środa, 12 lutego 2025

Keefe Patrick Radden „Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego”

 

Książka jest porażająca i to pod wieloma względami. Zasadnicza kwestia to oczywiście opis afery opioidowej w USA, zakończonej faktycznie zaledwie kilka lat temu. Jestem przekonana, że niemal każdy czytelnik, bez względu na doświadczenie i bez względu na to, z jak ciemną stroną życia zetknął się osobiście czy zawodowo, po lekturze stwierdzi, że jednak był naiwny. Opisana firma farmaceutyczna Prude i inne z nią powiązane działały jak mafia, korumpując lekarzy, którzy bez opamiętania na masową skalę wypisywali recepty na narkotyczny lek przeciwbólowy, silniejszy od heroiny, twierdząc że nie ma żadnych skutków ubocznych. Adwokaci współdziałający z tymi firmami byli w stanie zrobić wszystko dla pieniędzy, dyskredytować świadków, mieszać ich z błotem itp. Z firmami współdziałała amerykańska agencja, zajmująca się rejestracją leków. Liczba ofiar śmiertelnych to 600 000 – 800 000 tysięcy ludzi i miliony osób, które stały się uzależnionymi narkomanami.

Nie tylko to jednak było ciekawe. Najbardziej intrygująca część książki dotyczy jednak kwestii późniejszych, gdy z tą machiną podjęto walkę. Wydawało się to niemożliwe, bo korupcja, powiązania osobowe i finansowe sięgały szczytów władzy, ale znalazło się parę osób, które tą walkę niezależnie od siebie podjęły. Robiło to wrażenie, jakby Dawid miał się mierzyć z Goliatem. Jedną z tych osób była fotografka, która zmagała się z uzależnieniem, była dosyć znana, podjęła kampanię społeczną, organizowała happeningi, zyskiwała masowe zainteresowanie i poparcie. Drugi to prokurator, a mieć trzeba na względzie, że wcześniejszą sprawę karną zakończono po interwencji na bardzo wysokim szczeblu. Kolejny to dziennikarz. To właśnie zwyczajni ludzie nie mając żadnej gwarancji, że się uda, poświęcili czas, zdolności na walkę. Było to tak jak u Tolkiena, gdy Frodo, zwyczajny hobbit, podjął walkę najstraszniejszym złem, jakie istniało i wygrał. W „Imperium bólu” ta wygrana nie jest taka jednoznaczna.

Zwraca ponadto uwagę wiele innych kwestii, jak chociażby zjawisko, które autor określił jako „całkowity braku refleksji moralnej” ze strony pracowników opisywanej firmy farmaceutycznej. Ciężko jest powiedzieć, czy jest to tylko poza, czy może mają w sobie jednak poczucie winy. Ale skoro tej firmy nie opuścili,  gdy informacje o tym, czym jest jej lek, stały się głośne i powszechne dostępne, to chyba jednak wyrzutów sumienia nie mieli. Zresztą masa ludzi pracuje w firmach, produkujących różne rakotwórcze produkty np. jedzenie i im to nie przeszkadza, nie jest to więc aż tak bardzo dziwne.

Nasuwa się także myśl, że ruchy anty szczepionkowe też mogą mieć źródło w aferze opioidowej. Pojawiła się totalna nieufność do firm farmaceutycznych i do lekarzy. 

9/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz