Bez
„Kota, który..” w tym blogu obyć się nie może. Pisałam ostatnio o nim tutaj. „Kot,
który wąchał klej” to tom ósmy serii. Qwill osiedlił się już na dobre w Pickax,
zintegrował się już z mieszkańcami tej miejscowości, ma nawet swoje sympatie. W
tym tomie zostaje jakby postawiona kropka nad przysłowiowym ”i”, bowiem od
czasu zamieszkania we wspomnianym miasteczku, nasz bohater żył jakby jako
darmozjad, tzn. ze spadku po przyszywanej ciotce. Nie czuł się z tym najlepiej.
Wmówił sobie, że chce napisać książkę i przez to też nie angażował się w inną
pracę. W poprzednim tomie zasygnalizowane było, jak bardzo zaangażował się w
powstanie lokalnej gazety. Sprowadził swojego przyjaciela Archa Rickera z drugiego końca kraju, aby mógł on zostać
wydawcą. W tym właśnie tomie Qwill uzmysłowił sobie, że brakuje mu
dziennikarstwa, które kochał i porzucił. Dołączył więc do zespołu redakcji i
podjął się pisania felietonów, których tematyka miała zależeć tylko od niego. Zdecydował,
że chce pisać o ciekawych ludziach, którzy robią ciekawe rzeczy. Wyszukiwać miał
ich koło siebie. Począwszy od tego właśnie tomu, będzie realizował się właśnie
jako felietonista, czy nawet i reportażysta.
W tym tomie nie miał żadnych wątpliwości,
o kim chce pisać. W miasteczku był antykwariat, prowadził go Eddington Smith,
zaawansowany wiekiem fascynat książek i kotów, opiekun kota o imieniu Winston,
rezydującego w antykwariacie. Qwill sporo rzeczy kupował u Eddiego. Dla
antykwariusza książki były pasją życia i nie zmieniały tego marne dochody z tego interesu. Poza kupowaniem czy
sprzedawaniem książek zajmował się też ich naprawą, a także konserwacją i
opieką. Bogaty księgozbiór z „białymi krukami” jednego z mieszkańców był pod
jego opieką. Antykwariusz znał cała masę aforyzmów, które wygłaszał na prawo i
lewo. Zaangażowany był też w próby i występu amatorskiego teatru.
Z racji tego, że Lilian Jackson Braun pisze
kryminały, w tym tomie również musi paść trup, jest ich nawet więcej. Ofiarami
okazało się młode małżeństwo, również zaangażowane w amatorski teatr. Podejrzenie
padło na osoby, które ostatnio oddawały się aktom wandalizmu w miasteczku.
W tym tomie, jak zresztą w każdym jest
scenka z moja ulubioną bohaterką, Amandą, dekoratorką wnętrz, która nie zwraca
uwagi na jakiekolwiek pozory i mówi prosto z mostu to, co myśli. Przybyła ona
do Qwilla sprawdzić, jakie postępy zrobiła w pracach jej asystentka. Qwill
wspomniał Amandzie na wstępie, że powinna być zadowolona, na co na ona mu
odparła, że nigdy z niczego nie jest
zadowolona. Odmówiła wspólnej kawy, zasłaniając się brakiem czasu, a także tym,
że kawa Qwilla nie nadaje się do picia, co zakomunikowała mu wprost. Qwill chcąc
podtrzymać konwersację, podjął temat morderstwa i wyraził ubolewanie, że społeczność
poniosła stratę, na co Amanda odparowała mu, że ofiary to „nie byli święci,
jakimi miejscowi prostacy chcieliby ich
widzieć”. Qwill przypomniał o zaangażowaniu zmarłych w rozmaite fundacje, co
ona zripostowała stwierdzeniem, że w ten sposób dopieszczali własne ego, a
pieniędzy i tak na nic nie dawali.
Nie
mogło się obyć bez problemów z Koko i Yum Yum. W tym tomie kotka zaczęła
załatwiać się poza kuwetą. Qwill zaliczył rozmowę z kocia terapeutką, amatorką,
która wypytała go, czy kotka aby nie żyje w stresie, czy w jej życiu zaszły
jakieś zmiany itp.
Co do życia uczuciowego Qwilla, to pozostawało
ono w zawieszeniu. Polly chciała nim rządzić, co spowodowało zerwanie kontaktów.
Kręcąca się przy nim Fran z kolei
popełniła straszliwe błędy: nie wykazywała żadnego zainteresowania ani Koko i
Yum Yum, ani jego pisaniem. Co więc Qwill będzie mógł puścić w zapomnienie? Próby
rządzenia nim, czy ignorowanie jego kotów i jego pasji pisania? Odpowiedź jest
już w tym tomie.
Qwill w tym tomie cały czas rozwijał się jako
czytelnik. Przy pomocy wspomnianego już antykwariusza zaczął kompletować wszystkie
dzieła Dickensa, swojego ulubionego pisarza. A aktualnie czytał biografię Benjamina
Franklina.
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz