czwartek, 26 czerwca 2025

Patric Modiano „Żebyś nie zgubił się w dzielnicy”

 

        Książeczka jest naprawdę krótka, akcja znikoma, autor skupia się na wewnętrznych przeżyciach narratora, jego refleksjach, są też liczne retrospekcje. Czytałam wcześniej „Zagubioną dzielnicę” Modiano, pisałam o niej tutaj, byłam nią zachwycona. Tym razem życie narratora, paryżanina, zostało zakłócone przez nieznanego mu mężczyznę, który zakomunikował mu, że znalazł jego notes z telefonami. To wydarzenie i kontakt ze znalazcą i jego młodą partnerką, dały asumpt do rozmyślań o czasach dzieciństwa, kiedy to opiekowała się nim pewna kobieta, przypominająca partnerkę znalazcy.

        Narrator nie żył na szczęście w czasach wojny, w dzieciństwie nie spotkał się z pedofilem, nikt się nad nim nie znęcał. Ale miały miejsce wydarzenia dla dziecka bardzo ważne, częściowo traumatyczne, które później wyparł z pamięci. Spotkałam się z teoriami psychologów, że trudne wydarzenia z dzieciństwa powinno się przepracować. Mam wątpliwości, czy to ma sens. Ale w tym przypadku te minione sytuacje ciążyły na narratorze, to nie było tak, że coś minęło i powrót do tego nie miał sensu. Miał sny, które prześladowały go całe życie i coś mu przypominały. Wpadł nawet na pomysł, aby kupić dom, w którym kiedyś mieszkał, wówczas „będzie szukał sekretnych schodów i ukrytych drzwi. W końcu znajdzie to, co stracił i o czym nigdy nikomu nie mógł powiedzieć”. Właściwie to stracił cząstkę siebie.

        Tytuł książki jest nakazem opiekunki z dzieciństwa, która bała się, aby chłopak po prostu się nie zgubił. Przestrzeganie tego nakazu nie było trudne, ale za to w późniejszym czasie pogubił się w życiu. Nie jest to wprost powiedziane, ale raczej nie był ani spełniony ani szczęśliwy. I te zepchnięte do podświadomości wydarzenia prawdopodobnie mogły tu odegrać swoją rolę. Czy faktycznie odegrały i rzeczywiście nie był on szczęśliwy? Modiano mnoży pytania, odpowiedzi nie daje.

    Zagubiona dzielnica” była bardziej uniwersalna, nie odwoływała się ani do dzieciństwa ani do traumatycznych wydarzeń, a też dawała sporo do myślenia. Zdecydowanie jednak warto.

7/10

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Maciej Siembieda „Sobowtór” – audiobook, czyta Mariusz Bonaszewski

 

        Co powinno zrobić muzeum, gdy pojawia się wątpliwość co do autentyczności jednego z obrazów znanego malarza ze zbiorów tego muzeum? Czy powinno poddać obraz badaniom i w razie wykluczenia autentyczności, oficjalnie o tym poinformować? Czy raczej odstąpić od badań, przyjmując, że nie ma żadnych wątpliwości i korzystać z pieniędzy od tłumu zwiedzających? Ten ciekawy dylemat dotyczący m. in. jednego z polskich muzeów, pojawia się dopiero na sam koniec książki. A poza tym zbyt wiele ciekawych rzeczy w tej powieści nie znalazłam, było jeszcze trochę nudno. 

        Intryga kryminalna, czyli w tym przypadku fikcyjna historia genialnego fałszerza obrazów, kopiującego po mistrzowsku Hansa Holbeina, mogłaby być ciekawa. Ale nie była. Sugestie, że fałszerz żyje kilkaset lat, że ma nadnaturalne moce, były od początku dziecinne. Wątek ten został później wyjaśniony. O twórczości Holbeina również zbyt wiele nie można się dowiedzieć. To że malował z fotograficzną dokładnością jest oczywiste dla każdego, kto popatrzy na jego dzieła.

        Jak do tej pory najlepszą książką o fałszerstwach dzieł sztuki, jaką czytałam, była „To ja byłem Vermeerem” autorstwa Franka Wynne. Jest to pozycja o prawdziwym fałszerzu, który po wojnie został oskarżony o sprzedawanie obrazów Vermeera nazistom. Wówczas wykazał, że to on je namalował, naśladując styl Vermeera. Historia ta zrobiła spore zamieszanie na rynku sztuki, pojawiły się dylematy, czy muzea, posiadające w zbiorach Vermeera, faktycznie go mają, czy też mają tylko obrazy naśladowcy mistrza. Pisałam o tej książce tutaj.

        Osadzanie części wydarzeń w czasie II wojny miałoby swoje uzasadnienie, gdyby Siembieda miał na ten wojny do powiedzenia coś nowego, gdyby chciał wydobyć z mroku zapomnienia jakąś historię, gdyby chciał przedstawić wydarzenia pod jakimś innym kątem itp. W tym przypadku niczego nowego się nie dowiedziałam.

   5/10

środa, 18 czerwca 2025

Philip Ardach „Świat Muminków stworzony przez Tove Jansson”

 

Pozycja idealna dla miłośników Muminków. Jest to swoistego rodzaju kompendium wiedzy o Muminkach. Gdy czyta się coś po raz pierwszy, albo po bardzo długiej przerwie, z reguły zwraca się uwagę na akcję. Tutaj przedstawione są sylwetki poszczególnych postaci, a z racji tego że wszystkie one mają ludzkie cechy, to każdy czytelnik odnajdzie wśród nich siebie. Raczej mało prawdopodobne, aby ktoś odnalazł się tylko w jednej postaci, ale najprawdopodobniej dostrzeże u siebie cechy kilku opisywanych bohaterów. Pod bajkowymi postaciami kryje się głęboka prawda psychologiczna. Jest tu np. Mama Muminków, która musi mieć wokół siebie bliskie osoby nie tylko z rodziny, ale i każdego, kto chce z nimi zamieszkać. Ale jest i Włóczykij, który potrzebuje i bliskości i wolności i samotności, wiosnę i lato spędza w Dolinie Muminków ze swoim najbliższym przyjacielem Muminkiem, ale z końcem lata wyrusza na wędrówkę w nieznane.

Jest też trochę informacji o autorce i jej najbliższych, pozwala to lepiej zrozumieć opowieści o Muminkach. Pozwala zrozumieć ukryte konteksty. Gdy czyta się komecie zagrażającej dolinie, czy powodzi, to bajkowa sceneria nie pozwala odczuwać grozy. Oczywistą rzeczą jest, że Muminkach nic złego nikomu stać się nie może. Nie jest to spojler, tylko naprawdę podstawa podstaw wiedzy o Muminkach. Ale gdy wie się, że konkretna opowieść została napisana w czasie wojny, to inaczej się na wszystko patrzy, ma się świadomość ukrytych znaczeń. Komuś opowiadanie o strasznych czasach za pomocą bajkowych postaci może wydać się trywialne, ale dla wielu jest odwrotnie, bo to właśnie takie obrazy przemawiają wyjątkowo mocno do każdego.

Na kartach książki są tez m.in. wybrane powiedzenia z opowieści, mowa jest o różnych przedmiotach z doliny, czarodziejski kapelusz. Sporo jest rysunków autorki, wydanie jest piękne od strony wizualnej, czyta się świetnie.

8/10

czwartek, 12 czerwca 2025

Papież Franciszek „Autobiografia. Nadzieja”

 

        Zawsze wyjątkowo lubiłam Franciszka, a książka jest fascynująca. Jest to nie tyle autobiografia, co raczej zbiór refleksji na temat swojego życia i życia rodziny, ale wszystko to umieszczone jest w bardzo szerokim kontekście. Jest to więc częściowo książka historyczna, bo mowa jest np. o dziadkach emigrantach, którzy przybyli z Włoch do Argentyny, o wojskowych reżimach rządzących w Ameryce Południowej i w ogóle zasygnalizowane są niemal wszystkie ważniejsze wydarzenia, jakie rozegrały się w czasie życia Franciszka. Wątki związane z religią są oczywiście mocno eksponowane.

        Czytając uzmysławiałam sobie, jak bardzo europocentryczni jesteśmy prawie wszyscy żyjący w Europie. Franciszek powołuje się na wielu twórców literackich, w zdecydowanej większości nie są to Europejczycy i większości z nich nie znam, a przecież jednak sporo czytam. II wojna odcisnęła oczywiście na Ameryce Południowej swoje piętno, ale europejskie dramaty i traumy są nieporównywalnie makabryczniejsze. W Ameryce Południowej były inne problemy, znalazła się tam cała masa uciekinierów z Europy, część wcześniej uciekła z biedy, a część z kolei uciekła od wojny.

        Najciekawsze są jednak refleksje papieża, a bystrość umysłu w tak zaawansowanym wieku jest wręcz porażająca. Cały rozdział poświęcony jest np. humorowi i zadowoleniu z życia. Ten rozdział jest tak rewelacyjny, że powinni go czytać ludzie mający doła czy nawet depresję. Franciszek cenił wysoko ludzi dającym innym radość, zaprosił do Watykanu kiedyś komików. Uważa, że jest tyle powodów do radości, że życie we frustracji i wiecznym smutku nie przystoi żadnemu chrześcijaninowi. Wspomniał o tym, że od kilkudziesięciu lat codziennie odmawia modlitwę o dobry humor, która ułożył kilkaset lat temu Tomas Morus, kanclerz na dworze Henryka VIII. Franciszek pisze, że „Tam gdzie się ludzie śmieją, łatwiej o ducha pokoju, o zainteresowanie i troskę o drugiego człowieka”. „Ci którzy są zawsze ponurzy, sztywni, utknęli w czyśćcu lub są w piekle”. „Poczucie humoru to znak prawdziwej mądrości”. Szczególnie zastanawiające są spostrzeżenia na temat ludzi nieszczęśliwych, oczywiście są ludzie nieszczęśliwi z powodu przeżytych dramatów, ale są i inne sytuacje. Papież powołując się na świętego Filipa Neri i pisze, że „człowiek samolubny zawsze jest nieszczęśliwy, gdyż większość jego nieszczęść bierze się z nieumiarkowanej miłości własnej”. Franciszek krytykuje nawet „przedłużającą się w nieskończoność żałobę” jako niezgodną z życiem w Duchu Świętym. Oczywistą rzeczą jest, iż życie niesie ze sobą również i gorycz. Ale mimo to „trzeba za wszelką cenę unikać pogrążenia się w melancholii i nie pozwolić, by zatruwała nam serce”. Pięknie i porywająco pisze Franciszek o nadziei, marzeniach, ryzyku, walce o marzenia, o tym aby nie być obojętnym. „Życie to walka, to odrzucenie kompromisu wiecznej przeciętności”.

            Zaskakujące ale niewątpliwie trafne jest z kolei to, jakie grzechy Franciszek uważa za najgorsze. Nie są to bynajmniej grzechy cielesne. „O wiele poważniejszymi grzechami są te, które na pozór wydają się znacznie lżejsze, niemalże „anielskie . Mam tu na myśli pychę, nienawiść, kłamstwo, oszustwo, prześladowanie słabszych”.

         Kościół ostatnimi laty zasłynął ze swojego gorszego oblicza, wyszły chociażby na jaw skrywane głęboko afery pedofilskie, mieszanie się do polityki też budzi niesmak. Franciszek pokazuje inną, lepszą twarz Kościoła, a przy tym nie neguje oczywiście tego, co było złe.

10/10



sobota, 7 czerwca 2025

Ryszard Ćwirlej „Śmierci ulotny woal” – audiobook, czyta Bartosz Głogowski

 


    W olbrzymiej  masie kryminałów kryminały retro Ćwirleja trzymają poziom. Ćwirlej poza sporą dawką rozrywki dostarcza też sporą dawkę wiedzy o Poznaniu, ale nie w sensie dat i bezmyślnego przytaczania zdarzeń.

    Wśród Poznaniaków z książki, opisywanych w 1930 r. sporo jest takich, którzy walczyli w Wielkiej Wojnie, czyli I wojnie światowej, w powstaniu wielkopolskim, a potem w wojnie bolszewickiej. Powstanie wielkopolskie jest tym wyróżnikiem, który jest absolutnie unikalny w całych naszych dziejach, jedyne skuteczne, wygrane postanie, po którym większość Wielkopolski wraz z Poznaniem musiała już zostać przyłączona do niepodległego państwa polskiego.

    Intrygowało mnie zawsze, jak to się stało, że tam się udało, czy wynikało to tylko z okoliczności zewnętrznych? Czy życie pod niemieckim zaborem, gdzie w przeciwieństwie do rosyjskiego, panował porządek i dyscyplina, umiejętność logicznego i racjonalnego myślenia i tego typu czynniki, miały swój znaczenie? Nie robiąc żadnych historycznych wykładów, a jedynie retrospekcje do czasów m. in. powstania, Ćwirlej o tym właśnie pisze. Wszystkie te czynniki z pewnością odegrały swoja rolę. Wielkopolanie nie wywoływali powstań, nie mających żadnych szans na powodzenie. Znaczenie miały też kwestie psychologiczne. Wśród Poznaniaków sporo było takich, który czuli się Polakami, byli też zniemczeni, uważający się za Niemców. Sytuacja była mocno złożona, bo były mieszane małżeństwa, dzieci z tych małżeństw. Niejednokrotnie w ramach tej samej rodziny różne osoby miały inne poczucie przynależności państwowej. Ta świadomość złożoności sytuacji i racjonalna mentalność pozbawiona raczej romantycznych uniesień powodowała, że nikt ani nie chciał ginąć, ani niepotrzebnie zabijać.

    Ćwirlej opisuje kwestię odbicia lotniska przez powstańców. Z kart powieści wynika, iż przed decydującym starciem dowódcy atakujących i broniących lotniska dogadali się, uznając że lotnisko jest nie do utrzymania i szkoda przelewać niepotrzebnie krew. Poddanie się nie wchodziło w rachubę, atakujący udawali więc, że atakują, a broniący, że bronią, a następnym etapem scenariusza było zdobycie lotniska przez atakujących. Kwestia powstania jest oczywiście bardziej złożona, ale te fragmenty są wyjątkowo intrygujące.

    Poza tym w tym tomie można przyjrzeć się środowisku drobnych przestępców i arystokracji. Opisana jest też akcja prowokacyjna zorganizowana przez Niemców p-ko Polakom, mająca na celu wzbudzenie antypolskich nastrojów. Ta akcja jest fikcją literacką, ale trzeba mieć świadomość, że tego typu akcje faktycznie były przez Niemców przed wybuchem wojny organizowane.

8/10



piątek, 30 maja 2025

Joe Alex (Maciej Słomczyński) „Cicha jak ostatnie tchnienie” – audiobook, czyta Tomasz Bielawiec

 


Twórczość Macieja Słomczyńskiego przeżywa obecnie swoistego rodzaju renesans, dostępne są audiobooki, a w księgarni zobaczyłam nowe, piękne wydania dwóch książek. Konwencją nawiązuje on do Królowej Kryminału, pisywane osoby to z reguły ludzie wykształceni i zamożni, są nawiązania do historii, literatury, sztuki czy muzyki. Wydarzenia rozgrywają się często w angielskich rezydencjach, w luksusie, co pozwala na totalne oderwanie się od rzeczywistości.

Trochę przypomina to bajkę, ale tylko z pozoru, bo pod względem psychologicznym opisywane postacie nie są lalkami barbie, są wiarygodne. Jest to świetny, szybki i niegłupi relaks. Książka jest idealna na jedno długie popołudnie i wieczór.

W tym tomie właściciel zamku, położonego nad samym brzegiem morza, do tego na klifie, zaprosił gości i zorganizował zabawę, polegającą na odszukiwaniu Białej Damy, czyli ducha zamordowanej przed wiekami kobiety, która ponoć na zamku się pojawia. Każdy z gości ma swoje tajemnice, które powoli wychodzą na jaw. Okazuje się, że niemal każdy robił w przeszłości takie rzeczy, których nikt by się po nim nie spodziewał. Przesłanie Słomczyńskiego jest proste. Gdy spotykamy kogoś obcego, albo gdy nawet kogoś długo znamy, to powinniśmy mieć świadomość, że tak naprawdę to nie wiemy, do czego ta osoba jest zdolna, zarówno w dobru jak i w złu. Tutaj zaskoczenie jest faktycznie mocne.

Jeśli kto lubi Agatę Christie, to Joe Alex powinien mu się spodobać. U Alexa jest więcej elementów nowoczesności, Christie zmarła w 1970, a Słomczyński w 1998r., byli ukształtowani przez zupełnie inne epoki. Christie w „Autobiografii” ujawniła wielki sentymentalizm do czasów wiktoriańskich, które pamiętała z dzieciństwa. W czasie II wojny mieszkała w Londynie, opisała te również w „Autobiografii” niemieckie naloty i bombardowanie miasta. Słomczyński z kolei na kontynencie przeżył wojnę, gdzie było nieporównywalnie koszmarniej, niż na angielskiej wyspie, a potem totalitaryzm. Oboje jednak opisywali spokojne czasy, bezpieczne miejsca, piękne krajobrazy i rezydencje, pełne książek i obrazów. To bezpieczeństwo jest jednak tylko pozorne. Zło tkwi po prostu w ludziach, obojętne w jakich czasach, zawsze coś się może złego stać. Co z kolei nie stoi na przeszkodzie temu, aby cieszyć się każdą chwilą.

8/10
















wtorek, 27 maja 2025

Agata Christie „Pułapka na myszy”- spektakl teatralny Teatr Ateneum

 

Pułapka na myszy”, jeden z najbardziej znanych utworów Królowej Kryminału, ma w sobie coś tak bardzo przyciągającego ludzi, że w londyńskich teatrach jest grana nieprzerwanie od lat 50 –tych.

W małym angielskim pensjonacie zebrała się grupa przypadkowych gości, na zewnątrz szalała śnieżyca. Radio podawało, że w Londynie grasuje morderca, odnaleziono bowiem zwłoki zamordowanej osoby. W pensjonacie pojawił się policjant, który oznajmił, że policja otrzymała wiadomość, iż ten poszukiwany morderca jest właśnie w tym pensjonacie. Tytuł książki jest idealny, nastrój klaustrofobiczny. Z uwagi na śnieżycę nie dało się opuścić pensjonatu.

W pensjonacie było zaledwie kilka osób, tak więc nie ma większego problemu, aby zorientować się, kto kim jest, lub raczej za kogo kto się podaje. Robi się coraz ciekawiej, bo jedna z osób, goszczących w pensjonacie zostaje znaleziony martwa. Wydarzenia wciągając dosyć mocno. Stopniowo dowiadujemy się o gościach coraz więcej informacji. I to jest najbardziej frapujące.

Okazuje się, że goście skrywają różne tajemnice, większość ma coś do ukrycia. Niektórzy mają za sobą naprawdę traumatyczne przeżycia. Widać, jaki wpływ wywarły na nich wieloletnie traumy. Jedna z osób, mających coś takiego za sobą, na pierwszy rzut oka zachowuje się całkowicie normalnie, ale dość szybko ta niezagojona rana z przeszłości pęka pod wpływem nowych okoliczności. Inna osoba również po traumatycznych przeżyciach ma całkowicie zdeformowany charakter, stała się psychopatą. Ktoś inny z kolei jest bardzo zadowolony z siebie i nie ma świadomości, jak wiele zła kiedyś wyrządził. Królowa Kryminału potrafi pokazać tego rodzaju rzeczywistość ze sporą domieszką humoru, całość nie jest więc ciążka.

Sztuka jest świetnie zagrana, w jednej z głównych ról występuje Magdalena Zawadzka. jest też intrygująca warstwa muzyczna, można się wciągnąć w opisywane wydarzenia.

8/10




czwartek, 22 maja 2025

Lilian Jackson Braun „Kot, który jadał wełnę” tom 2 cyklu

 

Sięgnięcie po raz kolejny po cykl było świetnym pomysłem. Gdy czytam go teraz, w tym tomie zwróciłam uwagę na jeszcze inne aspekty, niż wcześniej (wcześniejszy wpis dostępny tutaj). Qwill, będący po przejściach dziennikarz śledczy, w nowym mieście, w nowej redakcji dostał do opisywania działkę o wnętrzach domów, o czym nie miał pojęcia.

Najbardziej interesujący wydali mi się teraz ludzie. Autorka ma unikalny sposób patrzenia na ludzi, odnajduje w nich to, co jest w nich jest najlepsze i najciekawsze. I patrzy na nich właśnie przez ten pryzmat. Przymyka jednocześnie oko na wady, które ma każdy. Nie idealizuje nikogo, ma pełną świadomość, jaki kto jest, ale stara się nie demonizować tych wad, podchodzi do nich z tolerancją, niekiedy się z nich śmieje.

W tym właśnie tomie Lilian opisała kolekcjonera kamieni szlachetnych, który zajmując się nimi, nie czuł, że bolą go plecy i był szczęśliwy. Inną opisaną osobą była kocia behawiorystka, aczkolwiek to określenie jeszcze w czasach pisania książki nie funkcjonowało. Trawnik pod jej domem porastały chwasty, dom wyglądał obskurnie. Gdy otworzyła drzwi, Qwill zobaczył kobietę w znoszonych kapciach, pofałdowanych pończochach, wokół której tłoczyły się koty. Gdy spojrzał na nią, zobaczył „rozciągniętą w słodkim uśmiechu pulchną twarz kobiety w średnim wieku”. Była ona szczęśliwa, zajmowała się swoimi kotami, szukała opiekunów dla bezdomnych kotów, doradzała, jak postępować z kotami. To właśnie ona doradziła Qwillowi, gdzie może szukać kotki syjamskiej, którą opiekun właśnie wyrzucił z domu. Dodała, że kot Qwilla, Koko, zachowuje się dziwnie, niszczy meble, wyjada z tapicerki meblowej wełnę, z powodu samotności. Kocia towarzyszka mogła rozwiązać ten problem. Qwill odnalazł tą kotkę, od tego czasu zawsze już będzie żył w towarzystwie dwóch kotów: Koko i Yum Yum.

10/10

wtorek, 20 maja 2025

Izaak Baszewis Singer „Ruda Kejla” – audiobook, czyta Marcin Popczyński

 

        Sięgnęłam po „Rudą Kejlę” głównie z uwagi na opisy Warszawy z początku XX wieku, no i na psychologię. Warszawa jest, żydowska, biedna, pełna slumsów, meneli, złodziejów, pijaków, prostytutek itp. Tak właśnie było, teren, który w czasie II wojny stał się gettem żydowskim. Tzw. Dzielnica Północna, w okresie wcześniejszym była zamieszkiwany głównie przez żydowską biedotę. Wśród tych biedaków byli nie tylko ciężko pracujący i z trudem wiążący koniec końcem, ale także właśnie i przestępcy.

I właśnie to środowisko opisuje Singer. Poza Żydami nikt nie miał wstępu na te tereny, ludzie bali się tam zapuszczać, stąd też obraz ten jest unikalny. Jednocześnie jednak jest i uniwersalny, bo tego typu środowiska wszędzie chyba wyglądają podobnie. Kilkoro bohaterów wyemigrowało do Ameryki, tak więc obraz jest wzbogacony.

Tytułowa Ruda Kejla była prostytutką, żoną drobnego złodzieja. Na jej przykładzie Singer opisuje, jak strasznie trudno jest odciąć się od środowiska, które kogoś ukształtowało, szczególnie ciężko jest, gdy jest się osobą niewykształconą i wyjątkowo biedną. Opisuje też, jak ciężko jest oszukać własną naturę, gdy przez całe życie było się przyzwyczajonemu do określonego trybu życia. Bycie emigrantem też ukazane jest jako doświadczenie ekstremalnie trudne.

        W związku ze śmiercią papieża Franciszka sporo było ostatnio informacji o jego pontyfikacie i dorobku. No i właśnie skojarzyło mi się to z obrazami z „Rudej Kejli”, bo to jest środowisko, któremu Franciszek współczuł: wykluczeni, niewykształceni, biedni i emigranci właściwie z musu. Dziadkowie Franciszka też byli emigrantami, przybyli na statku z Włoch do Argentyny w latach 20 –tych ubiegłego wieku, ich przekaz i doświadczenia życia w rodzinie emigrantów ukształtowały przyszłego papieża i uwrażliwiły na ludzką krzywdę i tułaczkę po świecie. Bohaterowie Singera przybyli do USA nieco wcześniej, przed I wojną. Ale życie biedoty - emigrantów w USA czy w Argentynie, 20 lat wcześniej czy później, niewiele się różniło. To też jest uniwersalny obraz, aktualny nawet teraz, zmienia się tylko czas i miejsce.

7/10 

czwartek, 15 maja 2025

Jeffrey Archer "Brama zdrajców"

 

Po autorze wydawanym na całym świecie i to w dużej ilości egzemplarzy spodziewałam się, że pisze sprawnie, że czytając jego książki, można się porządnie zrelaksować. W tym przypadku okazało się to niemożliwe.

Dla mnie „Brama zdrajców” to powieść sensacyjna, która nie za bardzo wciąga czytelnika w akcję, często nudnawa. Nie ma w niej żadnego drugiego dna, żadnej wartości dodanej, psychologia jest płyciutka, charaktery ludzkie sztampowe, niemal czarno – białe. Liczyłam na jakieś ciekawostki o londyńskiej Tower, w tym zakresie również jest to rozczarowujące. Nie znalazłam żadnego elementu, dla którego warto byłoby tą książkę przeczytać.

Jedyny plus tej lektury to nieodparte już przekonanie, że jeżeli jakaś książka nie podoba się komuś po dobrnięciu do 1/3 czy maksymalnie do połowy, to najlepiej ją zostawić, bo szkoda czasu. Zasada że jak już dobrnęło się tak daleko, to lepiej ją skończyć, powoduje, że jeszcze więcej czasu się traci. Zamiast mieć stracone np. 5 godzin, traci się 10, a to już bezsens.

Jeśli ktoś szczególnie interesuje się angielską historią czy obyczajowością, być może zainteresują go kwestie, związane z przechowywaniem klejnotów koronnych, przewożeniem ich, rolą lorda szambelana w tym procesie itp. kwestie. Dla lubiących rozprawy sądowe w książkach czy filmach, może czymś godnym uwagi będą właśnie te fragmenty, gdzie są opisy rozprawy. Jeśli ktoś się wciągnął w tą serię, może ciekawe będą informacje o losach głównych bohaterów, a w tym zakresie sporo się zadziało. Dla mnie to był pierwszy raz, gdy sięgnęłam po Archera i ostatni.

3/10



wtorek, 13 maja 2025

Agata Christie „I nie było już nikogo” – audiobook, czyta Danuta Stenka

 

     I nie było już nikogo” to audiobook doskonały. To jedna z najlepszych powieści Agaty Christie, szalenie wciągająca, z nastrojem prawdziwej grozy i z absolutnie zaskakującymi zwrotami akcji, do tego jeszcze świetnie przeczytana. Już po napisaniu tej powieści przez Królową Kryminału powstało wiele innych książek, filmów, czy seriali, które w mniejszym lub większym stopniu wykorzystują schemat pobytu grupy osób w odosobnionym miejscu, niebezpieczeństwa grożącego tym osobom i w końcu morderstw.

    W tym przypadku 8 osób znalazło się na małej wysepce w pięknym domu, w którym poza nimi przebywała tylko para służących. Już pierwszego dnia wieczorem odezwał się z gramofonu głos, który powiedział, że każda z tych 10 kiedyś kogoś zabiła. Jak się okazało, nie były to klasyczne zabójstwa, typu zastrzelenie, tylko zdecydowanie bardziej wyrafinowane, bądź też w niektórych wypadkach było to doprowadzenie do śmierci. Żadna z tych osób nie poniosła jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co zrobiła, nie było jakichkolwiek dowodów na ich udział. I osoby będące na wyspie zaczęły umierać jedna po drugiej. Ucieczka na ląd była niemożliwa, bo nie było łódki, poza tym rozpętał się sztorm. Wyglądało to tak, jakby w końcu te osoby ponosiły karę za swoje wcześniejsze czyny. Oczywiście to, co oni zrobili było ich najgłębiej skrywaną tajemnicą, która ktoś nie wiadomo kiedy poznał.

        Poza naprawdę dobrą zabawą podczas słuchania nasuwały mi się na myśl właśnie tajemnice, jakie niemal każdy ma, no i różne niechlubne czyny, jakich też chyba każdy dokonuje. Nikt nie jest ideałem, nie trzeba być zabójca, żeby zrobić coś, czym nie ma się chwalić. Katolicy mogą korzystać ze spowiedzi, niepraktykujący, czy też wyznawcy innych wyznań, bądź też niewierzący mogą zastanowić się nad sobą w ramach autorefleksji. Trzeba tylko mieć zdolność do autokrytycyzmu. A ponieważ mało kto ma na koncie zbrodnie, tak jak bohaterowie książki, to nawet ta świadomość własnych czynów, nie niszczy nastroju, w jakim się czyta czy słucha książki.

10/10