poniedziałek, 17 lutego 2025

Guillaume Musso „Ta chwila”

 


    Zygmunt Kałużyński mawiał, że jeżeli w filmie jest chociaż jedna scena, która zapada w pamięć i daje do myślenia, to bez względu na wszystko inne, film jest warty obejrzenia. E. M. Remarque w jednej ze swoich książek, chyba w „Łuku Triumfalnym”, napisał, że czasami banalna, prosta melodia tak potrafi wpaść w ucho i zawładnąć człowiekiem, że daje mu niekiedy więcej, niż najwspanialsze utwory największych kompozytorów. Tak właśnie jest z „Tą chwilą” G. Musso. Nie jest to literatura wysokich lotów, momentami jest grafomańska. Opowiada o tym, o czym pisało już wielu twórców, że czas ucieka, że trzeba żyć według zasady „Carpe diem”.

Jest jednak pewne ale. Ale mimo to Musso właśnie zmusza do refleksji. Może to jest kwestia sposobu opowiedzenia, siły sugestii, książka mimo wielu wad zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie.

    Narrator po wejściu do jednego z pomieszczeń w latarni morskiej wpadł w pułapkę czasową. Okazało się, że może przeżyć tak, jak chce, tylko jeden dzień w roku, przez resztę czasu znika i nie wie, co się z nim dzieje. Stara się więc wykorzystać ten dzień najlepiej, jak może, robi tylko to, na czym najbardziej mu zależy. Nie ma mowy o marnowaniu czasu, o spotykaniu się z ludźmi, z którymi nie ma ochoty się widzieć, o robieniu czegoś, czego się nie lubi i na co nie ma ochoty.

    Dla każdego czytelnika gdyby stanął przed takim dylematem, jak ów narrator, zapewne co innego byłoby najważniejsze. I to pytanie, co zrobiłabym w takiej sytuacji, gdybym miała wpływ tylko na jeden dzień swojego życia w roku, gdzieś tkwi w głowie podczas czytania.

„Tą chwilę” czyta się świetnie, można oderwać się od rzeczywistości. Zaskoczenie jest bardzo, ale to bardzo zaskakujące.

7/10

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz