Kilkakrotnie
już to pisałam, a po lekturze kolejnych książek Mariasa tylko się w tej tezie
utwierdzam. Javier Marias to zdecydowanie mój ulubiony współczesny pisarz. Od
paru lat już, podobnie jak i wiele innych osób,
kibicuję mu w tym, aby dostał literackiego Nobla. W moich prywatnych rankingach najlepszych
książek roku zawsze jest w czołówce. Wszystko u niego idealnie współgra, treść
i forma. O głębi rozważań psychologicznych pisałam już kilkakrotnie przy okazji
innych książek, tutaj - "Twoja twarz jutro", tutaj - "Serce tak białe", tutaj-"Zakochania" i tutaj - "Jutro w czas bitwy o mnie myśl". Nikt chyba tak, jak on nie potrafi opisać
człowieka, tego co robi, co ukrywa, jakie są jego motywy. Nie wspomniałam nigdy
jeszcze o języku. Język u Mariasa jest
piękny. Panuje teraz niejako moda na grafomanię. Pisać każdy może , podobnie jak i chociażby
malować. Tylko że gdy nie ma się talentu literackiego, może to być i lekkie i
fajne i przyjemne, takie rzeczy zresztą też czytuję, ale ta pisanina pozbawiona
jest wówczas wartości literackich. Wystarczy przeczytać parę akapitów Mariasa i
wiadomo już, co to znaczy – mieć talent.
Wydarzenia
w tym tomie opowiadane są z punktu widzenia młodego de Vera, tak do niego
zwracały się inne postacie. Był on sekretarzem znanego reżysera filmowego,
Eduardo Muriela, nie zajmował się jednak
kwestiami filmów, tylko głównie papierkową robotą, wymagającymi sporej wiedzy,
np. tłumaczeniami. Często bywał on w domu mocodawcy, niekiedy nawet i tam
nocował. Zaintrygowało go szybko małżeństwo Muriela, z jednej strony szaleńczo
zakochana w mężu Beatriz, a z drugiej mąż, który gdy nikt widział, albo gdy mu
się wydawało, że nikt nie widzi, tej żonie dokuczał w chamski sposób i poniżał
ją. De Vere Dowiedział się, że w przeszłości zaszło coś, co spowodowało, że
zakochany małżonek zaczął nienawidzić żony, a ich związek stał się fikcją,
przynajmniej w wymiarze duchowym. Tym
czymś nie była ani zdrada, ani aborcja.
Kolejna kwestia, która intrygowała de Vera,
to przyjaźń pomiędzy jego pracodawcą, a Van Vechtenem, lekarzem, częstym bywalcem
w ich domu. Muriel wspomniał kiedyś de Verowi , że dowiedział się o lekarzu
czegoś strasznego, nie wie, czy jest to prawda, ale chciałby wiedzieć . Gdyby
to, co usłyszał Muriel, było prawdą, jak
to się wyraził, jego domniemany przyjaciel byłby kimś innym, niż przez całe życie wydawało się Murielowi.
No i de Vere zaczął drążyć obie te kwestie,
przyjaźni lekarza z Murielem i
małżeństwa Muriela, o to drugie nikt go nie prosił, ale nie był w stanie się
powstrzymać. Wszystko rozgrywa się wśród elity intelektualnej Madrytu w latach
80-tych, kiedy to dopiero co zakończyły się kilkudziesięcioletnie rządy
generała Franco. Jest tu trochę i o
literaturze i o sztuce i o filmie,
bohaterowie żyją tym wszystkim, tak zresztą jest w każdej książce Mariasa.
De Vere odkrył i to, co zaszło pomiędzy małżonkami i to, co zrobił
lekarz. Dociekając tego, użył całej swojej intuicyjnej wiedzy psychologicznej.
Kwestia, dotycząca małżonków sięgała wstecz kilkunastu lat, Beatriz zrobiła
coś, co według niej było błahostką, a dla
męża był to cios prosto w serce. Muriel nie był w stanie jej tego
wybaczyć, mimo tego, że właściwie było to jej jedyne przewinienie w ciągu
małżeństwa. Jak na mój gust, to co zrobiła, było rzeczywiście straszne, ale
każdy oceni to sam. I przewija się tu problem i winy i kary. Muriel powiedział
kiedyś do Beatriz, ze skoro już stało się to, co się stało, lepiej byłoby,
gdyby nigdy o tym się nie dowiedział. Ale czy prawdziwa bliskość może być
budowana na kłamstwie? Lekarz też robił straszne rzeczy, też nie mówimy o
aborcji. Po pewnym czasie, gdy Juan chciał powiedzieć mocodawcy, czego się
dowiedział, tamten nie chciał już słuchać. Powiedział, że zmienił zdanie, że
lekarz zawsze był wobec niego w porządku, a co robił wobec innych, to już go
nie interesuje, bo każdy ma jakieś przewinienia na swoim koncie. W dalszym
ciągu będzie utrzymywał kontakty z lekarzem. De Vera zastanawiało, czy przyjaźń
z kimś, kto porobił tyle świństw, czy to możliwe? Czy można w ogóle o czymś
takim nie wspominać i nie drążyć tego tematu?
W tej książce sporo jest nawiązań do przeszłości
Hiszpanii, a szczególnie do czasów gen. Franco. Ludzie w czasie wojny domowej i
kilkadziesiąt lat potem zachowywali się różnie, niektórzy robili świństwa.
Potem następował proces udawania, że nikt niczego złego nie zrobił . W
Hiszpanii żadna z partii politycznych nie przeforsowała lustracji i nikt nikogo
za nic nie rozliczał. Po rządach Franco ludzie z kolei zaczęli robić wszystko
na odwrót, szybko postępowało odwracanie się od Kościoła. Opisy zachowań
ludzkich w takich realiach są szalenie ciekawe. Wiele osób usiłowało ukryć swoją
przeszłość, udawać, że są kimś innym, niż byli w rzeczywistości.
Dla
mnie jest to jedna z lepszych książek Mariasa. Postawiałabym ja zaraz za „Twoja
twarzą jutro”, która była nie tylko moją książką roku, może będzie nawet i
książką dekady. Z racji tego, że jest to trylogia i że wszystkich tomów nie wydano jednocześnie w tym blogu opisałam tylko ostatnią cześć, poprzednie czytałam jeszcze przed założeniem bloga. „Tak się złe zaczyna” to najnowsza książka tego pisarza,
napisana w 2014r. Tą dojrzałość widać wyraźnie i w głębi rozważań
psychologicznych i w stylu.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz