Książkę bardzo dobrze się czyta, napisana jest przystępnym językiem, świetnie jest też przetłumaczona. Sama treść jednak była dla mnie nieco rozczarowująca, brakło mi głębszej psychologii. Przeczytać jednak warto.
Porażające były dla mnie opisy kryzysu gospodarczego w Portugalii w 2008r., to jeden z atutów tej powieści. Jeden z bohaterów, człowiek zbliżający się do 40-tki, inteligentny, wykształcony, znający języki obce, stracił niezłą pracę, mieszkanie i stał się bezdomnym. Jego starania o znalezienie czegokolwiek za jakiekolwiek pieniądze, czyta się z prawdziwą grozą. Jego kolega nie miał siły na walkę z rzeczywistością do tego stopnia, że dokonał napadu, za co poszedł siedzieć. Żona tego drugiego musiała utrzymać siebie i dorastającego syna, pracowała niemal 24 godziny na dobę, ledwo żyła ze zmęczenia. Podobne obrazy były w fenomenalnych "Pocałunkach składanych na chlebie", Hiszpanki Almudeny Grandes, o których pisałam tutaj, gdzie opisywany był ten sam kryzys, ale w Hiszpanii, autorka opisała jednak sporą grupę bohaterów i pokazała całe spektrum sytuacji i zachowań ludzkich. Tutaj D. Machado skupił się na kilku bohaterach i pokazał ich sytuację głębiej.
W książce przewija się motyw odczuwania szczęścia, jeden z bohaterów, Xavier, cierpiący na poważną depresję, interesował się wyliczaniem współczynnika szczęścia konkretnej osoby lub narodu. Pytał innych: na ile oceniasz swój poziom szczęścia w skali od 1 do 10? Postacie, opisywane przez D. Machado w różnych okolicznościach zastanawiają się nad tą kwestią, nad tym co wpływa na ten poziom. Sam Xavier powiedział np., że nie chciałby mieć nic wspólnego z osobą, która swój poziom szczęścia ocenia na 9 czy 10. Najpierw wydało mi się to niedorzeczne, ale książka daje do myślenia. Po namyśle doszłam do wniosku, że faktycznie, tak wysoki poziom szczęścia można mieć chyba tylko wówczas, gdy ktoś w ogóle nie interesuje się tym, co dzieje się w świecie, gdy nie czuje empatii ani wobec innych ludzi, których spotykają nieszczęścia, ani wobec cierpiących zwierząt. Ale to też nie jest takie proste, otóż autor pokazał, że można jednak na chociaż chwilę osiągnąć najwyższy poziom szczęścia mimo tego, że wokół dzieje się tyle zła. Nie można zapobiec całemu złu, ale co nieco można zrobić, aby ten świat poprawić. Nie do końca przekonujące jest dla mnie to, że ostatni wyczyn dał Dawidowi tak gigantyczną satysfakcję, wcześniej robił jednak rzeczy bardziej potrzebne, może jedynie mniej spektakularne. Ale jest to kwestia dyskusyjna.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz