drogę i który jest szczęśliwszy…

    Trzeciego opowiadania nie będę opisywać, bo nie za bardzo mi się podobało.  Opisane dwa natomiast nie dają mi spokoju. Przed pisaniem tego bloga np. też się zastanawiałam, czy to ma w ogóle sens, nie stworzę przecież  nic na miarę np. Tołstoja, nie mam takiego talentu. Ale z kolei takie pisanie bardzo mi się  podoba, pomaga uporządkować pewne sądy i chroni różne refleksje przed zapomnieniem . Tego rodzaju dylematy ( i nie tylko takie) opisał właśnie Libera w „Toccacie C-dur”. Opowiadania te maja oczywiście i inne konteksty . Są napisane w szalenie ciekawy sposób, oba wciągnęły mnie tak niesamowicie , że nie mogłam się oderwać. A przy drugim nawet tak się zdenerwowałam, że ledwo, ledwo,  powstrzymałam się od zerknięcia, jak to się skończy. Oba szalenie intrygują.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………  

Alice Munro dostała Nobla. Wszyscy mówią, że zasłużenie. Jeden jej zbiór opowiadań „Taniec szczęśliwych cieni” podobał mi się, ale mnie nie zafascynował, był a piątkę, ale na szóstkę już nie.  Prawdziwie zafascynowały mnie opowiadania Libery i to właśnie one nie dają i nie będą dawać mi spokoju.  One nie są oczywiste i to one skłaniają do myślenia. Nobel kolejny już raz wydaje mi się rozczarowujący. Chciałabym, aby nagrodzone zostało coś, co jest objawieniem, co jest autentycznie porywające, coś, od czego nie można się oderwać, a gdy już się oderwie, to nie można przestać o tym myśleć.  Dla mnie Alice Munro tych kryteriów nie spełnia.  Gdy przydarza mi się takie objawienie, wrażenie, czuję, że konkretne dzieło to kontakt z Geniuszem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz