Niesamowita książka. Zafascynowała mnie i nie wiem, czy będę w stanie napisać o niej tak, jak na to zasługuje. Już z samego wstępu wiadomo jest, że nie jest ona tylko o powstaniu. Jest głównie o panicznym strachu i próbach pokonywania go, a także o postawach ludzi w sytuacjach absolutnie skrajnych, przypominających dantejskie piekło. I z tego właśnie powodu może zainteresować tych, którzy ani historią, ani tym bardziej powstaniem się nie interesują. Całość napisana jest w taki sposób, że bardzo ciężko jest się oderwać od tekstu, i co więcej, nie można potem przestać o nim myśleć. Szokujące było dla mnie i to, jak faktycznie wyglądała wędrówka po kanałach i to, jak zachowywali się ludzie, którzy się w tych kanałach znaleźli.
Jak się okazało, zdarzały się sytuacje, że ludzie świetnie sprawdzali się w konspiracji i w walce w powstaniu, ale kanały były ponad ich siły i fizycznie i psychiczne. Właśnie już we wstępie opisany jest przypadek 3 cichociemnych, którzy musieli poprosić przewodniczkę o zawrócenie. Ale bywało i odwrotnie, zdarzały się przypadki, że ludzie właśnie w takich ekstremalnych sytuacjach się odnajdowali, odgadywali chociażby, według jakiego klucza Niemcy atakują, wrzucając granaty, a jeden z powstańców np. opracował koncepcję ataku na Niemców właśnie z kanałów.
Autor opowiada o powstaniu chronologicznie, koncentruje się jednak właśnie na tym, co działo się w kanałach. Posiłkuje się licznymi materiałami źródłowymi, rozmawiał też z powstańcami. Dla wielu z nich właśnie kanały były najbardziej dramatyczną częścią powstania. Nie było tak, jak wydawało mi się wcześniej, że w kanałach przez całe powstanie było tak samo, tzn. ciężko i można było zginąć tylko od granatu, rzuconego przez Niemców. Jak wynika z książki, do czasu ewakuacji Starówki w kanałach panował względny porządek, szło się z przewodnikiem, a zagrożenia ze strony Niemców nie było, co wynikało z tego, że po prostu nie wiedzieli oni wówczas jeszcze o wykorzystywaniu kanałów.
W końcowej fazie powstania, gdy trwała ewakuacja Mokotowa, kanały przypominały piekło. Ludzie umierali tam z wycieńczenia, niektórzy wariowali i np. strzelali do innych. Niektórzy popełniali samobójstwa. Niemcy zaś nie tylko wrzucali do kanałów granaty, ale wlewali benzynę i podpalali ją, wlewali różne żrące materiały, w kanałach budowali barykady, uniemożliwiające powstańcom dalszą drogę, podnosili poziom wody, aby ludzie się potopili. Do tego dochodziły trudności związane z szalenie małą przestrzenią w wielu kanałach, w niektórych trzeba było się czołgać, brakowało powietrza. Idąc można było natrafić na ludzkie zwłoki, albo na ludzi w agonii, którzy chwytali idących i chcieli ich ściągnąć na dno kanału. Dlaczego w tych samych warunkach jedni byli w stanie nawet pomagać rannym, a inni popadali w obłęd w dosłownym znaczeniu tego słowa? Wyświechtany już frazes, że psychika ludzka jest niezbadana, pozostaje chyba jedyną odpowiedzią.
Wykonanie audiobooka jest bez zastrzeżeń, ale zamierzam i tak kupić książkę, są w niej zdjęcia, można poza tym łatwiej wrócić do pewnych fragmentów.
6/6