Joseph Roth jest moim odkryciem literackim mijającego roku. Postrzegam go jako geniusza literatury, piszącego wspaniałym językiem, wyjątkowego znawcę ludzkich charakterów i człowieka pełnego empatii dla ludzkiej krzywdy. Pisałam już o kilku innych jego książkach, a w właściwie o zbiorach reportaży czy felietonów, jestem pod ich wrażeniem do dziś.
Wydawnictwo Austeria wykonało kawał dobrej roboty, decydując się na druk całości dzieł Josepha Rotha. Zgadzając się z wydawnictwem w całości co do wartości tych dzieł, "Hotel Savoy" nie jest jednak dla mnie "powieściową metaforą drogi na Zachód", jak to wynika z odwrotu okładki. Autor opisał tu swój pobyt w hotelu i historie ludzi, którzy w nim mieszkali. Raczej nie nazwałabym tej pozycji powieścią.
Największa wartość tej książki to dla mnie fenomenalne, ale krótkie, wręcz sygnalizacyjne opisy charakterów ludzkich wielka empatia dla ludzi biednych i skrzywdzonych. Roth w kilku zdaniach, czasem nawet i w jednym, był w stanie opisać zasadnicze cechy określonej osoby. Nie wiem, jak on to robił. Z pewnością lubił obserwować ludzi, sam o tym pisał i to nawet właśnie w "Hotelu", i nie koncentrował się tylko na sobie. Nie gapił się na nich bezmyślnie, tylko właśnie obserwował i wyciągał wnioski. Nie ulega wątpliwości, że musiał też mieć ku temu zdolności wrodzone, tak jak np. nieliczni mają słuch absolutny i ci bez tego daru w dziedzinie muzyki tym ze słuchem absolutnym nie dorównają nigdy. Świetne portrety psychologiczne z czytanych przeze mnie pisarzy tworzyła Agata Christie i Javier Marias, każdy robił to inaczej. I do tej dwójki dołącza jeszcze Joseph Roth.
Joseph Roth patrzył na człowieka bardzo głęboko, widział całą złożoność charakteru, wszystkie wzajemne sprzeczności. O występującym epizodycznie kapitanie policji wspomniał, że "był dobrym i próżnym człowiekiem". Reżyser z Monachium z kolei "jest złym człowiekiem, kłamie nie dla przyjemności, sprzedaje swoją duszę za marne grosze". A cóż to znaczy "sprzedawać swoją duszę"? Fenomen Rotha polega m.in. na tym, że krótka treść i zwięzła forma dale szalenie dużo do myślenia. Dla mnie sprzedający duszę dla pieniędzy robi coś wbrew sobie, wbrew wewnętrznemu systemowi wartości, albo świadomie służy złej sprawie. Ale może inny czytelnik jeszcze inaczej będzie to rozumiał. Kontrowersje wśród gości hotelu, a zarazem olbrzymie nadzieje budził bogacz Bloomfield, który przybył na chwilę z wizytą. Autor zobaczył go, jak na cmentarzu odwiedzał grób ojca, a potem dał jałmużnę żebrakom. Czy był to odruch serca? "Dawał pieniądze, ażeby wykupić swoją duszę od grzechu złota". Też można oczywiście zastanawiać się, jak można to rozumieć. Zdecydowanie więcej czasu można poświęcić na rozmyślanie o książce, niż na samo jej przeczytanie. A gdy przyglądał się biedakom i innym, którym się nie powiodło, napisał o nich tak "Źle się ludziom wiodło. Sami sobie gotowali los, a mniemali, że pochodzi od Boga. Byli oplątani tradycjami, tysiące nici krępowało ich serca, a ich własne palce przędły te nici. Na wszystkich drogach ich życia stały tablice z zakazami ich bogów, ich policji, ich królów, ich klas. Tu nie wolno im było iść dalej, a tam zatrzymać się. A gdy tak przez parę dziesiątków lat rzucali się, błądzili i bezradnie się rozglądali, umierali w łóżkach i pozostawiali swoją nędzę potomkom".
I jeszcze dodatkowy drobiazg. Minimalistyczna okładka. Żadnych zdjęć, rysunków. Liczy się tylko treść. W przypadku takiej literatury przyjemnie bierze sie do ręki.
6/6
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz