Jakiś
czas temu przeczytałam niemal wszystkie, no prawie wszystkie, książki Kapuścińskiego.
Pozachwycałam się nimi i odłożyłam na
półkę. Przypominałam sobie o nich w trakcie przeprowadzek, a parę tygodni temu
przypadkowo natknęłam się na audiobooka.
Od dawien dawna lubię co jakiś czas wracać do starych lektur, wspominałam już o
tym. O powracaniu do starych lektur pisze m. in. i Kapuściński w „Podróżach z
Herodotem”. I zgadzam się z nim
całkowicie. Gdy sięgamy po określoną książkę kolejny raz, nie jesteśmy już tą
osobą, która czytała tą książkę wcześniej, mamy inne doświadczenia osobiste,
zawodowe, dodatkowe książki czy filmy za sobą, w tym czasie zmienił się też
świat. I książka już też nie jest ta sama, odkrywamy w niej coś nowego, na co
wcześniej nie zwróciliśmy uwagi, albo co wydało się nam nieważne. „Dzieje”
Herodota były dla Kapuścińskiego jedną z ważniejszych książek, zabierał ją ze
sobą w podróże przez kilkadziesiąt lat. A
ja z kolei w „Podróżach z Herodotem”, odkryłam sporo nowych kwestii, a z kolei pod
ich wpływem nasunęło mi się całkiem sporo refleksji, które wcześniej mi się nie
nasuwały.
Kapuściński częściowo streszcza to, o
czym pisał Herodot, w bardziej skondensowanej formie oczywiście i wplata w to
osobiste refleksje o swoich podróżach, o historii, o ludziach i całej masie
innych rzeczy. Herodot – „Ojciec historii” napisał dzieje świata, opierając się
głównie na wiedzy zdobytej w czasie
permanentnych podróży i na słuchaniu opowieści ludzi, tak jak robiłby to
współczesny reporter. W odróżnieniu do
innych ówczesnych historyków, starał się patrzyć na wszystko nie zaściankowo, ale globalnie,
zastanawiając się np. nad skutkami określonej bitwy, nie ogranicza się tylko do
skutków krótkotrwałych, ale patrzy długofalowo i myśli o skutkach nie tylko dla
miejsca, gdzie stoczyła się bitw, ale i dla
całego kraju i krajów sąsiedzkich. Pisze głównie o historii Grecji i Persji, ale
patrzy na nie jak na starcie Wchodu z Zachodem, które trwa właściwie do dnia dzisiejszego.
Pod pojęciem Zachodu rozumie ówczesną Grecję z jej systemem wartości, z
demokracją, respektowaniem praw jednostki, rozwojem kultury i sztuki . A Wschód
z kolei to rożne rodzaje dyktatury, gdzie jednostka zupełnie się nie liczy.
Jest to szalenie ciekawe, ale ciekawsze
jeszcze są refleksje autora. Najbardziej rzucające się w oczy czy uszy w
przypadku audiobooka, jest empatia
autora i otwarcie na Nowe. Do nowych miejsc i kultur podchodzi w ten sposób, że
z każdego miejsca chce coś wynieść – nie w sensie materialnym oczywiście – i każde
uważa za godne uwagi .
Podobnie jest i z ludźmi, nie uważa się
za kogoś lepszego, lepiej wykształconego, mądrzejszego, rozmawia z każdym i każdy
go wzbogaca. Przyszło mi na myśl, czy to nie jest aby klucz do zrozumienia
tego, dlaczego reporter przeżył tak wiele niebezpiecznych sytuacji i tak wiele
wojen. Na to, gdzie wybuchnie np. bomba, albo jak poleci przypadkowo
wystrzelona kula, nikt nie ma wpływu. Ale Kapuściński przeżył sporo sytuacji,
gdy mógł być zabity np. przez przechodzący przypadkowo obok patrol w afrykańskim
kraju ogarniętym rebelią, gdzie nienawidzi się białych. O takiej sytuacji
wspomina nawet i w tej właśnie książce. Refleksje, dlaczego właśnie przeżył, są
wyłącznie moje. Otóż według mnie nastawienie drugiego człowieka się wyczuwa,
nie ma do tego nic wykształcenie, wiek, stanowisko czy inne rzeczy. Nienawiść
czy niechęć, albo ukrywana pogarda emanuje. Z Kapuścińskiego emanowało coś
odwrotnego, może przeżył właśnie dlatego? Cała jego twórczość jest głosem za tym, aby
ludzi łączyć, a nie dzielić. Od jakiegoś czasu zabieram za przeczytanie czegoś
Oriany Fallaci. I nie mogę się zabrać, bo różne jej wypowiedzi kojarzą mi się,
może niesłusznie, z nawoływaniem do nienawiści i mściwości. U Kapuścińskiego
tego problemu nie ma.
Zastanawiająca jest chociażby
refleksyjność autora. Sama widzę po sobie, że rosną mi stosiki książek, które
chcę przeczytać. Kiedyś się zorientowałam, że po przeczytaniu zapominam książki, a czasu na głębsze refleksje mi brakowało.
Od kiedy zaczęłam pisać bloga, sytuacja poprawiła się dość znacznie. Ale są książki,
które wymagają głębszej refleksji, niż tylko wpis w blogu. Wracanie do „Dziejów”
Herodota i inspirowanie się nimi przez kilkadziesiąt lat jest naprawdę godne
podziwu.
Stanisław Brejdygant jest w tym przypadku
lektorem idealnym. Czyta spokojnie tak, jakby to on był Herodotem czy
Kapuścińskim. Jest zresztą w podobnym
wieku, co oni, gdy pisali swoje dzieła, nie ma więc dysonansu.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz