Teatr Dramatyczny w Warszawie reż. Gabor Mate
Jedna z najzabawniejszych komedii Szekspira pokazana została w wersji "na smutno", jako tragedia. Pozwala to popatrzeć na sztukę z innego punktu widzenia, niż standardowy. Są elementy śmieszne, ale nie ma ich za wiele. Tekst jest oryginalny, tzn. w tłumaczeniu K. I. Gałczyńskiego. Scenografia jest szalenie uboga, aktorzy występują w strojach współczesnych, muzyka też jest współczesna.
Smiać się odechciewa, gdy elfy z orszaku Tytanii są schorowanymi starcami o kulach lub z chodzikiem, w ohydnych strojach, kojarzących się ze szpitalem. Patrząc w ten sposób można dostrzec zamiast komizmu tragizm. Nadprzyrodzona ingerencja Puka, na skutek której Lizander nagle odkochał się w Hermii i zakochał się w Helenie, może być odbierana jako wizja człowieka, będącego igraszką w rękach sił wyższych. Zamiast aspektu zabawnego w tej sytuacji można też dostrzec chwilową co prawda, ale jednak mini tragedię Hermii, porzuconej bez żadnej dostrzegalnej przyczyny i to w jednej chwili. Z wątku Hermii można zapamiętać koszmarnego ojca, dla którego interes polityczny był ważniejszy, niż szczęście córki i z tego powodu dał jej wybór: albo ślub z niekochanym mężczyzną, albo klasztor. Przypatrując się niemal każdemu aspektowi komicznemu , można dostrzec też i warstwę dramatyczną.
Jest to dość oryginalne spojrzenie na sztukę, ale dla mnie nieprzekonujące. Z każdej komedii można w ten sposób zrobić dramat i stać na stanowisku, że w życiu nie ma nic śmiesznego. Wolę w tym przypadku interpretację standardową.
3/6