Książka jest bardzo ciekawa jedynie pod względem kuchni szpiegowskiej, akcja opisana jest nierówno, miejscami mocno wciąga, gdzie indziej lekko przynudza. Autor, były pracownik CIA, ma wiedzę o szpiegowaniu, ale umiejętności pisania już nie za bardzo. Część szczegółów pracy szpiegów i służb, usiłujących ich wykryć, jest mało znana i niewątpliwie budzi to zainteresowanie. Przykładowo Orioni – emerytowani już pracownicy służb wywiadowczych, wykorzystywani są dorywczo np. do śledzenia. Nikt nie zwraca przecież uwagi na 70 czy 80 latka z psem na spacerze, albo na babcię z wózkiem. Albo np. rosyjska, szpiegowska szkoła jaskółek, czyli szkoła uwodzenia i seksu. Ten aspekt książki jest zdecydowanie najlepszy.
W porównaniu do mistrzów powieści szpiegowskiej Le Carre, czy Roberta Littela, Jason Matthews wypada zdecydowanie słabiej. Ma słabsze pióro. Niektóre fragmenty są kiczowate, a najgorzej wypadają wątki romansowe. W pewnym stopniu, oczywiście nie całościowo, bieg akcji jest przewidywalny, jak w prymitywnym harlekinie. Nie ma tu też rozbudowanej psychologii. Charaktery są niemal czarno – białe, zupełnie inaczej niż w życiu, a już szczególnie w służbach specjalnych. U le Carre wszyscy bohaterowie mieli masę grzeszków na sumieniu i „pobrudzone ręce”, niekoniecznie przez łapówki.
Nie wiem, na ile J. Matthews postrzega świat w taki właśnie sposób, na ile jest to zabieg, mający na celu zdobycie czytelników. Pracując w CIA musiał mieć świadomość złożoności ludzkich charakterów i niepotrzebnie wszystko spłycił.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz