niedziela, 28 stycznia 2024
Lee Child, Andrew Child „Strażnik” – audiobook, czyta Janusz Zadura
środa, 24 stycznia 2024
Gunter Grass „Blaszany bębenek”
Powieść czytało mi się koszmarnie. Napisana jest strasznym, ciężkim stylem, wszystkie tomy „W poszukiwaniu straconego czasu” są w porównaniu do tego niesamowicie wciągające. Sporo jest opisów wydarzeń, które teoretycznie mają w sobie potencjał i są interesujące, sposób ich opisania jest jednak taki, że trudno przez tekst przebrnąć i pozostaje totalny niedosyt, tak jest np. z Nocą Kryształową. Do tego dochodzą elementy realizmu magicznego, np. Oskar potrafiący głosem rozbijać szyby, albo Oskar rozumiejący, o czym mówią dorośli w chwili jego narodzin. Jeśli ktoś czegoś takiego nie lubi, to czytanie będzie jeszcze trudniejsze.
W zamian za tą męczarnię przy czytaniu uzyskuje się unikalne spojrzenie na historię pierwszej połowy XX wieku Gdańska i Kaszub i na dzieje ludzi, którzy tam wówczas żyli. Grass, Niemiec, opisuje wydarzenia z punktu widzenia Oskara, który urodził się w rodzinie kaszubsko – polsko – niemieckiej. Dzieciństwo spędził w towarzystwie osób, wśród których byli również i Żydzi. Unikalne jest patrzenie na historię z punktu widzenia osób, które nie są rdzennymi Polakami. Ludzie ci przykładowo uciekali przed Armią Czerwoną na zachód, zostawiając w Gdańsku swoje domy, niejednokrotnie należące do danej rodziny od pokoleń.
Oryginalny jest też sposób opisywania wszystkiego, co działo się dookoła. Nigdzie nie ma patosu ani martyrologii, walczący przykładowo w obronie Poczty Polskiej w Gdańsku we wrześniu 1939r. pokazani są z wszelkimi ich wadami. Nie ma zbyt wiele psychologii, są tylko lakoniczne informacje.
Jedna z nielicznych kwestii, która mnie zaintrygowała, to muzyka, a konkretnie gra Oskara na tytułowym blaszanym bębenku, która była jego nieodpartą potrzebą od czasów dzieciństwa. Potrafił, grając, opowiadać o wydarzeniach, jakie się rozgrywały na jego oczach i o swoich uczuciach. Gdy był już dorosły, potrafił opisać, grając na bębenku, całe swoje życie, a tym samym historię Niemców z pierwszej połowy XX wieku.
7/10
piątek, 19 stycznia 2024
Maria Nurowska „Sergiusz, Czesław, Jadwiga”
Nurowska potrafi pisać tak, że trudno jest się oderwać od tekstu. Ta książka to głównie opowieść o Sergiuszu Piaseckim, kobiecie, która kochał, Jadwidze i o Czesławie Miłoszu, który miał wcześniej z ową Jadwigą romans, zakończony ciążą. Jest to mniej znany epizod z życia naszego noblisty.
Wielkim atutem powieści są liczne nawiązania do twórczości zarówno Piaseckiego, jak i Miłosza. Jest wiele cytatów. O książkach Piaseckiego pisałam już wcześniej. Nurowska zamieściła sporo cytatów obu twórców, w przypadku Miłosza głównie z listów z wierszy, ale głównie pod kątem nawiązań do Jadwigi, poeta opisywał ją kilkakrotnie, będąc w różnym wieku, w tym również pod sam koniec życia. Pomimo tego, że ją porzucił i nie wykazywał jakiegokolwiek zainteresowania dzieckiem, najprawdopodobniej to ona była największą miłością jego życia. Nurowska zamieściła również jeden z moich ulubionych wierszy Miłosza, „Krzyś”, który jest o śmierci, ale takiej której nie trzeba się bać, która jest przyjacielska, pochodzi ze zbioru „Piasek przydrożny”.
Nurowska pisząc o tych konkretnych osobach podjęła też na ich przykładach tematy uniwersalne. Na przykładzie Piaseckiego przedstawiła życie człowieka bezkompromisowego, który łatwo się zniechęca do ludzi, ocenia ich kategorycznie i bezwzględnie, nie dotyczy to oczywiście tylko Miłosza. Nienawiść do Miłosza nie wynikała tylko ze stosunku do Jadwigi, ale i podejścia do minionego ustroju w PRL. Piasecki mimo, że był człowiekiem, uczciwym, odważnym, a do tego świetnym pisarzem, zmarł w samotności, na obczyźnie. Z kolei na przykładzie Miłosza obserwować można życie ze świadomością dokonania w przeszłości złych wyborów, przy jednoczesnej niezrozumiałej niemożności podjęcia próby naprawienia tej sytuacji. Jego dwa małżeństwa nie należały do szczególnie udanych, obie żony kompletnie nie rozumiały jego zamiłowania do polskości i do języka polskiego. Jego dzieci stały się Amerykanami, a nie Polakami, co było dla niego bolesnym ciosem.
8/10
wtorek, 16 stycznia 2024
Karmele Jaio "To nie ja"
Z każdym przeczytanym opowiadaniem moje rozczarowanie rosło. Teoretycznie miały to być opowiadania o kobietach około czterdziestki z różnymi problemami i w różnych sytuacjach życiowych. Faktycznie jednak opisywane kobiety są w bardzo zbliżonych sytuacjach, o niezłym statusie finansowym, wszystkie są niespełnionymi frustratkami, żadna z nich nie prezentuje sobą nawet cienia oryginalności.
Każde opowiadanie dotyczy męża, partnera, albo dzieci, w jednym tylko jest spotkanie z przyjaciółką, ale nieobecny mąż odgrywa tu zasadniczą rolę. Wygląda to tak, jakby zdaniem autorki, kobiety w tym wieku nie mogły mieć takiej chociażby cząstki życia, która nie byłaby uzależniona lub niezwiązana z mężczyzną czy dziećmi. Kobieta w ogóle bez dziecka czy bez mężczyzny dla Karmele Jaio albo nie istnieje, albo nie jest warta opisania, a jedyny wyjątek jest wtedy, gdy cały czas myśli o adopcji. Ani jedna z opisywanych kobiet nie miała pracy, która by ją pochłaniała, lub którą najnormalniej w świecie lubiłaby i którą mogłaby wykonywać chociażby przez chwilę bez myślenia o mężczyźnie i dzieciach. Żadna nie miała pasji, którą mogłaby zajmować się dla samej siebie. Żadna nie miała potrzeby, żeby mieć naprawdę bliskie relacje z kimkolwiek innym, niż mąż, partner czy dzieci. I żadna, ale to naprawdę żadna nie miała jakichkolwiek marzeń czy problemów, które nie byłyby związane z mężczyzną lub dzieckiem. W żadnym z opowiadań nie ma większej głębi. No i te opowiadania są jeszcze do tego wszystkiego nudne.
2/10
czwartek, 11 stycznia 2024
J.K. Rowling „Harry Potter i więzień Azkabanu” – audiobook, czyta Piotr Fronczewski
Poza świetną zabawą nawet dla osób znających już książkę czy film, jest tu też sporo do myślenia również dla osoby dorosłej. Dementorzy wywołują w człowieku wspomnienia najbardziej koszmarnych wydarzeń życiowych, u Harrego była to oczywiście śmierć rodziców. Zmierzenie się ze swoimi najskrytszymi lękami jest szalenie trudne, niektórzy w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, że mają za sobą traumy. Inni starają się nigdy nie myśleć o koszmarnych wydarzeniach ze swojego życia. Spokojne przepracowanie tego jest zadaniem karkołomnym.
A z pogodniejszych kwestii, to godne uwagi są zaklęcia, przy pomocy których można dementorów niejako zneutralizować. Tutaj trzeba sobie przypomnieć cos odwrotnego, a więc najwspanialsze osoby, jakie spotkaliśmy, czy najlepsze chwile życia, które mogą nam pomóc.
Podczas słuchania przypomniał mi się wywiad z psychologiem amerykańskim, prof. Zimbardo, poza pracą naukową na uczelni i pisaniem książek, prowadzi on również psychoterapię. Powiedział, że jest zwolennikiem tego, aby terapia przebiegała krótko, kilka spotkań, do 10 max, nie widzi sensu w wiecznym rozdrapywaniu starych ran. W pracy z pacjentem skupia się właśnie na tym, aby wydobyć z człowieka wspomnienia najwspanialszych chwil, jakie ten ktoś kiedykolwiek przeżył. Ale pacjent ma nie tylko sobie te chwile tylko przypomnieć, ma opowiedzieć o nich tak szczegółowo, aż zacznie przeżywać te emocje, które tym chwilom towarzyszyły, czyli radość, zadowolenie itp. Prof. Zimbardo mówił, że ludziom wtedy pojawia się błysk w oku, prostują się plecy i sami z siebie nabierają wiary we własne siły i są już w stanie zmierzyć się z przeciwnościami losu. I w pewnym stopniu o tym też jest „Harry Potter i więzień Azkabanu”.
8/10
wtorek, 9 stycznia 2024
Stanisław Wyspiański „Wesele”
Odświeżenie po długim czasie szkolnej lektury było świetnym pomysłem. Ostatnio coraz częściej się zdarza, że ludzie, którzy nie są politykami, zastanawiają się nad tym, jak wygląda sytuacja w kraju, w którym mieszkają. I myślą, co można zrobić, aby było lepiej i widzą w tym swoją rolę. Wyspiański postawił swoją diagnozę w „Weselu” w nieco innych realiach, a czy były tak mocno odmienne, to kwestia dyskusyjna.
Sięgnęłam po „Wesele” głównie po to, aby wysłuchać głosu duchów osób zmarłych, ważnych dla naszej przeszłości, które pojawiły się na weselu. Po 100 latach nasza wiedza historyczna jest większa niż za czasów Wyspiańskiego, teraz nie każda z tych postaci jest oceniana tak jednoznacznie, są stale jednak symbolami. Mówią nie tylko kwestie dotyczące państwa, ale i po prostu zwyczajnych ludzi. Rycerz przykładowo mówi:
„A czy wiesz, czym ty masz być,
o czym tobie marzyć, śnić?”
Albo zdanie Chochoła najbardziej chyba znane i dające najwięcej do myślenia:
„Miałeś chamie Złoty Róg,
miałeś chamie czapkę z piór…
Ostał ci się jeno sznur”.
Oczywiście te stwierdzenia i pytania padają w kontekście naszego kraju, „Wesele” jest tak bogate w symbolikę i w możliwości interpretacji, że każdy może pomyśleć o sobie, swoich marzeniach, swoich niewykorzystanych szansach, a głównie o tym, czy może jednak dałoby się coś zmienić.
10/10
niedziela, 7 stycznia 2024
Tove Jansson „Zima muminków” – audiobook, czyta Krzysztof Kowalewski
Zastanawiające i godne podziwu jest to, że w takim krótkim utworze autorka zawarła olbrzymią głębię. To utwór o nostalgii i życiu przeszłością, o zadumie, lękach, samotności, ryzyku, mierzeniu się z nowymi sytuacjami, indywidualizmie, o zmianach w życiu, o pokonywaniu trudności zamiast uciekania od nich, o zaprzyjaźnianiu się i o przyjaźni, o byciu sobą a jednocześnie o dostosowywaniu się do tego, co nieuniknione. Krzysztof Kowalewski czyta wyśmienicie, mogą go słuchać i dorośli i młodsi słuchacze.
Pozornie wszystko jest bardzo proste. Muminek obudził się na początku zimy z zimowego snu, cała jego rodzina jeszcze spała i zdecydował się na opuszczenie domu. Nigdy wcześniej nie widział, jak wygląda zima. Wszystko było nieznane, było zimno, nieprzyjemnie, wszędzie leżał śnieg, a Muminek bał się, że nie widzi nikogo znajomego. Musiał oswoić tą sytuację i się w niej odnaleźć. Świat zimą był inny i zauważył różne dziwne postacie, latem zupełnie niewidoczne.
Przypomina to z pewnością różne nowe sytuacje, w których każdy się znajduje, a sporo osób ich nie lubi, rzeczywiście wszystko jest wówczas obce i wydaje się nieprzyjazne, ma się ochotę wrócić do ciepłego, znanego domku. Ale się nie da, trzeba się z tym zmierzyć, a najlepiej potem się w tym odnaleźć, zobaczyć plusy, polubienie przychodzi samo. Muminek jest też załamany, że nie ma teraz lata, a on chciałby lato, a nie zimę.
Przychodzą jednak głębsze refleksje. Zima to symbol inności i indywidualizmu, to symbol osób, które z różnych przyczyn żyją inaczej, niż wynika ze statystyki, które „nigdzie nie pasują”. Ta inność może być bardzo mocna, ale też i lżejsza. Okazuje się, że jest miejsce i czas, gdzie każdy indywidualista się odnajdzie. Zima Muminków to również przeciwieństwo wszelkich aktywności, symbol wyciszenia, refleksji, na którą nie zawsze ma się tyle czasu, ile by się chciało. Utwór jest swoistego rodzaju zachętą na danie szansy na poznanie tych osób, których uważało się za dziwaków, niegodnych poznania. A jednocześnie głos za tym, aby ten indywidualizm u siebie chronić.
Utwór jest też o samotności, przebudzony Muminek przez jakiś czas jest zdany tylko na siebie, musi sam podejmować decyzje, jest mu trudno. Martwi się. Niekiedy są właśnie takie sytuacje, z którymi każdy musi się zmierzyć sam, o tym też jest ten utwór. Ale powoli Muminek zbliża się do innych osób, a to co wydawało się obce i nieprzyjazne, zaczyna robić się oswojone. Muminek wyciąga rękę do nowo poznanych osób, proponuje im gościnę i jedzenie, nie pyta o zgodę rodziców, przecież śpią zimowym snem. Muminek ryzykuje, ale jest pewny, że nie może postąpić inaczej. Jego goście nie mają przecież co jeść.
Na uwagę zasługują też różne drobne sceny, żadna z nich nie jest zbędna czy przypadkowa. Przykładowo Pies marzy o tym, aby przyłączyć się do wilków, których wycie często słyszy, boi się jednak, czy one go przyjmą, nie wie, jak doprowadzić do spotkania. Chciałby się z nimi pobawić. Do spotkania jednak dochodzi, ale jego przebieg wygląda zupełnie inaczej, niż można było sobie wyobrazić.
9/10
piątek, 5 stycznia 2024
Książki roku 2023