poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Javier Marias „Tak się złe zaczyna”

 Okładka książki Tak się złe zaczyna           

      Kilkakrotnie już to pisałam, a po lekturze kolejnych książek Mariasa tylko się w tej tezie utwierdzam. Javier Marias to zdecydowanie mój ulubiony współczesny pisarz. Od paru lat już, podobnie jak i wiele innych osób,  kibicuję mu w tym, aby dostał literackiego Nobla.  W moich prywatnych rankingach najlepszych książek roku zawsze jest w czołówce. Wszystko u niego idealnie współgra, treść i forma. O głębi rozważań psychologicznych pisałam już kilkakrotnie przy okazji innych książek, tutaj - "Twoja twarz jutro", tutaj - "Serce tak białe",  tutaj-"Zakochania" i tutaj - "Jutro w czas bitwy o mnie myśl".  Nikt chyba tak, jak on nie potrafi opisać człowieka, tego co robi, co ukrywa, jakie są jego motywy. Nie wspomniałam nigdy jeszcze o języku.  Język u Mariasa jest piękny. Panuje teraz niejako moda na grafomanię.  Pisać każdy może , podobnie jak i chociażby malować. Tylko że gdy nie ma się talentu literackiego, może to być i lekkie i fajne i przyjemne, takie rzeczy zresztą też czytuję, ale ta pisanina pozbawiona jest wówczas wartości literackich. Wystarczy przeczytać parę akapitów Mariasa i wiadomo już, co to znaczy – mieć talent.



Wydarzenia w tym tomie opowiadane są z punktu widzenia młodego de Vera, tak do niego zwracały się inne postacie. Był on sekretarzem znanego reżysera filmowego, Eduardo Muriela, nie zajmował się  jednak kwestiami filmów, tylko głównie papierkową robotą, wymagającymi sporej wiedzy, np. tłumaczeniami. Często bywał on w domu mocodawcy, niekiedy nawet i tam nocował. Zaintrygowało go szybko małżeństwo Muriela, z jednej strony szaleńczo zakochana w mężu Beatriz, a z drugiej mąż, który gdy nikt widział, albo gdy mu się wydawało, że nikt nie widzi, tej żonie dokuczał w chamski sposób i poniżał ją. De Vere Dowiedział się, że w przeszłości zaszło coś, co spowodowało, że zakochany małżonek zaczął nienawidzić żony, a ich związek stał się fikcją, przynajmniej w wymiarze duchowym.  Tym czymś nie była ani zdrada, ani aborcja.

   Kolejna kwestia, która intrygowała de Vera, to przyjaźń pomiędzy jego pracodawcą, a Van Vechtenem, lekarzem, częstym bywalcem w ich domu. Muriel wspomniał kiedyś de Verowi , że dowiedział się o lekarzu czegoś strasznego, nie wie, czy jest to prawda, ale chciałby wiedzieć . Gdyby to, co usłyszał Muriel,  było prawdą, jak to się wyraził, jego domniemany przyjaciel byłby kimś innym, niż  przez całe życie wydawało się Murielowi.

    No i de Vere zaczął drążyć obie te kwestie, przyjaźni lekarza z Murielem  i małżeństwa Muriela, o to drugie nikt go nie prosił, ale nie był w stanie się powstrzymać. Wszystko rozgrywa się wśród elity intelektualnej Madrytu w latach 80-tych, kiedy to dopiero co zakończyły się kilkudziesięcioletnie rządy generała Franco.  Jest tu trochę i o literaturze  i o sztuce i o filmie, bohaterowie żyją tym wszystkim, tak zresztą jest w każdej książce Mariasa.

          De Vere odkrył i to, co zaszło pomiędzy małżonkami i to, co zrobił lekarz. Dociekając tego, użył całej swojej intuicyjnej wiedzy psychologicznej. Kwestia, dotycząca małżonków sięgała wstecz kilkunastu lat, Beatriz zrobiła coś, co według niej było błahostką, a dla  męża był to cios prosto w serce. Muriel nie był w stanie jej tego wybaczyć, mimo tego, że właściwie było to jej jedyne przewinienie w ciągu małżeństwa. Jak na mój gust, to co zrobiła, było rzeczywiście straszne, ale każdy oceni to sam. I przewija się tu problem i winy i kary. Muriel powiedział kiedyś do Beatriz, ze skoro już stało się to, co się stało, lepiej byłoby, gdyby nigdy o tym się nie dowiedział. Ale czy prawdziwa bliskość może być budowana na kłamstwie? Lekarz też robił straszne rzeczy, też nie mówimy o aborcji. Po pewnym czasie, gdy Juan chciał powiedzieć mocodawcy, czego się dowiedział, tamten nie chciał już słuchać. Powiedział, że zmienił zdanie, że lekarz zawsze był wobec niego w porządku, a co robił wobec innych, to już go nie interesuje, bo każdy ma jakieś przewinienia na swoim koncie. W dalszym ciągu będzie utrzymywał kontakty z lekarzem. De Vera zastanawiało, czy przyjaźń z kimś, kto porobił tyle świństw, czy to możliwe? Czy można w ogóle o czymś takim nie wspominać i nie drążyć tego tematu?

      W tej książce   sporo jest nawiązań do przeszłości Hiszpanii, a szczególnie do czasów gen. Franco. Ludzie w czasie wojny domowej i kilkadziesiąt lat potem zachowywali się różnie, niektórzy robili świństwa. Potem następował proces udawania, że nikt niczego złego nie zrobił . W Hiszpanii żadna z partii politycznych nie przeforsowała lustracji i nikt nikogo za nic nie rozliczał. Po rządach Franco ludzie z kolei zaczęli robić wszystko na odwrót, szybko postępowało odwracanie się od Kościoła. Opisy zachowań ludzkich w takich realiach są szalenie ciekawe. Wiele osób usiłowało ukryć swoją przeszłość, udawać, że są kimś innym, niż byli w rzeczywistości.    

  

        Dla mnie jest to jedna z lepszych książek Mariasa. Postawiałabym ja zaraz za „Twoja twarzą jutro”, która była nie tylko moją książką roku, może będzie nawet i książką dekady. Z racji tego, że jest to trylogia i że wszystkich tomów nie wydano jednocześnie w tym blogu opisałam tylko ostatnią cześć, poprzednie czytałam jeszcze przed założeniem bloga. „Tak się złe zaczyna” to najnowsza książka tego pisarza, napisana w 2014r. Tą dojrzałość widać wyraźnie i w głębi rozważań psychologicznych i w stylu.

6/6






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz