Zabranie się za tą książkę było eksperymentem, miało odpowiedzieć na pytanie, czy poza Stevenem Kingiem są inni twórcy, którzy są w stanie pisać wartościowe, wciągające powieści z elementami horroru, thrillera czy nawet i kryminału, a do tego takie, które nie są głupie pod względem psychologicznym. Masterton Kingowi nie dorównał, przynajmniej w tej powieści, ale nie była ona tylko tak zła, jak można było się spodziewać. Fragmenty naprawdę godne uwagi graniczą tu ze scenami tak żenującymi, że aż śmiesznymi, jak np., demon w ludzkiej postaci, który po kilkuset latach snu wskoczył na dach samochodu i był problem z jego strąceniem. Są też nawiązania do różnych frapujących miejscowych legend i ludowych wierzeń, związanych ze zmarłymi, np. gdy w domu rozsypie się ziemię z pola bitwy, w której zginął ktoś bliski i gdy nie znaleziono jego ciała, duch tej osoby się ukaże.
Otóż dorosłe dzieci zmarłego, majętnego człowieka, przyjechały do jego wielkiego domu, celem ustalenia spraw spadkowych. Przyjechali oni ze swoimi małżonkami, a jedno małżeństwo z dzieckiem. Chłopczyk ten zaginął, a w domu zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy. Można było stworzyć atmosferę prawdziwej grozy, dookoła domu rozciągały się wrzosowiska, na których wył wiatr. Żadnej grozy jednak nie wyczułam i niczego się nie obawiałam. W ogóle nie można tego porównać do opisów atmosfery w hotelu Stanley z „Lśnienia” S. Kinga, którego chyba każdy czytelnik, podobnie jak i każdy widz ekranizacji S. Kubricka, się bał.
W „Domu stu szeptów” jednym z ciekawszych elementów są rozważania o czasie i nieśmiertelności, pojawiają się tu bowiem osoby zawieszone w czasie, żyjące od wielu lat, jedna od kilkuset. Ich możliwości działania są ograniczone, ale co nieco mogą zrobić. Żadna z tych osób nie cieszy się z takiego stanu. Zazdroszczą zwykłym ludziom wszystkiego, nawet i tego, że mogą umrzeć. Są zmęczone i nie za bardzo mogą odpocząć. Nie cenią czasu i nie muszą go wykorzystywać najlepiej jak można, bo mają go pod dostatkiem. Część z nich nie ma żadnych hamulców moralnych, bo bez względu na to, co zrobią, nie muszą się niczego obawiać.
Są też nawiązania do historii, z chwilą odcięcia się kościoła angielskiego od Rzymu, rozpoczęło się tropienie katolików. Wyznawanie innej religii niż anglikańska, równoznaczne było ze zdradą stanu. Księża katoliccy nadal prowadzili działalność, część mieszkańców ich ukrywała w tzw. księżych kryjówkach. Były to małe pomieszczenia, ukryte w domostwach, szalenie trudne do znalezienia.
3/10