Od dawna uważam, że powroty do naprawdę dobrej literatury, dobrych seriali, filmów itd. są świetnym pomysłem. O „Psach wojny” pisałam 10 lat temu, słuchałam audiobooka w innym wykonaniu.
Na co innego, niż wcześniej, zwróciłam uwagę? Powieść burzy stereotypy i pewne kwestie zamiast w kategoriach czarno – białych, zaczyna się postrzegać jako daleko bardziej złożone, składające się z różnych odcieni szarości. Tytułowe Psy wojny, to ludzie którzy za odpowiednią zapłatą walczą w różnych konfliktach wojennych po stronie tego, kto im płaci. Wiadomo, że raczej nie myśli się o takich osobach w pozytywnych kategoriach.
Frederic Forsyth był dziennikarzem, korespondentem wojennym i współpracownikiem MI 6, zna życie z każdej strony, a jego twórczość udowadnia jego szalenie szerokie horyzonty myślowe i błyskotliwą inteligencję. Właśnie w „Psach wojny” pokazał, że wszędzie, wśród najemników również, bywają również ludzie inteligentni i mający swoje zasady moralne. A z kolei tzw. normalni ludzie za wiele się nie różnią od najemników, bo są na usługach np. korporacji, w których pracują. W związku z różnymi zobowiązaniami finansowymi, jak np. kredyty, nie są w pełni wolni, są chciwi i przekupni. Formą przekupstwa nie musi być łapówka, może być awans. A znalezienie kogoś uczciwego i nieprzekupnego jest niesłychanie trudne. Jeden z bohaterów mówi, że kogoś takiego jeszcze nie spotkał. Niczym nieuzasadnione jest to poczucie wyższości moralnej czy intelektualnej, z jakim ci tzw. normalni ludzie patrzą na najemników, czy na inne osoby, które uznają za gorsze od siebie. Świadczy też o pysze i całkowitym braku autokrytycyzmu.
Paradoksalnie, degeneraci z najwyższych półek biznesu, również mają swoje dobre strony. Shanon, najemnik, odkrył, że zlecający mu dokonanie przewrotu wojskowego w jednym z afrykańskich krajów, jest nie tylko całkowicie zdegenerowany, ale ma jednak w sobie odwagę.
F. Forsyth jest warty przeczytania nie tylko dla dobrej zabawy, ale też jako materiał do autorefleksji.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz