Nie spodziewałam się po tej pozycji czegoś szczególnego, ale mimo tego rozczarowanie było wielkie. Niestety z treści wieje nudą, a wszystko, co jest opisywane, zarówno wydarzenia społeczne czy polityczne, jak również z życia osobistego, są potraktowane szalenie powierzchownie. Wystarczy popatrzeć na objętość książki, w tak krótkiej formie nie da się opisać zarówno wydarzeń z całego świata i całego życia autorki.
Nie zauważyłam tu ani głębi, ani jakiegokolwiek indywidualizmu. Autorka całe życie przebywała w czymś w rodzaju szklanej "bańki" i utrzymywała kontakty tylko z ludźmi, myślącymi tak, jak ona, tzn. z osobami o mocno lewicowych poglądach. Nie oceniam, czy poglądy te są złe, czy dobre. Problem polega na tym, że są hermetyczne i autorka byłą totalnie zamknięta na jakiekolwiek inne myśli. Ernaux używa stale określenia - my. Przykładowo my głosowaliśmy na określoną osobę, my się cieszyliśmy, my martwiliśmy itp. Wszyscy ludzie z jej kręgu w wieku studenckim zawarli małżeństwa, wszyscy mieli dzieci i mieszkali w Paryżu, w późniejszym czasie do każdego te dorosłe już dzieci przychodziły na niedzielny obiad wraz partnerami, znajomymi, a potem z wnukami. Jest to kuriozalne. Tak, jakby opisywane były klony, albo wytwory z jakiejś futurystycznej wizji, np. z "Nowego, wspaniałego świata" Huxleya.
Oczytanie Annie Ernaux jest też dość specyficzne, bo czyta tylko tylko autorów, którzy prezentują również tylko ten sam światopogląd, co i ona. A do tego autorzy są też dobrani według pewnego schematu, czyli są to głównie Francuzi, do tego dosłownie parę najbardziej znanych nazwisk z całego świata. Nie padło ani jedno mniej znane nazwisko. Ani razu też nie było mowy o tym, że zapoznała się z utworem autora z innej nieco "bańki" i że np. coś ją w nim zastanowiło, nic z tego.
Wszystko co działo się na świecie, jest potraktowane niewyobrażalnie powierzchownie, a do tego uwidacznia się brak wiedzy w zakresie innym, niż Francja. Dość kuriozalnie potraktowana została Europa Wschodnia i Środkowa. Jak to napisała autorka, ludzie z tej części świata nagle pojawili się po upadku Muru Berlińskiego. Wcześniej po prostu nie zawracała sobie głowy tą częścią Europy, jako niegodną uwagi pod jakimkolwiek względem. Zauważyła, że wraz z mieszkańcami tego rejonu pojawiła się religia, co równoznaczne jej zdaniem jest z zacofaniem. Gdy zaś wspomniała o wojnie na Bałkanach w krajach byłej Jugosławii, to wspomniała, że kraje które prowadzą wojnę są na niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Teza ta nie dotyczy tylko państwa agresora, napadniętego również. Nie wiem, jak Ernaux odnosi się teraz do wojny w Ukrainie, wątpię, aby po ataku Rosji głosiła publicznie takie idiotyzmy, ale wcale nie zdziwiłabym się, gdyby nadal tak uważała. Przypomniało mi się, jak w "Listach z Polski" Joseph Roth, geniusz, który nigdy nie dostał Nobla, napisał o tym, w jaki sposób społeczeństwa Zachodu postrzegają nasz region. Według niego istnieje coś takiego jak "zachodnioeuropejska pycha cywilizacyjna". I tak dokładnie pasuje to do hołubionej noblistki.
Ciężko jest znaleźć jakieś plusy tej książki. Można podziwiać autorkę, że w tak zaawansowanym wieku jeszcze jej się chce coś robić. Język, w jakim została napisana książka jest godny uwagi. Szkoda tylko że w tym wyrobionym stylu, Ernaux tak naprawdę nie miała niczego ciekawego do przekazania.
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz