czwartek, 26 czerwca 2025

Patric Modiano „Żebyś nie zgubił się w dzielnicy”

 

        Książeczka jest naprawdę krótka, akcja znikoma, autor skupia się na wewnętrznych przeżyciach narratora, jego refleksjach, są też liczne retrospekcje. Czytałam wcześniej „Zagubioną dzielnicę” Modiano, pisałam o niej tutaj, byłam nią zachwycona. Tym razem życie narratora, paryżanina, zostało zakłócone przez nieznanego mu mężczyznę, który zakomunikował mu, że znalazł jego notes z telefonami. To wydarzenie i kontakt ze znalazcą i jego młodą partnerką, dały asumpt do rozmyślań o czasach dzieciństwa, kiedy to opiekowała się nim pewna kobieta, przypominająca partnerkę znalazcy.

        Narrator nie żył na szczęście w czasach wojny, w dzieciństwie nie spotkał się z pedofilem, nikt się nad nim nie znęcał. Ale miały miejsce wydarzenia dla dziecka bardzo ważne, częściowo traumatyczne, które później wyparł z pamięci. Spotkałam się z teoriami psychologów, że trudne wydarzenia z dzieciństwa powinno się przepracować. Mam wątpliwości, czy to ma sens. Ale w tym przypadku te minione sytuacje ciążyły na narratorze, to nie było tak, że coś minęło i powrót do tego nie miał sensu. Miał sny, które prześladowały go całe życie i coś mu przypominały. Wpadł nawet na pomysł, aby kupić dom, w którym kiedyś mieszkał, wówczas „będzie szukał sekretnych schodów i ukrytych drzwi. W końcu znajdzie to, co stracił i o czym nigdy nikomu nie mógł powiedzieć”. Właściwie to stracił cząstkę siebie.

        Tytuł książki jest nakazem opiekunki z dzieciństwa, która bała się, aby chłopak po prostu się nie zgubił. Przestrzeganie tego nakazu nie było trudne, ale za to w późniejszym czasie pogubił się w życiu. Nie jest to wprost powiedziane, ale raczej nie był ani spełniony ani szczęśliwy. I te zepchnięte do podświadomości wydarzenia prawdopodobnie mogły tu odegrać swoją rolę. Czy faktycznie odegrały i rzeczywiście nie był on szczęśliwy? Modiano mnoży pytania, odpowiedzi nie daje.

    Zagubiona dzielnica” była bardziej uniwersalna, nie odwoływała się ani do dzieciństwa ani do traumatycznych wydarzeń, a też dawała sporo do myślenia. Zdecydowanie jednak warto.

7/10

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Maciej Siembieda „Sobowtór” – audiobook, czyta Mariusz Bonaszewski

 

        Co powinno zrobić muzeum, gdy pojawia się wątpliwość co do autentyczności jednego z obrazów znanego malarza ze zbiorów tego muzeum? Czy powinno poddać obraz badaniom i w razie wykluczenia autentyczności, oficjalnie o tym poinformować? Czy raczej odstąpić od badań, przyjmując, że nie ma żadnych wątpliwości i korzystać z pieniędzy od tłumu zwiedzających? Ten ciekawy dylemat dotyczący m. in. jednego z polskich muzeów, pojawia się dopiero na sam koniec książki. A poza tym zbyt wiele ciekawych rzeczy w tej powieści nie znalazłam, było jeszcze trochę nudno. 

        Intryga kryminalna, czyli w tym przypadku fikcyjna historia genialnego fałszerza obrazów, kopiującego po mistrzowsku Hansa Holbeina, mogłaby być ciekawa. Ale nie była. Sugestie, że fałszerz żyje kilkaset lat, że ma nadnaturalne moce, były od początku dziecinne. Wątek ten został później wyjaśniony. O twórczości Holbeina również zbyt wiele nie można się dowiedzieć. To że malował z fotograficzną dokładnością jest oczywiste dla każdego, kto popatrzy na jego dzieła.

        Jak do tej pory najlepszą książką o fałszerstwach dzieł sztuki, jaką czytałam, była „To ja byłem Vermeerem” autorstwa Franka Wynne. Jest to pozycja o prawdziwym fałszerzu, który po wojnie został oskarżony o sprzedawanie obrazów Vermeera nazistom. Wówczas wykazał, że to on je namalował, naśladując styl Vermeera. Historia ta zrobiła spore zamieszanie na rynku sztuki, pojawiły się dylematy, czy muzea, posiadające w zbiorach Vermeera, faktycznie go mają, czy też mają tylko obrazy naśladowcy mistrza. Pisałam o tej książce tutaj.

        Osadzanie części wydarzeń w czasie II wojny miałoby swoje uzasadnienie, gdyby Siembieda miał na ten wojny do powiedzenia coś nowego, gdyby chciał wydobyć z mroku zapomnienia jakąś historię, gdyby chciał przedstawić wydarzenia pod jakimś innym kątem itp. W tym przypadku niczego nowego się nie dowiedziałam.

   5/10

środa, 18 czerwca 2025

Philip Ardach „Świat Muminków stworzony przez Tove Jansson”

 

Pozycja idealna dla miłośników Muminków. Jest to swoistego rodzaju kompendium wiedzy o Muminkach. Gdy czyta się coś po raz pierwszy, albo po bardzo długiej przerwie, z reguły zwraca się uwagę na akcję. Tutaj przedstawione są sylwetki poszczególnych postaci, a z racji tego że wszystkie one mają ludzkie cechy, to każdy czytelnik odnajdzie wśród nich siebie. Raczej mało prawdopodobne, aby ktoś odnalazł się tylko w jednej postaci, ale najprawdopodobniej dostrzeże u siebie cechy kilku opisywanych bohaterów. Pod bajkowymi postaciami kryje się głęboka prawda psychologiczna. Jest tu np. Mama Muminków, która musi mieć wokół siebie bliskie osoby nie tylko z rodziny, ale i każdego, kto chce z nimi zamieszkać. Ale jest i Włóczykij, który potrzebuje i bliskości i wolności i samotności, wiosnę i lato spędza w Dolinie Muminków ze swoim najbliższym przyjacielem Muminkiem, ale z końcem lata wyrusza na wędrówkę w nieznane.

Jest też trochę informacji o autorce i jej najbliższych, pozwala to lepiej zrozumieć opowieści o Muminkach. Pozwala zrozumieć ukryte konteksty. Gdy czyta się komecie zagrażającej dolinie, czy powodzi, to bajkowa sceneria nie pozwala odczuwać grozy. Oczywistą rzeczą jest, że Muminkach nic złego nikomu stać się nie może. Nie jest to spojler, tylko naprawdę podstawa podstaw wiedzy o Muminkach. Ale gdy wie się, że konkretna opowieść została napisana w czasie wojny, to inaczej się na wszystko patrzy, ma się świadomość ukrytych znaczeń. Komuś opowiadanie o strasznych czasach za pomocą bajkowych postaci może wydać się trywialne, ale dla wielu jest odwrotnie, bo to właśnie takie obrazy przemawiają wyjątkowo mocno do każdego.

Na kartach książki są tez m.in. wybrane powiedzenia z opowieści, mowa jest o różnych przedmiotach z doliny, czarodziejski kapelusz. Sporo jest rysunków autorki, wydanie jest piękne od strony wizualnej, czyta się świetnie.

8/10

czwartek, 12 czerwca 2025

Papież Franciszek „Autobiografia. Nadzieja”

 

        Zawsze wyjątkowo lubiłam Franciszka, a książka jest fascynująca. Jest to nie tyle autobiografia, co raczej zbiór refleksji na temat swojego życia i życia rodziny, ale wszystko to umieszczone jest w bardzo szerokim kontekście. Jest to więc częściowo książka historyczna, bo mowa jest np. o dziadkach emigrantach, którzy przybyli z Włoch do Argentyny, o wojskowych reżimach rządzących w Ameryce Południowej i w ogóle zasygnalizowane są niemal wszystkie ważniejsze wydarzenia, jakie rozegrały się w czasie życia Franciszka. Wątki związane z religią są oczywiście mocno eksponowane.

        Czytając uzmysławiałam sobie, jak bardzo europocentryczni jesteśmy prawie wszyscy żyjący w Europie. Franciszek powołuje się na wielu twórców literackich, w zdecydowanej większości nie są to Europejczycy i większości z nich nie znam, a przecież jednak sporo czytam. II wojna odcisnęła oczywiście na Ameryce Południowej swoje piętno, ale europejskie dramaty i traumy są nieporównywalnie makabryczniejsze. W Ameryce Południowej były inne problemy, znalazła się tam cała masa uciekinierów z Europy, część wcześniej uciekła z biedy, a część z kolei uciekła od wojny.

        Najciekawsze są jednak refleksje papieża, a bystrość umysłu w tak zaawansowanym wieku jest wręcz porażająca. Cały rozdział poświęcony jest np. humorowi i zadowoleniu z życia. Ten rozdział jest tak rewelacyjny, że powinni go czytać ludzie mający doła czy nawet depresję. Franciszek cenił wysoko ludzi dającym innym radość, zaprosił do Watykanu kiedyś komików. Uważa, że jest tyle powodów do radości, że życie we frustracji i wiecznym smutku nie przystoi żadnemu chrześcijaninowi. Wspomniał o tym, że od kilkudziesięciu lat codziennie odmawia modlitwę o dobry humor, która ułożył kilkaset lat temu Tomas Morus, kanclerz na dworze Henryka VIII. Franciszek pisze, że „Tam gdzie się ludzie śmieją, łatwiej o ducha pokoju, o zainteresowanie i troskę o drugiego człowieka”. „Ci którzy są zawsze ponurzy, sztywni, utknęli w czyśćcu lub są w piekle”. „Poczucie humoru to znak prawdziwej mądrości”. Szczególnie zastanawiające są spostrzeżenia na temat ludzi nieszczęśliwych, oczywiście są ludzie nieszczęśliwi z powodu przeżytych dramatów, ale są i inne sytuacje. Papież powołując się na świętego Filipa Neri i pisze, że „człowiek samolubny zawsze jest nieszczęśliwy, gdyż większość jego nieszczęść bierze się z nieumiarkowanej miłości własnej”. Franciszek krytykuje nawet „przedłużającą się w nieskończoność żałobę” jako niezgodną z życiem w Duchu Świętym. Oczywistą rzeczą jest, iż życie niesie ze sobą również i gorycz. Ale mimo to „trzeba za wszelką cenę unikać pogrążenia się w melancholii i nie pozwolić, by zatruwała nam serce”. Pięknie i porywająco pisze Franciszek o nadziei, marzeniach, ryzyku, walce o marzenia, o tym aby nie być obojętnym. „Życie to walka, to odrzucenie kompromisu wiecznej przeciętności”.

            Zaskakujące ale niewątpliwie trafne jest z kolei to, jakie grzechy Franciszek uważa za najgorsze. Nie są to bynajmniej grzechy cielesne. „O wiele poważniejszymi grzechami są te, które na pozór wydają się znacznie lżejsze, niemalże „anielskie . Mam tu na myśli pychę, nienawiść, kłamstwo, oszustwo, prześladowanie słabszych”.

         Kościół ostatnimi laty zasłynął ze swojego gorszego oblicza, wyszły chociażby na jaw skrywane głęboko afery pedofilskie, mieszanie się do polityki też budzi niesmak. Franciszek pokazuje inną, lepszą twarz Kościoła, a przy tym nie neguje oczywiście tego, co było złe.

10/10



sobota, 7 czerwca 2025

Ryszard Ćwirlej „Śmierci ulotny woal” – audiobook, czyta Bartosz Głogowski

 


    W olbrzymiej  masie kryminałów kryminały retro Ćwirleja trzymają poziom. Ćwirlej poza sporą dawką rozrywki dostarcza też sporą dawkę wiedzy o Poznaniu, ale nie w sensie dat i bezmyślnego przytaczania zdarzeń.

    Wśród Poznaniaków z książki, opisywanych w 1930 r. sporo jest takich, którzy walczyli w Wielkiej Wojnie, czyli I wojnie światowej, w powstaniu wielkopolskim, a potem w wojnie bolszewickiej. Powstanie wielkopolskie jest tym wyróżnikiem, który jest absolutnie unikalny w całych naszych dziejach, jedyne skuteczne, wygrane postanie, po którym większość Wielkopolski wraz z Poznaniem musiała już zostać przyłączona do niepodległego państwa polskiego.

    Intrygowało mnie zawsze, jak to się stało, że tam się udało, czy wynikało to tylko z okoliczności zewnętrznych? Czy życie pod niemieckim zaborem, gdzie w przeciwieństwie do rosyjskiego, panował porządek i dyscyplina, umiejętność logicznego i racjonalnego myślenia i tego typu czynniki, miały swój znaczenie? Nie robiąc żadnych historycznych wykładów, a jedynie retrospekcje do czasów m. in. powstania, Ćwirlej o tym właśnie pisze. Wszystkie te czynniki z pewnością odegrały swoja rolę. Wielkopolanie nie wywoływali powstań, nie mających żadnych szans na powodzenie. Znaczenie miały też kwestie psychologiczne. Wśród Poznaniaków sporo było takich, który czuli się Polakami, byli też zniemczeni, uważający się za Niemców. Sytuacja była mocno złożona, bo były mieszane małżeństwa, dzieci z tych małżeństw. Niejednokrotnie w ramach tej samej rodziny różne osoby miały inne poczucie przynależności państwowej. Ta świadomość złożoności sytuacji i racjonalna mentalność pozbawiona raczej romantycznych uniesień powodowała, że nikt ani nie chciał ginąć, ani niepotrzebnie zabijać.

    Ćwirlej opisuje kwestię odbicia lotniska przez powstańców. Z kart powieści wynika, iż przed decydującym starciem dowódcy atakujących i broniących lotniska dogadali się, uznając że lotnisko jest nie do utrzymania i szkoda przelewać niepotrzebnie krew. Poddanie się nie wchodziło w rachubę, atakujący udawali więc, że atakują, a broniący, że bronią, a następnym etapem scenariusza było zdobycie lotniska przez atakujących. Kwestia powstania jest oczywiście bardziej złożona, ale te fragmenty są wyjątkowo intrygujące.

    Poza tym w tym tomie można przyjrzeć się środowisku drobnych przestępców i arystokracji. Opisana jest też akcja prowokacyjna zorganizowana przez Niemców p-ko Polakom, mająca na celu wzbudzenie antypolskich nastrojów. Ta akcja jest fikcją literacką, ale trzeba mieć świadomość, że tego typu akcje faktycznie były przez Niemców przed wybuchem wojny organizowane.

8/10