„Odrzania” to gawęda, reportaż, esej, książka historyczna. Napisana jest tak, że ciężko się od niej oderwać, czytając ją, czytelnik może się czuć tak, jakby rozmawiał z kimś np. pijąc piwo. Czytałam recenzję tej pozycji, napisaną przez profesjonalnego krytyka literackiego, nie podobał mu się język, w jakim została napisana. Odniosłam zupełnie odmienne wrażenie, dla mnie jest to olbrzymi atut. Czyta się ją zdecydowanie lepiej, niż niejeden kryminał czy powieść sensacyjną. Tytułowa Odrzania na nazwa wymyślona przez autora, odnosząca się do tzw. Ziem Odzyskanych, dołączonych do Polski po II wojnie.
Opowieść dotyczy zarówno polityki, jak historii, widzianej z punktu widzenia tych ludzi, którzy przybyli na owe ziemie, a potem ich potomków, ale też o tym, jak oni sami i ich ziemie są postrzegane przez mieszkańców innych części kraju. Rokita przedstawia, jak żyło się tam od 1945 r. i jak żyje się aż do chwili obecnej. Zwraca uwagę na różnice w mentalności ludzi z tamtego rejonu w porównaniu do ludności tzw. Wiślani, czyli regionu niemal rdzennie polskiego. Są tu oczywiście liczne kwestie dyskusyjne, z którymi nie każdy się zgodzi, ale dzięki temu tak dobrze się to czyta. Zauważyłam też pewne nieścisłości historyczne, ale też nie rzutuje to odbiór całości, to nie jest historyczna praca naukowa.
Przykładowo autor zwraca uwagę na olbrzymią otwartość mieszkańców tamtego rejonu na obcość, na inne narody i inne kultury. Zwraca jednocześnie uwagę na fakt, że ludzie ci przyzwyczajeni są od lat do bliskości Niemców, mieszkali oni, czy też ich rodzice lub dziadkowie w poniemieckich domach, potem mieli inne kontakty, np. przez handel lub chociażby z racji tego, że Niemcy przychodzili do Polski od lat 70 – tych oglądać swój dawne domy. Doszło więc do pewnego wzajemnego oswojenia. Nikt tam nie odżywia sztucznie nienawiści do Niemców. Tuż po wojnie nienawiść do Niemców była oczywista, ale po upływie kilkudziesięciu lat zdarzają się już sytuacje, że w polskich miastach nowe ulice są nazywane nazwiskami Niemców, zasłużonych dla danego miasta czy regionu. Po wojnie ślady po Niemcach były niszczone, np. szyldy, teraz te ocalone są wysoko cenione.
Inne ciekawostki. Odrzania zdaniem Rokity traktowana była i jest jest przez różnych dysydentów po macoszemu i to pod wieloma względami, tak jakby nie była Polską. Po wojnie mimo olbrzymich zniszczeń Wrocławia, był on jeszcze przez kilka lat legalnie szabrowany przez polskie władze, masowo wywożono z niego tonami cegłę na odbudowę Warszawy. Pomimo tego, że obecnie największa liczba zabytków znajduje się na terenie województwa dolnośląskiego, większość pieniędzy na zbytki rozdzielana jest przez ministerstwo nie tam, nie proporcjonalnie, ale do Warszawy lub do Krakowa. W kanonie klasyki literatury naszego narodu właściwie nie ma książek, mówiących o tamtych ziemiach, czy też napisanych przez tamtejszych twórców.
Polacy też albo z uwagi na tradycję rodzinną, albo odruchowo, wybierając kierunki wakacyjnych wyjazdów z reguły jadąc w góry, jadą w Tatry, a nie w Sudety, jadąc nad morze, wybierają Pomorze Wschodnie, a nie Zachodnie. W stosunku do tych ziem nie narodził się jeszcze sentyment taki, jaki był, czy w niektórych kręgach jeszcze jest, w stosunku do Kresów Wschodnich, pomimo tego, że to właśnie Ziemie Odzyskane mają olbrzymie bogactwo złóż, są po prostu bogatsze w sensie dosłownym, a nie tylko sentymentalnym i łączą nas z Europą Zachodnią.
Książka potrafi zafascynować opisywanymi regionami. Jeszcze podczas czytania kupiłam "Kajś" Rokity i czekam na kolejne dzieła.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz