poniedziałek, 17 czerwca 2024

Ida Żmiejewska „Fajerwerki” t.5 cyklu "Zawierucha"

 

    Ostatni tom cyklu jest zdecydowanie najsłabszy i przewidywalny. Właściwie wszystko jest już wiadome. Każda z bohaterek już we wcześniejszych tomach znalazła swoją miłość, a teraz autorka tylko sztucznie mnoży przeszkody, pozornie uniemożliwiające szczęśliwe życie kilku par. Tom napisany jest w konwencji takiej, że w tym samym czasie najważniejszym aspektem życia każdej z bohaterek jest rozwiązywanie problemów w związku uczuciowym. Wszelkie inne kwestie są potraktowane marginalnie. Na początku cyklu sporo miejsca poświęcone było  np. pracy Janki jako pielęgniarki w szpitalu, gdzie opiekowała się rannymi, w tym chorymi, którzy ucierpieli w ataku gazowym pod Bolimowem. Tutaj jest spora i nużąca monotematyczność. Brak jest ponadto głębi charakterologicznej. W rewelacyjnej „Warszawiance” tej samej autorki było  zdecydowanie więcej różnych dylematów moralnych, a postacie było znacznie bardziej złożone, wymykające utartym schematom. Tutaj problemami są kwestie damsko – męskie, typu, czy mężczyzna kocha, czy nie kocha, jak pozbyć się męża itd. 

         Obraz całej rodziny Kellerów też jest przelukrowany, schematyczny, owszem są większe czy mniejsze nieporozumienia, ale generalnie panuje między wszystkimi wielka miłość i lojalność, jak w bajce. Wszyscy są dobrzy i prawi, mają wady, ale są to naprawdę drobne wady. Jest to tak nierealne, aż ciężko się czyta. To odwrotność tego, co opisała np. Agata Christie w „Morderstwie w Boże Narodzenie” i odwrotność tego, co było pokazane chociażby w moim ulubionym serialu „Sukcesja”. W poprzednich tomach było podobnie, ale nie do końca było wiadome, w jakim kierunku całość pójdzie i było też zdecydowanie więcej innych aspektów. Tutaj jeszcze dochodzą ostatecznie równie wspaniali, bajkowi mężowie, a liczba bohaterów, przypominających ludzi z krwi i kości jest wyjątkowo mała, co w niektórych fragmentach sytuuje książkę niebezpiecznie blisko grafomanii. 

        Na podziw zasługuje natomiast wiedza autorki o dawnej Warszawie, realia życia w tym mieście w 1918r. odtworzone są świetnie, łącznie nawet z karmieniem wiewiórek w Parku Łazienkowskim, czy spacery z dzieckiem w Ogrodzie Saskim. Jeżeli ktoś nie jest znawcą okresu I wojny światowej, to z pewnością również dowie się wielu rzeczy. Szokujący jest opis sytuacji kobiet w tamtym czasie i to kobiet wykształconych. Na przykładzie Julii można przyjrzeć się sytuacji, jak zgodnie z prawem może zachować się porzucony mąż. W przysiędze ślubnej w tamtych czasach  zawarta była formuła posłuszeństwa, które panna młoda ślubowała poślubianemu mężczyźnie. To że po ślubie mąż porzucił chorą żonę i zostawił ją samą na pewną śmierć i to jeszcze tuż przed nacierającym frontem, nie miało żadnego znaczenia. Nadal w świetle prawa miał prawo jej rozkazywać i właściwie to nią rozporządzać. W tym konkretnym przypadku małżonek zagroził żonie, że jeżeli nie wróci do niego, on doprowadzi do zamknięcia jej w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach jako niepoczytalnej.  

     Generalnie jednak nie będę tęsknić za cyklem. 

6/10 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz