wtorek, 16 grudnia 2025

Agata Christie "Czarna kawa"

 

        Jestem fanką Agaty Christie, przeczytałam większość jej twórczości, ale w tym przypadku nastąpiło jednak rozczarowanie. Powieść „Czarna kawa” mimo że sygnowana jest nazwiskiem Agaty Christie, nie została napisana w takim kształcie przez Królową Kryminału. Christie napisała sztukę teatralną o takim tytule, a sztuka ta została zaadaptowana na powieść przez Charles`a Osborne`a. Pierwotny tekst nie jest dostępny.

        Mając przeczytanych kilkadziesiąt powieści Christie, wyczuwam tu różnicę. W powieściach Agaty poza zagadką kryminalną najważniejsze były aspekty psychologiczne. Zarówno Herkules Poirot jak też i panna Marple byli znawcami natury ludzkiej i uwielbiali myśleć. Do ustalenia kto jest zabójcą, prowadziły szare komórki. W powieściach ważną rolę odgrywał narrator, który wiedział, co kto robi i co myśli. W sztukach teatralnych trudniej jest oddać emocje, bo tego narratora nie ma, widzowie widzą tylko, co kto robi. Partie narratora w „Czarnej kawie” musiał więc dodać Charles Osborne, który ani Królową ani Królem Kryminału nie był. I całość jest przez to płytsza, niż w klasycznych powieściach Agaty Christie.

        Można oczywiście przerobić sztukę na powieść, powieść na sztukę, ale sens tego jest wątpliwy. Gdy sama Christie przerobiła opowiadanie „Pułapka na myszy” na sztukę teatralne. Generalnie jednak przeróbki są trudne,a sukces wątpliwy.

        W „Czarnej kawie” są niewątpliwie charakterystyczne dla autorki elementy, jest zamknięty krąg osób, wśród których jest zabójca. Brak jest przemocy, a wszystko dzieje się w eleganckich wnętrzach. Jest zaskoczenie, w tym przypadku nie odgadłam, kto zabił. W niektórych momentach książka nawet wciąga. Tylko ta nieco kulawa psychologia psuje efekt. Hercules Poirot pojawia się, ale ten jego porażający intelekt nie jest widoczny. Zapamiętałam, że nakazywał zwracać uwagę na szczegóły.

6/10

niedziela, 14 grudnia 2025

Edmund Niziurski "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" - audiobook, czyta Leszek Teleszyński

 

        Książka mocno wciąga, napisana jest z humorem, ale dawno temu, gdy byłam oczywiście młodsza, serialowa ekranizacja podobała mi się bardziej. Jest sporo książek dla dzieci lub młodzieży, które czytałam również jako osoba dorosła i nadal mi się podobały, np. „Tajemniczy ogród”, „Opowieści z Narnii”, „Muminki”, „Wakacje z duchami” i in., z Markiem Piegusem jest jakoś inaczej.

       Cały czas nie mogłam przestać myśleć o tym, że cała akcja to absurd, że te wydarzenia nigdy nie mogłyby się wydarzyć. Pomysł z grupą hiper mądrych młodych nastolatków harcerzy, odważniejszych, mądrzejszych i sprytniejszych od najbardziej cwanych przestępców warszawskich, też nie jest dla mnie przekonujący. Raziło mnie też to, że wśród bohaterów nie ma ani żadnej dziewczynki ani żadnej kobiety. Jest, owszem, matka Marka Piegusa, ale to postać trzeciego planu, która nie odgrywa żadnej istotnej roli. To zupełnie nienaturalna sytuacja.

            Zainteresowała mnie za to obyczajowość opisanych czasów, książka pierwszy raz została wydana w 1965r. W mieszkaniu Marka i jego rodziców mieszkają również obcy ludzie. Warszawiacy myją się w miejskiej łaźni, gdzie chodzą przeciętnie raz na tydzień.

        Żadnych bezpośrednich politycznych aluzji tu nie ma. Ale jakby się ktoś uparł, mógłby dopatrywać się podobieństwa opisywanych harcerzy do harcerzy z Szarych Szeregów. Nieudolność MO też jest, ale w zawoalowanej formie, gdyby nie harcerze, porwany Marek i dorosły prywatny detektyw, nie mieliby szansy na przeżycie.

7/10

czwartek, 11 grudnia 2025

Ida Żmiejewska "Ciemna gwiazda. Sprawy Szustra"

 

        Idzie Żmiejewskiej świetnie wychodzi pisanie kryminałów retro, „Warszawianka” to jeden z moich ulubionych cykli, a „Sprawy Szustra” są jej kontynuacją, głównym bohaterem jest tylko ktoś inny.

    Powieść szalenie wciąga, czyta się błyskawicznie. Jest klimatyczna, wydarzenia rozgrywają się w ciągu kilku dni, od wigilii 1894r. do sylwestra tego samego roku. Co oczywiste, w tamtym czasie była prawdziwa zima ze śniegiem i mrozem. Oddana jest obyczajowość epoki. Widzimy bardzo mocno zubożałą arystokrację z gigantycznym ego i rosnących w siłę i bogactwo przemysłowców i handlowców. Sytuacja kobiet jest koszmarna, pobicie córki traktowane jest jako sprawa domowa. Autorka drobiazgowo pokazuje ówczesną Warszawę, przykładowo ślub zubożałej arystokratki odbywa się w najbardziej reprezentacyjnym ówczesnym kościele sióstr Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu. Ponadczasowe cytaty z „Moralności pani Dulskiej” na początku każdego rozdziału dodają lekkości i humoru. Są też spore zaskoczenia.

        Unikalne jest pokazanie środowiska polsko – rosyjskiego, małżeństw mieszanych. Taki mariaż polsko - katolicko – rosyjsko – prawosławny był oczywiście bardzo źle widziany zarówno przez Polaków jak i przez Rosjan. Polkę spotykał ostracyzm społeczny. Rosjanin nie miał większych szans na karierę, jeden z bohaterów, rosyjski policjant wiedział, że może w każdej chwili zostać odesłany w głąb Rosji do jakiejś dziury. Tytułowy Szuster pochodził z rodziny wieloetnicznej i w nim jak w soczewce widać trudność takiego położenia. 

        Osobiście uważam istnienie takich szczęśliwych małżeństw polsko -rosyjskich za mało realne z uwagi na trudności zewnętrzne, infamię, świadomość zbrodni, dokonywanych na Polakach przez rosyjski reżim, wywózek na Sybir itp. Ale gdy potraktuje się „Sprawy Szustra” z lekkim dystansem, to można się świetnie bawić.

7/10

wtorek, 9 grudnia 2025

Graham Masterton "Zwierciadło piekieł" - audiobook, czyta Adam Ferency i zespół aktorów

 

        W tym przypadku forma jest lepsza od treści, bo wykonanie audiobooka jest rewelacyjne. Odczytanie tekstu przez aktorów, specjalnie skomponowana muzyka i inne efekty dźwiękowe są świetne. Słucha się więc bardzo dobrze, ale z pominięciem fragmentów z mocną przemocą i tych z elementami satanistycznymi.

        Scenarzysta z Hollywood zafascynowany postacią Boofulsa, dziecięcego aktora z lat trzydziestych, zamordowanego przez swoją babkę, postanowił napisać scenariusz do musicalu o tym chłopaku. Udało mu się tez kupić lustro, należące kiedyś do Boofulsa. Okazało się, że lustro ma magiczne właściwości, że po drugiej stronie szkła są ludzie, w tym nadal żyjący Boofuls.

        Masterton przekazuje masę informacji o lustrach, ich symbolice w różnych okresach czasu, jest duża ilość nawiązań do „Po drugiej stronie lustra” Lewisa Carolla. Jak się okazało, po drugiej stronie lustra niby wszystko jest tak samo, ale inaczej. Im bardziej wchodzi się w głąb świata w lustrze, tym więcej różnic widzi się pomiędzy oboma światami po dwóch stronach lustra. Czyli inaczej mówiąc, jest jak w życiu. Z reguły to, co widzi się, czy też ma się z tym do czynienia po raz pierwszy, po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się inne, niż nam się wydawało pierwotnie. Coś wspaniałego ma wady, coś brzydkiego niekoniecznie jest takie brzydkie itp. W powieści gdy ktoś wejdzie do lustra, ma problem z wyjściem, zostaje tam, a wychodzi za to zupełnie inna postać. Wchodzi poczciwy kot, a wychodzi kot demon. Jeśli ktoś zapomniałby, że wszystko ma swoje przeciwieństwa, to tutaj widać to dokładnie.

        Nic specjalnie odkrywczego tu nie ma, ale za to można zainteresować klasyką, czyli Lewisem Carollem. Bo już po samych cytatach widać, że „Po drugiej stronie lustra” warte jest uwagi.

6/10



piątek, 5 grudnia 2025

Serhij Żadan "Arabeski"

 

         „Arabeski” to moje pierwsze spotkanie z Serhijem Żadanem, ikoną ukraińskiej kultury i ukraińskiego oporu. Żadan podjął skuteczną próbę opisania tego, co jest niepojęte, a w najlepszym razie ekstremalnie trudne do opisania. Bo jak można opisać, co czuje ktoś, kto walczy lub walczył na froncie? Wojna jest możliwa do zrekonstruowania w sferze faktograficznej. W sferze emocji jest zdecydowanie trudniej.

        Żadan ma doskonałą świadomość, że opisanie tego, co czują ludzie na froncie czy na zapleczu frontu, może być tylko wybiórcze. Nawet gdy uda się opisać przeżycia jednej osoby, co i tak jest ekstremalnie trudne, to nie znaczy, że czytelnik będzie znał odczucia wszystkich walczących. W opowiadaniach przedstawia głównie żołnierzy w czasie przerwy od walki na froncie, mających np. przepustkę, albo też cywili mieszkających na terenach przygranicznych, gdzie przetacza się front.

        W jednym z opowiadań jest pokazana para, żołnierz i żołnierka, która spotkała się najpierw przypadkowo na stacji benzynowej, potem dowiadywali się o sobie czegokolwiek droga pantoflową. W końcu udało im się dostać przepustkę i spotkać w hotelu. Jedno miało przy sobie leki uspokajające, drugie leki nasenne. Te leki zażywali na stałe. Nie wiedzieli, jak ze sobą rozmawiać. Ciężko to zrozumieć z pozycji osoby, mieszkającej bezpiecznie, ale nie budzi to jakiegoś wielkiego zaskoczenia, inaczej jest w przypadku innego opowiadania.

        W „I nie wystarczy słońca, by to wszystko oświetlić” Żadan przybliżył natomiast taki stan ducha, którego bez przeżycia czegoś podobnego nie da się w ogóle zrozumieć, przybliżył coś nieopisywalnego.

        W tym opowiadaniu doszło do spotkania tym razem z inicjatywy dawnej znajomej z lat szkolnych. Dziewczyna napotkała na mur obojętności, nie sposób było zorientować się, czy chłopak się ucieszył, czy nie, czy chce kontynuować znajomość. Powiedział jej, że w ogóle nic pamięta ze swojego życia, nie pamięta, co mu przynosiło radość. „To jest tak, jakbyś wychodziła z jasnego miejsca w noc i próbowała coś zobaczyć. I niczego nie ma”. Dziewczyna po dłuższej wymianie zdań uznała, że przebywanie z nim nie ma sensu, że sens ma jedynie ciemność w nim. „Ciemność, której nie widziała, ale którą czuła. Po prostu fizycznie czuła. Ona ma sens. Ona poruszała nim, ona przez niego przemawiała”. Po lekturze nadal wie się niewiele, ale więcej niż nic, chyba w tym przypadku więcej już powiedzieć się nie da.

8/10

środa, 3 grudnia 2025

Riley Sager "Wróć przed zmrokiem" - audiobook, czyta Kamila Brodacka i Maciej Radel

 

        Książka jest momentami mocno wciągająca, niekiedy jednak nuży. Można się oderwać od rzeczywistości, jest klimat tajemniczości, nawiedzony dom, można się nawet trochę bać, jest sporo zaskoczeń, ale też nie przy każdym wątku. Całość jest jednak totalnie pusta. Mamy opis wydarzeń z udziałem sił nadprzyrodzonych i nic więcej, żadnej wartości dodanej. Psychologia jest na żenującym poziomie, tak jakby jej nie było, nie ma niczego ciekawego o regionie, gdzie toczą się wydarzenia, o historii, o niczym. Rzadko się zdarza, żeby książka była aż tak pusta i aby po jej skończeniu nic w czytelniku nie zostawało. Wykonanie audiobooka jest całkiem dobre, ale to nie ma już żadnego znaczenia.

        Jest tu sporo zmarnowanych możliwości. Przy dwóch planach czasowych można obserwować bohaterów z przeszłości i 20 kilka lat później. Tylko oni w ogóle pod żadnym względem się nie zmienili, nie są nawet emocjonalnie dojrzalsi, wszyscy są charakterologicznie tacy sami, jak byli, emocjonalnie bardzo prości i przewidywalni. Wystarczy porównać „Wróć przed zmrokiem” do jakiejkolwiek książki np. Stevena Kinga i od razu widać, na czym polega różnica.

    Sporo jest innych książek luźnych, wciągających i dających do myślenia, lepiej sięgnąć po inne.

4/10



wtorek, 25 listopada 2025

Gustaw Herling - Grudziński "Sześć medalionów i srebrna szkatułka"

 

        Herling – Grudziński miał niepowtarzalny styl pisania, już po kilku pierwszych zdaniach wiadomo, że ma się do czynienia z prawdziwym pisarzem, a nie z osobą jedynie piszącą książki. Olbrzymie doświadczenie życiowe, w tym pobyt w łagrze, walka w II wojnie jako żołnierz, doświadczenie konspiratora, emigracja, a oprócz tego oczytanie, zainteresowanie sztuką i tym wszystkim, co dzieje się na świecie, spowodowało, że miał o czym pisać. Połączona z tym wszystkim przenikliwość doprowadziła do tego, że jego refleksje są naprawdę warte uwagi.

        „Sześć medalionów i srebrna szkatułka” to zbiór 6 całkowicie odrębnych esejów i jedno opowiadanie. W esejach pisarz opowiada o włoskich miastach: Sienie i Parmie, i o malarzach: Caravaggiu, Vermeerze, Rembrandtcie i Riberze. Genialne opowiadanie jest z kolei o tytułowej srebrnej szkatułce i stanowi trochę wspomnień, przywołania wydarzeń historycznych sprzed wieków i elementów nierzeczywistych. Opowieści o miastach nie zrobiły na mnie większego wrażenia, ale pozostałe teksty mnie wręcz poraziły.

        Na każdego z malarzy Herling – Grudziński patrzy z unikalnej strony. Nie był krytykiem sztuki, nie musiał się obawiać, co ludzie powiedzą, ani czy jego spostrzeżenia są zgodne z ogólnie przyjętym kanonem itp. Pisał, co myślał, przez to zaś te teksty są unikalne. Nie opowiada tylko o malarzach, to jest swoistego rodzaju mieszanka, to refleksje o życiorysie konkretnego artysty, o jego twórczości, a do tego wszystkiego dochodzą różnorakie refleksje o życiu, ludzkich charakterach, relacjach międzyludzkich, a nawet i pewne wizje, np. jak mogła wyglądać śmierć Rembrandta. Są też cytaty z dzieł innych autorów, piszących o tych malarzach.

        Przykładowo Vermeer jest dla Herlinga – Grudzińskiego malarzem mediumicznym, maluje czas zatrzymany, rzeczywistość przypominającą wieczność. Podstawowym elementem jego sztuki jest tajemnica. Ribera z kolei w każdym człowieku był w stanie zobaczyć coś unikalnego, „oko malarza trafiało w sedno, widziało warz pospolitą, zwykłą, i jednocześnie niepowtarzalną”.

        Generalnie nie przepadam za opowiadaniami, nie można się za bardzo w nie wczuć, szybko się kończą i pozostawiają niedosyt. W tym przypadku wciągnęłam się w „Srebrną szkatułkę” niesamowicie i od kilku dni nie mogę przestać o niej myśleć. W osłupienie wprawiło mnie wprowadzenie przez pisarza elementów nadprzyrodzonych. W jednym przypadku hipotetycznie dane zdarzenie mogło się przydarzyć, ale prawdopodobieństwo że tak się stanie, było mniejsze niż znikome. W drugim przypadku zaś pisarz pojechał na miejsce zbrodni sprzed wieków, o której sporo wiedział i rozmyślał, a nawet posiadał przedmiot, należący kiedyś do zamordowanej osoby. Oparł się o mur zamku i „jak w halucynacji” słyszał, jak dokonała się ta zbrodnia. Każdy czytelnik oceni sam, czy jest tylko czyta fikcja, czy niekoniecznie.

        Sam autor napisał ”Od bardzo dawna występuję przy byle sposobności przeciw antynomii dziwność – naturalność ( prawdopodobieństwo) . Kto uważnie śledzi rzeczywistość, kto ćwiczy się w dostrzeganiu pozornej „dziwności” wielu jej objawów, ten wie, jak dajemy się ograniczać i pętać w spojrzeniu na „naturalne lub prawdopodobne” zdarzenia, szukając w nich wyłącznie tego, co przemawia do naszego poczucia realistycznej trzeźwości. Nie ma podziału na rzeczy „dziwne” i „naturalne”. Jest – jeżeli się tego koniecznie chce – podział na rzeczy „niezwykłe” i „zwykłe”, „trudno uchwytne” i „pospolite”.

10/10



piątek, 21 listopada 2025

Leszek Herman "Ideburga. Igranie z ogniem" - audiobook, czyta Zuzanna Galia

 

        Przygody nastoletniej Ideburgi dla dorosłego czytelnika brzmią dziecinnie i nieco śmiesznie. Wartością są tu kwestie historyczne. Wydarzenia rozgrywają się w 1890 r. na Pomorzu Zachodnim, m.in. w Szczecinie, Rewalu, Trzęsaczu, Kołobrzegu. Jeśli ktoś w danym momencie nie potrzebuje lektury ambitnej, wymagającej przemyślenia, ale mimo wszystko wciągającej i chciałby się jednocześnie czegoś dowiedzieć o historii tych ziem, może sięgnąć po „Ideburgę”. W wersji audiobookowej Zuzanna Galia jako lektorka sprawdziła się całkiem dobrze.

        Leszek Herman doskonale pokazał, jak się wówczas żyło na tamtych ziemiach. Dwory wiejskie i bogate domy w miastach należały należały do niemieckiej arystokracji, ludność w przeważającej większości stanowili Niemcy, często mieszkający tam z dziada, pradziada. Polskie pochodzenie utrudniało karierę i ogólnie było źle widziane w towarzystwie. Planowane było wybudowanie linii kolejowej, biegnącej wzdłuż wybrzeża, ale wobec oporu niektórych właścicieli ziemskich, nie doszło do zakupu ziemi i wybudowania linii.

        Ciotka Idy była właścicielką dworu w miejscowości Dreżewo, tj. tuż obok Trzęsacza, gdzie na klifie są ruiny słynnego kościółka, konkretnie fragment jednej ściany, przez dziesiątki lat podmywanego przez Bałtyk. Dziś jest to atrakcja turystyczna, w 1890 r. kościółek jeszcze był cały. Ida oczywiście odwiedziła to miejsce. Pływając, zobaczyła trumnę z nieboszczykiem, morze bowiem wdzierając się na klif, podmywało także cmentarz, znajdujący się wówczas na szczycie klifu obok kościółka. Widoki trumien w morzu w tym miejscu nie były wówczas czymś nadzwyczajnym. Przytoczone są legendy o kościółku i o tym dlaczego Bałtyk go zniszczył.

        Czytając o Niemcach, żyjących setki lat na opisywanych trenach, pomijając całkowicie kwestie polityczne, tzw. „sprawiedliwości dziejowej” i inne, można poczuć więcej zwykłej, ludzkiej empatii do tych, którzy w 1945r. zostali stamtąd wysiedleni, a cały dorobek przodków musieli zostawić.

7/10



wtorek, 18 listopada 2025

Patrick Modiano "Perełka"

 

        Tym razem po przeczytaniu Modiano nie było wielkiego wow. Bohaterka jego opowieści zobaczyła przypadkowo w metrze kobietę, przypominającą jej zmarłą matkę. Perełka jest skrajnie nieszczęśliwa, przywołuje strzępy traumatycznych wspomnień z dzieciństwa. Podjęła się zarobkowo opieki nad małą dziewczynką, która była tak samo nieszczęśliwa, jak i ona niegdyś. Po jakimś czasie nie do końca wiadomo, czy ta dziewczynka faktycznie istnieje, czy nie jest to aby tylko wspomnienie samej siebie.

        Noblista pisze tutaj głównie o pamięci i o przeszłości, której znajomość jest niezbędna do tego, aby wiedzieć tak naprawdę, kim się jest. Niektórzy tworzą drzewa genealogiczne swojej rodziny, szukają korzeni, odnajdują różne ciekawe rzeczy, niekiedy np. innej narodowości przodków. Perełka nie ma takiego komfortu, bo nie wie, kto był jej ojcem, a matkę ledwie pamięta. Wszystko wskazuje na to, że jej totalne zagubienie i rozpacz właśnie z tego wynikają, nie tylko z braku czułości w dzieciństwie i braku rodziny, ale i z niemożności ustalenia, kim tak naprawdę jest, kim byli jej przodkowie.

        Dziewczyna wspomina. Z biegiem lat wspomnienia się zacierają, gmatwają, prawie niczego nie można już być pewnym. Perełka chyba za bardzo skupia się tylko na sobie i na swojej traumie, ale to chyba lepsze niż całkowity brak zadumy nad czymkolwiek. „Zawsze sprawiało mi ulgę, gdy poznawałam adres miejsc, które pamiętałam mgliście i które bez przerwy nawiedzały mnie w koszmarach. Jeżeli dokładnie wiedziałam, gdzie są położone i że mogę na nie popatrzyć z zewnątrz, zyskiwałam pewność, że staną się niegroźne”. I tak jest chyba u każdego, lepiej wydobyć nawet gdzieś z podkładów podświadomości to, co nas przeraża lub przerażało, te najgorsze wspomnienia i się im przyjrzeć. Niewątpliwie staną się niegroźne lub mniej groźne, w porównaniu do tego, gdy tkwiły w mrokach niepamięci.

7/10

piątek, 14 listopada 2025

Jakub Małecki "Korowód" - audiobook, czyta Filip Kosior

 

         Korowód” to książka pełna pytań bez odpowiedzi. Pod tym kątem przypomina nieco „Dorę Bruner” Patrica Modiano, o której dopiero co pisałam tutaj. Dlaczego czyjaś postać mimo braku kontaktu z nią, zaczyna nagle wkraczać w nasze życie? Może to być postać osoby nieżyjącej. Pod pojęciem wkraczać Małecki nie rozumie pojawienia się ducha, czy nawet samego głosu. Po prostu taka osoba pojawia się przed czyimiś oczami i nie chce tego kogoś opuścić. Przykładowo podróżnik płynący statkiem po Bałtyku zobaczył nagle krajobraz tego morza sprzed kilku wieków, zamarzniętego, a na jego tafli uciekającą postać i pogoń za nią. Przy tej postaci nagle pojawił się Cień. Podróżnik nie wiedział ani dlaczego coś takiego zobaczył, ani czy taka sytuacja naprawdę kiedyś się wydarzyła. Opisał to w liście do ukochanej, listy te w pewnym zakresie zachowały się w formie książkowej. Ta opisana sytuacja z pościgiem na Bałtyku zafrapowała kobietę, żyjącą znacznie później. Ta kobieta też kiedyś zobaczyła koło siebie taki Cień, jak przy uciekającym mężczyźnie. Czytelnik wie o samego początku, że ucieczka sprzed kilkuset lat miała miejsce, bo jej opis jest na samym początku „Korowodu”.

        Co to wszystko ma znaczyć? Co z tego ma wynikać? Dlaczego ktoś dowiaduje się o określonej sytuacji z przeszłości i potem przeżywa też coś zbliżonego, zagrożenie życia? Kim jest Cień? Jakub Małecki nie odpowiada na te pytania, na nie nie ma odpowiedzi. Tak samo jak i Patric Modiano nie wiedział, dlaczego ktoś żyjący współcześnie zaczyna nagle interesować się losem nikomu nieznanej dziewczyny, która zaginęła w czasie wojny i ku swojemu zaskoczeniu zauważa wiele zbieżności pomiędzy życiem jej a swoim.

        Niewiele ciekawych wątków znalazłam z kolei w opisach dzieciństwa bohatera ostatniej opowieści z książki, spotkania z kolegami, podwórka z PRL, bójki itp. historie. Czekałam, aż te wątki się skończą.

        Olbrzymim minusem „Korowodu” jest to, że Małecki pod koniec książki opisuje dokładnie Cień, bo Cień zaczyna towarzyszyć jemu samemu już od czasów dzieciństwa. Opisy Cienia są kuriozalne, np. wyciąga ręce, żeby chronić chłopaka przed upadkiem, czy wchodzi przez usta cały w jego ciało, bierze udział w bójce itp. Tego rodzaju opisy przypominają literaturę klasy B i psują książkę. Modiano wybrał niedopowiedzenia. I dostał Nobla.

7/10

wtorek, 11 listopada 2025

Patrick Modiano "Dora Bruder"

 

        Dora Bruder” to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Od pierwszych już zdań widać, że to jest wielka literatura, a Nobel z 2014r. dla autora był jak najbardziej zasłużony. Pisałam kilkakrotnie o książkach Patrica Modiano tutaj, i tutaj. 

        Narrator, paryżanin, znalazł w starej gazecie z 1941r. ogłoszenie o tym, że zaginęła Dora Bruder lat 15. Ponieważ podany był adres rodziców, zorientował się, że zna ten rejon Paryża, a w dzieciństwie tam nawet mieszkał. Nie wiedząc do końca dlaczego, zaczął wgłębiać się w tą historię i szukać informacji o Dorze. Książeczka jest właśnie o poszukiwaniu śladów Dory, zawiera też masę refleksji o kwestiach egzystencjalnych, szerszych niż los jednostki. Stawia masę pytań, nie daje żadnych odpowiedzi i nie dotyczy to tylko Dory.

        Narrator zauważa róże przypadki, zbiegi okoliczności, wie, że chodził tymi samymi ulicami, co Dora. Odkrywa, że Dora uciekła z internatu, a on również przeżył taki epizod. Przypomina sobie, że znał człowieka, który musiał znać Dorę. Ustala, jaką trasą dziewczyna uciekała przed gestapo i zauważa, że przy tej trasie jest miejsce, opisane przez Wiktora Hugo w „Nędznikach”, w którym ukrył się, uciekający wraz z Kozetą Jan Valjean. W miarę poszukiwania informacji o Dorze pojawia się coraz więcej zbieżności pomiędzy jej losem a pewnymi fragmentami losu narratora. Dlaczego tak jest? Czy coś z tego ma wynikać, a jeżeli tak, to co? Odnosi się wrażenie, jakby Modiano przybliżał się do wielkiej tajemnicy, a tą tajemnicą nie jest bynajmniej tylko los Dory, bo oczywiste było, że jako skrajnie biedna Żydówka miała znikome szanse na przeżycie wojny. Oczywiste jest też, że ta wielka, egzystencjalna tajemnica nadal nie będzie rozwiązana. 

        Zakonnik, trapista Michał Zioło w książce „Litery  na piasku” pisał: „bo mnie obchodzi sens właśnie, sens pojawienia się w czyimś życiu innego życia, choćby i za sprawą pośredników, czasem tylko w formie szczątkowych informacji”. Szerzej o „Literach na piasku” pisałam tutaj.

        Na początku lektury zastanawiałam się nad sensem wgłębiania się w los Dory, wiadomo było przecież, że nie była ona ani literatką, ani artystką, ani kimś, kto pozostawiłby po sobie spuściznę. Była zwyczajną dziewczyną. Pytanie o sens wnikania w jej życie i poszukiwania śladów pozostaje otwarte. Ale skoro każde życie ludzkie ma sens, próba przyjrzenia się temu życiu również musi mieć sens. Podczas czytania czuje się, że ta lektura uwrażliwia i czyni czytelnika bardziej empatycznym nie tylko na dzieje Dory. Los jednostki chyba bardziej przemawia niż zestawienia, cyfry i statystyki.

    Modiano poza jednym małym wyjątkiem nie wprowadza żadnych elementów paranormalnych, nie ma tu duchów, nikt ani nie widzi ani nie słyszy niczego nadprzyrodzonego, nie ma nawet proroczych snów. W jednym tylko miejscu narrator, stojąc w miejscu, w którym najprawdopodobniej przebywała Dora, mówi: ”Niemniej pod grubą warstwą zapomnienia od czasu do czasu dawało się coś wyczuć, jakieś odległe stłumione echo czegoś, czego dokładnie nie dawało się określić. Było to jak znalezienie się na skraju pola magnetycznego bez wahadełka, pozwalającego odbierać fale”.

10/10