Jon Fosse jest sporym wyjątkiem wśród noblistów. Ostatnimi czasy Literacki Nobel przyznawany był pisarzom o światopoglądzie lewicowym, którzy z religią nie mieli wiele wspólnego, a już z pewnością nie z katolicyzmem. Fosse, Norweg, jest katolikiem i w swej twórczości skupia się na treściach egzystencjalnych, w tym dotyczących Boga. Czytałam, że w częściowo zlaicyzowanym, a częściowo protestanckim społeczeństwie norweskim, w szczególności wśród osób bogatych i wykształconych, katolicyzm teraz powoli, powoli zyskuje zainteresowanie. Znaczna część tych osób zjeździła już kawał świata, mogą kupić sobie co tylko chcą, próbowali różnych nowych trendów, a katolicyzm zaczynają postrzegać jako coś trwałego i ponadczasowego w zmiennym świecie. Komitet Noblowski określił twórczość Fosse jako „dającą wyraz niewysłowionemu”. Lektura „Białości” to zmierzenie się z prozą naprawdę unikalną.
„Białość” to miniaturowe opowiadanie. Opisywane wydarzenie jest tylko pretekstem do rozważań, jakie można snuć po jego przeczytaniu. Narrator jedzie zimą i nocą samochodem przez las, a gdy dalsza jazda jest już niemożliwa, wychodzi w ten las, na zimno i śnieg i idzie przed siebie, nie za bardzo wiadomo po co. Spotyka dziwną Białą, Świetlistą Postać, od której bije ciepło i jeszcze trzy inne osoby. Nie są to materialne postacie.
W opowiadaniu nie jest powiedziane wprost, kim jest Świetlista Postać. Można się więc nad tym zastanawiać, aczkolwiek jednoznaczne skojarzenia nasuwają się same. Opis tej postaci nie ma sobie absolutnie nic z grafomanii. Rozważania co do tożsamości nieznanej narratorowi osoby są trudniejsze. Można myśleć także o tym, co symbolizuje bezcelowa jazda samochodem, potem błąkanie się po ciemnym lesie. Właściwie każdy fragment tej miniaturki można analizować i rozmyślać nad nim.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz