Czytanie mojej ulubionej serii o kotach trwa
nadal i zważywszy na to, że seria liczy 30 tomów, jeszcze będzie trochę trwać. Pisałam
już wielokrotnie o wcześniejszych tomach, ostatnio tutaj. W tomie siódmym Qwill
zadomowił się już niemal w miasteczku Pickax, mieszkał ze swoimi kotami – Koko i
Yum Yum i z gospodynią w budynku, będącym częścią rezydencji przyszywanej ciotki.
Wydarzeniem, które wstrząsnęło w tym tomie miasteczkiem, była nagła śmierć w
wypadku samochodowym nestora rodu Goodwinter, właściciela jedynej miejscowej
gazety, pasjonata drukarstwa. Poza stratą osobistą dla rodziny i przyjaciół
była to też olbrzymia strata dla mieszkańców, ewenementem byłoby przecież miasto
bez gazety w dobie sprzed internetu. Qwill miał, jak się okazało, słuszne wątpliwości
co do tego, czy wypadek rzeczywiście był przypadkowy. Wątpliwości zaczęły się mnożyć, gdy wdowa
błyskawicznie powzięła pomysł, aby sprzedać majątek po mężu, łącznie z gazetą. Qwill
zaczął zastanawiać się, jak można byłoby pomóc ich synowi, zwanemu Juniorem. Trupów było
potem nieco więcej.
Kolejne
cechy rozpoznawcze całej serii to oczywiście koty i szeroko pojęte słowo pisane,
czyli książki i gazety. To właśnie z Polly, również z racji zamiłowania do
książek, Qwill znalazł wspólny język. W tym tomie Koko zaczął interesować się
twórczością Szekspira, tzn. podchodził do półek z książkami w domowej bibliotece
i strącał książkę. Tak się składało, że był to Szekspir. Polly była wyjątkowo
oczytana, sporo kwestii z Szekspira znała na pamięć, mogli więc z Qwillem nawet
wzajemnie cytować sobie określone fragmenty. Poza tym Polly, tak jak i Qwill,
była w średnim wieku, majątku nie miała,
nie podróżowała do dalekich krajów, miała natomiast urok osobisty i wiedzę o
literaturze. Bibliotekarka ta również będzie przewijać się we wszystkich
następnych tomach.
Nie mogłoby obejść się bez fragmentów o
kotach. Kolejna ciekawa bohaterka to znawczyni kotów, coś w rodzaju dzisiejszej
behawiorystki, Lori Bamba. Qwill radził się jej w przypadku problemów z kotami.
Ona np. doradziła mu właśnie, że z kotami trzeba rozmawiać, mówić do nich, do
czego skwapliwie się dostosował. Koko jak zwykle zgotował też sporo
niespodzianek. Gdy w domu urządzono przyjęcie i wszyscy zaproszeni byli
zgromadzeni w jednej sali, rozległ się dźwięk domowej windy. Każdy zwrócił się
w tamtą stronę z zainteresowaniem, któż to może nią jechać. A gdy drzwi się
otwarły, ukazał się sam Koko ze zdechłą myszą w pyszczku, przedefiladował przed
gośćmi i wyszedł. Koko i Yum Yum wykazały się też zdolnościami paranormalnymi.
Gdy Qwill utknął w zamieci śnieżnej, mógł stracić życie, były wyjątkowo
niespokojne, nie spały, miauczały i wyły.
W tym tomie pojawi się również zarys
inicjatywy, rozwiniętej w tomie następnym, mianowicie reaktywowania miejscowej
gazety, mimo śmierci nestora Goodwintera. Qwill nawiązał kontakt z dawnym
znajomym „szalonym przedsiębiorcą, który niestrudzenie poszukiwał nowych wyzwań
albo ryzykownych przedsięwzięć” i złożył mu propozycję zainwestowania w taką gazetę.
W następnych tomach można śledzić tą inicjatywę.
6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz