Nie znam Lema,
dawno temu przeczytałam jego „Opowieści
o pilocie Pirxie”, ale chyba nie była to całość. Teraz zobaczyłam, że Audioteka
wydała jego „Niezwyciężonego” jako superprodukcję , ze specjalnymi efektami
dźwiękowymi, muzyką skomponowaną dla tego dzieła i z różnymi aktorami, czytającymi poszczególne role. I
zakupiłam z czystej ciekawości i zachwyciłam się. I forma i treścią. Pokazuję
tutaj okładkę tradycyjnej książki , nie udało mi się wkleić tu okładki pliku mp3 z
audioteki.
Zacznę może od formy, trochę
będzie to jakby od końca, forma przecież nie może być ważniejsza od treści. Ale
po raz pierwszy słuchałam takiego audiobooka
i z tego też względu nie mogę się powstrzymać. Komfort słuchania jest absolutnie
rewelacyjny. Jestem bardziej malkontentem,
niż kimś, kto zachwyca się byle czym , ale w tym przypadku to była prawdziwa
uczta dla ucha i dla ducha. Nie ma żadnego problemu ze skupieniem się, wielu
aktorów powoduje , że nikt z bohaterów się z nikim nie myli. Odgłosy rodem z
filmu sf i specjalnie skomponowana muzyka też sprzyjają skupieniu uwagi. Jest to wykonanie absolutnie artystyczne.
Dowódcą statku jest jeden z moich ulubionych aktorów – Daniel Olbrychski, nie
było możliwości, abym nie słyszała, co on
mówi, lub abym wyłączyła się . Narratorem jest Krystyna Czubówna. Tak
bardzo spodobało mi się to wykonanie, że
zakupię chyba wszystkie superprodukcje Audioteki lub jakiegokolwiek innego
podmiotu, o ile zostaną zrealizowane w podobnej formie.
A
teraz co do meritum. Słuchałam Lema niczym neofita. Ale chciałam zapoznać się
chociaż z minimalną częścią jego twórczości jako dorosła osoba z pewnym bagażem
doświadczeń. „Niezwyciężony” to historia
załogi statku kosmicznego o tej nazwie. Załoga ma dolecieć do planety Regis III i podjąć próbę ustalenia, co
stało się ze statkiem i załogą bliźniaczego względem „Niezwyciężonego” statku „Konddor”
. Ziemia straciła kontakt z „Kondorem”. Na miejscu okazuje się, że załoga
„Niezwyciężonego” odnajduje wrak, ale co gorsze, natrafia na dość niespotykanego
przeciwnika. Na planecie, na którą dotarli, natrafiają na
coś w rodzaju owadów, które są formą sztucznej inteligencji. W przypadku zagrożenia
„owady” te łączą się, tworząc chmurę, która unieszkodliwia przeciwnika robiąc
coś w rodzaju resetu jego mózgu . Nie
zabijają go, ani nawet nie ranią. Wymazują z mózgu wszystkie informacje , jakie
ten ktoś pamiętał . Po kontakcie z „chmurą” ofiara staje się jakby niemowlakiem
, wymaga opieki osób trzecich, nie ma wspomnień, nie ma wiedzy, nie umie
mówić ani słuchać. Ostatecznie chmura atakuje członków załogi
„Niezwyciężonego” i jego broń. W pewnym momencie pojawia się pytanie, czy
statek ma odlecieć czy konieczne jest jednak podjęcie poszukiwań za 4 członkami
załogi. Problem polega na tym , że ci 4 ludzie prawie na pewno nie żyją. Gdy
słuchałam książki, byłam absolutnie przekonana, że oni nie żyją, że nie żyją na
pewno, a nie prawie . Dla dowódcy „Niezwyciężonego” nie było to takie oczywiste. No i stanął
przed dylematem, czy narażać całą załogę, zwlekać z odlotem , ale być lojalnym
wobec tych czterech, czy też uznać, że nie ma prawa do narażania życia
kilkudziesięciu ludzi dla czterech. Te rozważania snuł zresztą nie tylko
dowódca. Bałam się trochę, czy w dziele
tym nie będzie za dużo filozofii , ale obawy te okazały się absolutnie
bezpodstawne.
Podczas słuchania trudno uciec od rozważań
, jak powinien postąpić dowódca, czym faktycznie jest ta „czarna chmura”, odbierająca
ludziom mózg, czy mamy prawo zdobywać wszystko, co tylko zobaczymy , każda
planetę? Są to szalenie ciekawe pytania.
Na
kanwie „Niezwyciężonego” nasunęły mi się jeszcze refleksje o słuchaniu książek.
Z racji tego, że jak do tej pory jest to absolutnie najlepiej zrealizowany
audiobook, jakiego słuchałam ,
zaczęłam zastanawiać się, skąd wzięło się we mnie to zamiłowanie nie tylko do
czytania , ale i do słuchania książek. Może jest to jakieś podświadome
wspomnienie bardzo wczesnego dzieciństwa,
kiedy to nie umiałam jeszcze czytać i słuchałam, jak opowiadano mi bajki lub je
czytano? Może jakaś jeszcze wcześniejsza pamięć pokoleń? Kilka pokoleń temu
powszechnym zjawiskiem było przecież słuchanie różnych opowieści? Nie mam
pojęcia. Pamiętam natomiast jeszcze jako dziecko, gdy w radiu, np. w „Lecie z radiem” nadawana
była zawsze powieść w odcinkach. Pamiętam,
jakie zawsze przeżywałam rozczarowanie,
gdy odcinek się kończył. Korzystając z
audiobooków tego rozczarowania nie ma, słucham kiedy chcę i ile chcę. Jest to ciekawy powód do rozważań dla psychologa, nie wiem, do
jakich konkluzji doszedłby. W tej chwili trudno jednak było mi wyobrazić sobie
jazdę samochodem bez audiobooka. Audiobookiem
do samochodu musi być jednak powieść, innych
form słucha mi się gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz