sobota, 21 października 2023

"Maria Stuart” Friedrich Schiller – spektakl Teatr Narodowy Warszawa, reżyseria Grzegorz Wiśniewski

 

      Sztuka jest fenomenalna, mimo, iż trudna, długa i wymagająca skupienia, podczas spektaklu nie czuje się upływu czasu. Tekstu wcześniej nie czytałam, aczkolwiek historia Marii Stuart w ogólnym zarysie znana jest chyba każdemu. Tutaj reżyser przedstawił wszystko tak, aby widzowie uświadomili sobie, że dylematy, przed jakimi stały Maria Stuart i Elżbieta, są aktualne stale i nie dotyczą tylko ludzi z kręgu władzy, ale każdego. Aktorzy grają we współczesnych strojach, co niewątpliwie pomaga w odbiorze.

      Zatwierdzenie wyroku śmierci na Marii Stuart było z punktu widzenia  Elżbiety, jako głowy państwa, jedyną możliwą sensowną decyzją (jak na tamte czasy oczywiście). W przeciwnym wypadku Anglii groziła wojna domowa, zwolennicy Marii mogli niemal w każdej chwili wywołać rozruchy, pomóc mogła im zagranica, chociażby mająca w tym swój interes katolicka Hiszpania. Decyzja Elżbiety to przykład decyzji kontrowersyjnej, trudnej, budzącej wątpliwości i opory, mogącej powodować kaca moralnego i która w wielu kręgach oceniona będzie szalenie negatywnie. Tego typu decyzje (nie budzące aż tak straszliwych konsekwencji) podejmowane są na szczeblach władzy, ale nie tylko. Niemal każdy staje przed różnymi dylematami i tego rodzaju decyzje podejmuje, dotyczy to i życia prywatnego i zawodowego. W tym zakresie sztuka opowiada o ciężarze odpowiedzialności i o kosztach, jakie ponosi się, podejmując tak trudne decyzje.  

    Jest to też sztuka o ciężarze władzy. Ciekawa jest reakcja Elżbiety na informację, że Maria została już ścięta. Nie wiem, na ile jest to zgodne z prawdą historyczną, ale nie ma to większego znaczenia, bo sztuka to nie opracowanie historyczne. Elżbieta jakby przerażona tym faktem, próbowała rozmyć sama przed sobą tą odpowiedzialność. Zaczęła krzyczeć, że ona tylko  zatwierdziła ten wyrok, ale nie powinien on być nigdzie przesyłany, powinien leżeć podpisany u niej. No i że winny śmierci Marii jest dworzanin, który wyrok z podpisem Elżbiety przekazał dalej. Oczywiście tych winnych jej zdaniem było więcej, ona jednak nie. Była to początkowa reakcja, potem Elżbieta ochłonęła. Ale mechanizm uciekania od odpowiedzialności jest stary jak świat. Niekiedy te ucieczki są tylko same przed sobą, niekiedy przed odpowiedzialnością karną. 

    Druga strona medalu to odpowiedzialność tych wszystkich pozostałych osób, których rola była dużo mniejsza. Obwiniany przez Elżbietę dworzanin krzyczał, że przecież on nie odegrał tutaj żadnej roli, bo on tylko przekazał dokument z podpisem Elżbiety dalej. Pozornie wydaje się, że ma dużo racji w tym, co mówi. Ale gdyby nie takie osoby cała machina nie mogłaby funkcjonować. Gestapo nie mogłoby funkcjonować bez sekretarek czy kierowców, SB tak samo. Przykłady można mnożyć. Dworzanin upiera się, że jest niewinny, ale przecież jakiś udział w tym wszystkim miał. Sztuka stawia właśnie pytania o odpowiedzialność, chociażby tylko moralną, za każde, nawet najdrobniejsze działanie. 

      Różnego rodzaju problemów pokazanych jest tu więcej, każdy oczywiście zwróci uwagę na coś innego. Po obejrzeniu nie da się tak prosto zapomnieć, spektakl gdzieś mocno tkwi w środku.     

10/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz