poniedziałek, 15 października 2018

Makis Tsitas "Bóg mi świadkiem"



   
Książka mimo tytułu, kojarzącego się z tematyką religijną, jest powieścią obyczajową. Jest na wskroś oryginalna, zupełnie nietypowy w porównaniu do innych książek, jest główny bohater. Tło wydarzeń, szalenie ważne w tym przypadku, czyli miniony kilka lat temu kryzys gospodarczy, również nie jest jeszcze nadmiernie eksponowane w literaturze. I w ogóle literatura grecka jest u nas poza "Grekiem Zorbą" zupełnie nieznana.

    Chrisowalandis jest tak szalenie nietypowy, bo niemal  pod każdym względem poniósł w życiu klęskę. Ma niewiele ponad 50 lat, jest starym kawalerem, który mieszka z toksyczną rodziną , tzn. z rodzicami i dwoma dorosłymi siostrami.  Układ ten absolutnie mu nie odpowiada. Dzieciństwo miał koszmarne. Bardzo chciał się ożenić, ale jakoś nie wyszło. Wszystko na dobre runęło, gdy stracił pracę, zaczął wówczas z nerwów poważnie chorować, większość znajomości i tzw. przyjaźni się urwała. Wpadł w długi. Kontakty z siostrami też się zaczęły jeszcze bardziej psuć. Wytworzyło się błędne koło. Nie miał pracy, bo był totalnie niezaradny, chory i wiecznie przez te choroby zmęczony. A do tego był przerażony długami i bał się wierzycieli, czyli banków.  Właściwie to bał się wszystkiego, chociażby obcokrajowców, mieszkających w Grecji. Z długów nie mógł wyjść, bo nie miał pracy. Do tego jeszcze nie był przesadnie inteligentny. Wytchnienie i chwile, a właściwie momenty spokoju, dawała mu jedynie wiara, dość dziwnie pojmowana. Jest dobrym, uczciwym człowiekiem, któremu nic nie wyszło.

   Oryginalny jest też sposób opisania problemu. Książka jest opowieścią głównego bohatera, pisana jest w pierwszej osobie. Lęki i nadzieje  Chrisowalandisa są więc opisywane bez żadnych błędnych interpretacji jego znajomych. Opowiada on szczerze, jak w tytule, że Bóg mu świadkiem, że tak było, jak opowiada. Czytając widać wyraźnie, nie tylko co robił źle, ale i jak błędnie interpretował fakty, dlaczego miał tak mało wiary w siebie itp.  

    Gdy patrzy się na co dzień na różne osoby, często bezrobotni, bezdomni i temu podobne osoby robią wrażenie samych sobie winnych. Od razu nasuwają się myśli, że pewnie to alkoholik, albo leń czy złodziej. Przypadek Chrisowalandisa uświadamia, że sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej. I unaocznia,  że niekiedy drobna pomoc mogłaby wystarczyć.

   Nie tak dawno czytałam "Pocałunki, składane na chlebie", o których pisałam tutaj, również z kryzysem gospodarczym w tle, tyle tylko że w Hiszpanii. Hiszpanka pokazała kilkunastu głównych bohaterów, z których każdy radził sobie inaczej, Grek skupił się na jednym człowieku, najbardziej poszkodowanym. Właśnie w "Pocałunkach" był fragment, gdy jednemu człowiekowi, będącemu prawie na dnie, pomógł przyjaciel. Zaoferował mu pracę, jedyną jaką wówczas mógł, zdecydowanie poniżej umiejętności i wykształcenia, tzn. dozorcy parkingu. Wahał się jeszcze, czy w ogole wypada złożyć taką ofertę. Propozycja została przyjęta.  Chrisowalandis takiej pomocy od nikogo nie dostał.

    Gdy przeczyta się pozycję z kręgu literackiego mniej znanego, uzmysławia się ostro, że naprawdę warto czytać książki nie tylko najbardziej reklamowane, angielskie czy  amerykańskie. Pisarze innych narodowości też mają sporo ciekawego i uniwersalnego do powiedzenia. Są tylko mało wypromowani. I przy okazji warto też zwrócić uwagę na wydawnictwo "Książkowe Klimaty",  jest niszowe, ale wydaje pozycje właśnie mało znane i z krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Ono właśnie wydało  olśniewającą "Księgę Szeptów" o Ormianach , o której z kolei pisałam tutaj.

4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz